środa, 24 grudnia 2014

Dary Anioła

Malo zmartwień i agresji, żadnych stresów i depresji, dużo śmiechu i radości, wiele seksu i miłości, ciepłych lóżek a nie pryczy na Święta i Nowy Rok Wam wszystkim Kaczka J




Za mną stał wysoki muskularny brunet. Na szpilkach sięgałam mu do brody, nie chciałam myśleć jak bym wyglądała przy nim bez obcasów. Miał z dwa metry wysokości. Czarne oczy wpatrywał się we mnie, a usta wykrzywione były w uśmiechu. Wyglądał na trochę starszego ode mnie, jednak niewiele. Jak pierwszy raz na niego spojrzałam wydawało mi się, że to Sasuke, jednak się pomyliłam. Dogłębniej mu się przyglądając zauważyłam, że różnią się odrobine w rysach twarzy ten tu przede mną wydawał się o parę lat starszy, a poza tym miał długie włosy związane z tyłu w luźny kucyk i był delikatnie wyższy, a w jego spojrzeniu był jakiś tajemniczy błysk, który wydawał się taki nieposkromniony. Dostrzegłam w jego oczach również nutkę szaleństwa i niepokorności. Po plecach przeleciał mi zimny dreszcz.
Nie znałam go przynajmniej go sobie nie przypominała. Pamiętała bym jak by było inaczej. Trzymaną szklankę z drinkiem w dłoni podniosłam do ust i upiłam małego łyka.
-Znamy się?- Zapytałam. Dyskretnie rozejrzałam się po Sali, ale nigdzie nie widziałam Sasuke. Poczułam lekki niepokój. Na pewno mnie tu nie zostawił. Nie było by szans. Nie zrobił by mi tego. Swój wzrok znów zwróciłam ku nieznajomemu który przemówił.
-Nie, niestety nie miałem jeszcze przyjemności się poznać, jednak chciał bym to zmienić.- Chłopak posłał mi zniewalając uśmiech. Białe zęby przebiły się przez taflę gładkich i jędrnych malinowych ust. Ja również się uśmiechnęłam, ale nie tak szeroko. Posłałam mu lekki uśmiech który świadczył o moim zakłopotaniu. Nie wiem czemu ale ten gest z jego strony wydał mi się taki strasznie sztuczny. Może jego uśmiech błyszczał, jednak oczy były przygasłe.
-Wiesz nie jestem tu sama ja…
-Więc z kim jesteś. Impreza dobiega końca wszyscy wychodzą, a ja nie widzę, żeby ktoś się tobą interesuje. Więc może przyjmiesz moją bezinteresowną pomoc.
-Ja tu jestem z Sasuke…
-Sasuke powiadasz. Widziałem go jakieś pięć minut temu z jakąś blondynką jak wsiadał na parkingu do jakiegoś samochodu.
To był dla mnie szok. A jednak zostawił mnie samą. Ta impreza- wiedziałam, że od początku to był wielki błąd. Przerażało teraz mnie to wszystko. Alkohol jeszcze lekko szumiał w mojej głowie, ale ja uporczywie starałam się coś wymyślić. Rozejrzałam się po Sali. Chciałam dostrzec jakieś znajome twarze, jednak już niewiele osób zostało, których kompletnie nie znała. Odłożyłam drinka na stoliku obok i potarłam swoje skronie. Nieznajomy chłopak wciąż koło mnie stał jak by wyczekiwał mojej odpowiedzi. Wzrok miał utkwiony we mnie, jak by nie istniała żadna rzecz inna na tym świecie. Na próżno szukałam innych rozwiązań. Westchnęłam przeciągle.
-Dobrze skorzystam z twojej pomocy.- Chłopak najwyraźniej ucieszył się z mojej odpowiedzi. Uśmiechnął się ku mnie i wysunął swoje ramie które ja przyjęłam ujmując je delikatnie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Na sobie miał czarną skurzaną dopasowaną kurtkę, pod nią biały T-shirt i do tego czarne spodnie jeans. Wyglądał jak bohater jakiegoś Sens Fiction. Jednak bardziej pasował do czarnych charakterów.
-Więc może lepiej się poznajmy?- Zatrzymał się i opuścił swoje ramie zrywając przy tym nasz minimalny kontakt cielesny. Gdy się odsunął poczułam chłód i zapragnęłam, aby zbliżył się ponownie i ogrzał mnie swoim ciałem.
-Jestem Itachi- wyciągnął ku mnie dłoń.
-Sakura- odrzekłam, również wyciągając dłoń, aby uścisnęła jego, jednak on wogóle uczynił coś innego. Chwycił moją dłoń i odwracając wierzchem ku górze zbliżył ją do swoich ust i ucałował. Gentelman przeszło mi przez myśl.
Dostaliśmy się na prawie już pusty parking i pozwoliłam się mu prowadzić. Jakie moje zdziwienie było kiedy  zatrzymaliśmy się przed najnowszym Mercedesem.
-Bez gwiazdy nie ma jazdy- powiedziałam nim zdążyłam  pomyśleć. Szybko przyłożyłam sobie dłoń do ust w geście milczenia i cofnięcia słów które wypowiedziałam, które mogły jednak w jakiś sposób dotknąć chłopaka. Jednak on jedynie lekko się uśmiechnął i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam posłusznie, a za mną zatrzasnęły się drzwi.
Po chwili Itachi usiadł na miejscu kierowcy. Poinformowałam go o moim miejscu zamieszkania i zgodnie z jego obietnicą odwiózł mnie do domu. Wysiadłam pośpiesznie z auta i rzuciłam mu szybkie cześć. Jednak zatrzymały mnie jego słowa.
-Może się jeszcze kiedyś spotkamy? Jak byś oczywiście chciała?- Odwróciłam się powoli ku niemu i powiedziałam
-Jasne- tylko wyłącznie z grzeczności.
-Zadzwonię jutro dobranoc. Idź do domu poczekam aż wejdziesz do środka.- Więcej już nic do niego nie powiedziałam. Pośpiesznym krokiem zmierzałam ku drzwiom wejściowym i wpadłam do środka jak burza niemal trzaskając drzwiami. Nie chciałam obudzić mamy. Dzisiaj wróciła z tej swojej delegacji. Usłyszałam ryk silnika i najprawdopodobniej brunet odjechał z pod mojego domu. Odetchnęłam z ulgą. Nie miałam nic do niego jednak jak na moje oko był dziwny. Zaśmiałam się do siebie na te stwierdzenie. Dziwny Sakura naprawdę kto tu jest dziwny. Skierowałam swoje kroki ku swojemu pokojowi. Zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i rzuciłam się na moje łóżko ukrywając twarz w poduszce. W pokoju było zimno prawdopodobnie przez otwarte okno. Jednak nie miałam już siły by wstawać i je zamykać.
Przeklęty Sasuke to ostanie co pomyślałam za nim pochłonęły mnie sny. 

-Więc czego się dowiedziałeś?- Zapytał patrząc przez wielkie okno apartamentowca. Westchnął kiedy przez otwarte okno wleciał wiatr i lekko poruszył jego włosy w taniec.
-A więc poszukałem tu i tam i dowiedziałem się, że do tej pory nie mieliśmy szans powodzenia. Otóż nie wystarczy nam krew żeńskiego pokolenia twojego wesala. Potrzeba nam zdobyć Dary Anioła. Usłyszałam opowieść o tym jak aby zachować równowagę anioł Izachiasz  przekazał śmiertelnikowi trzy dary. Miecz- Lustro i –Kielich. Miały one zapewnić równość ludzi z innymi istotami takimi jak nieśmiertelni czarownicy, neofilim, wampirami, nimfami i tak dalej. Żeby rytuał miał powodzenie musisz zdobyć je wszystkie plus do tego krew dziecka każdego gatunku, nie tylko czarodziejska.
-Więc czemu do tej pory nie mogłem dotrzeć do tych informacji?
-Księga którą posiadasz jest mało szczegółowa. Autor nie zagłębiał się w opisywanie żadnych rytuałów, raczej zawiera dziedzictwa. Musimy zdobyć Białą Księgę.
-Gdzie ją mogę znaleźć?
-Posiada ją potężny czarownik zwany Agram. Sto lat temu ukrył ją gdzieś i jak do tej pory pilnuje, aby nie wpadła w niepowołane ręce.
Czarno-włosy odwrócił się do obłoku za sobą. Unosił się swobodnie nad dywanem w białe paski. Dawno już niemodnym. Nie widać było jego twarzy, ale można było rozpoznać ludzki kształt.
-Dobrze się spisałeś, a teraz wyjdź mam  jeszcze jedno spotkanie. Postaraj się zebrać trochę przydatnych informacji o miejscu gdzie mogę znaleźć te dary Anioła. Najpierw zajmiemy się nimi, a potem tą Białą Księgą.
-A co  z różowo-włosą? Jak mam jej wytłumaczyć czemu ją zostawiłem samą?
-Nie wiem wymyśl coś jesteś w tym dobry.
Obłok rozpłynął się w powietrzu i już po chwili go nie było. Czarno-włosy mężczyzna zmarszczył lekko brwi i spojrzał na zegarek, po chwili rozległo się ciche pukanie. Do pomieszczenia weszła granatowo-włosa dziewczyna.
-Więc przemyślałaś moją ofertę i się zgadzasz skoro tutaj jesteś, jak byś odmówiła nie stawiała byś się osobiście.
-Tak jestem gotowa przyjąć twoją propozycję.
-Dobrze więc jutro rano zobaczysz ją pod szkołą. Od tej pory będziesz z nią w klasie. Miej na nią oko.

-Dobrze. 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rytuał przejęcia mocy



         Przeszłość...

-Nic się nie stało, to nie ona!- odpowiedział mężczyzna u stóp którego leżała martwa kobieta. Jej puste otwarte oczy wpatrywały się w niego, a wiotkie ciało ułożyło się w lekki łuk. Miała lekko uchylone usta jak by krzyk wiązł jej w gardle.
-Myślałem, że to naprawdę ta- odpowiedział głos pochodzący z obłoku chmury w kolorze wyblakłej czerni, mająca kształt ludzkiej postaci.
-Wszystko wskazywało na nią nawet znamię się zgadza, wszystko jest jak powinno pochodzenie, znaki szczególne wszystko jest na miejscu, sam tego nie rozumiem.- Czarno-włosy prychnął z wściekłości. Tak dużo przygotowań, tak dużo zachodu i na nic. Rozkruszona kreda tworzyła wokół nich pentagram. Znajdowali się w starym opuszczonym zamku na obrzeżach Tokio należącym kiedyś do wielkich rodów władców, którzy władali tą ziemią.
-Skoro twoim zdaniem wszystko jest jak w najlepszym porządku więc powiedz mi czemu ta tutaj leży martwa, a ja jak byłem tak jestem tym co byłem?- Zły podniósł głos- Zawodzisz mnie. Chyba nie chcesz, abym odesłał cię tak skąd przybyłeś.- Po chwili wąchania obłok znów odezwał się.
-Może krew tego małego była zła, może w tym leży rzecz? Zapytał próbując się jakoś usprawiedliwić. – Dziewczyna jest na pewno z rodu twojego wesala powinna była oddać swoją duszę, abyś ty stał się nieśmiertelnym człowiekiem i posiadł jego moce.
-Nie pierdol tylko pokarz mi tą księgę.- Mężczyzna wziął do ręki starą księgę obitą w brązową skórę i kartkował pożółkłe strony. Gdy znalazł odpowiednią znów dokładnie wczytał się w treść. Jednak jego uwagę przykuł rysunek na marginesie księgi. Było to jak by coś okrągłego, w ramce która składała się z wijących węży.
-Co to jest?- Zapytał Agramona. Ten zmniejszył ich odległość i przyjrzał się rysunkowi.
-Nie mam pojęcia. Pokręcę się trochę i popytam jutro wieczorem dam ci odpowiedz.
-Nie będę czekał tak długo jutro rano jak nie wrócisz odzywał się tam gdzie twoje miejsce, a wiesz co w tym celu wykorzystam. Nic mi nie zrobisz.- Karo-oki  ścisnął w kieszeni mały przedmiot. Demon wiedział jak to może się dla niego skończyć.
-Rozumiem panie.- Po tych słowach zniknął, aby zająć się wyznaczonym mu zadaniu. Mężczyzna uklęknął przy zwłokach kobiety. Znów dokładnie jej się przyjrzał. Wyciągnął ku niej dłoń i odgarnął z twarzy jej różowy kosmyk.
-Przykro mi, że to tak się skończyło, wiem, że chciałaś mnie przed tym uchronić jednak to moje przeznaczenie. -Posłał martwym zwłokom lekki uśmiech głaszcząc policzek degeneratki. Westchnął gdy przypomniał sobie jak próbował ją zdobyć, aby mu się oddała, a kiedy była już w pełni jego złożył jej dusze w rytuale. Coś poszło nie tak owszem ona powinna nie żyć, ale i on powinien przeżyć zmianę, jednak dalej nie czuł dotyku, ciepła, zimna, głodu, potrzeb fizjologicznych i tak dalej. Spojrzał na jej znamię. Takie znamiona dziedziczyły kobiety z pokolenia jego wesala, jednak w niej nie było tej błękitnej krwi.
-Przeklęty Orochimaru.- Zaklął. Wstał po czym jednym krokiem przekroczył ciało różowo-włosej i wyszedł z saki tronowej. Nie kochał jej, ale w pewnym sensie stała się mu bliska, jednak nikt nie mógł teraz przeszkodzić mu w jego działaniach.

             Teraźniejszość...
-No cóż muszę przyznać, że przyłożyliście się do pucowania owych posągów. Błyszczą jak gwiazdy- pochwaliła ich Anko.
-A teraz możecie wracać do domu.
Bolały mnie ręce od szorowania tego mściwego anioła. Karin szła obok mnie zadowolona z siebie jak zawsze zresztą. Nie miałam pojęcia skąd ona bieżę tyle pozytywnej energii- podziwiałam ją. Ja byłam beznadziejna.
-Co robisz Sakuro jutro po południu?- Zapytała się mnie wesolutkim głosikiem. Jej usta wykrzywione były w szerokim uśmiechu, oczy błyszczały za przezroczystymi oprawkami okularów, a włosy tańczyły porwane w wir wiatru. Co chwila odgarniała niesforne kosmyki z twarzy zakładając je za ucho.
-Nie mam pojęcia pouczę się do testu z fizyki- dziewczyna nagle stanęła natomiast ja szłam dalej ze spuszczoną głową. Nie czując jej obecności obok siebie odwróciłam się ku niej.
-Co jest? Zapytałam.
-Sakura. –Za swoimi plecami usłyszałam głos mrożący krew w żyłach. Odwróciłam się przestraszona. Pewnie zaraz oberwie mi się za Ino. Ośmieliłam się spojrzeć w jego oczy. Nieśmiało, ale to zrobiłam. Jego wyraz twarzy był nieodgadniony jednak postanowiłam zaryzykować i się odezwać.
-Tak? – Zapytałam. Może głupio to zabrzmiało, ale chociaż przerwałam nurtującą mnie ciszę.
-Może odwieść cię do domu?- Czy to było pytanie do mnie? Rozejrzałam się jak głupia, ale byłam tylko ja i równie wmurowana Karin. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Stałam oniemiała. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć zostałam pchnięta do przodu prawie co nie wpadając na chłopaka i usłyszałam głos mojej nowo zapoznanej koleżanki.
-Jasne że tak!- wykrzyknęła pełna entuzjazmu- Jest zachwycona!- Za nim zdążyłam wtrącić swoje jakże najważniejsze zdanie, decyzja zapadła bez uznania mojego głosu.
-To super chodź- złapał mnie za ramię i poprowadził w sobie znanym kierunku. Nagle jak by odezwały się we mnie wyrzuty sumienia i coś jeszcze w moim przypadku to zapewne nieśmiałość.
-Nie Sasuke stój. Nie chce ci robić kłopotu bo wiesz ja mam blisko, ja się przejdę- wyjąkałam.
-Weź przestań to żaden problem. – Doprowadził ją na szkolny parking tuż za placówką. Otworzył mi drzwi pasażera w dłonią zachęcił, abym wsiadła. Mimo wątpliwości zrobiłam jak kazał- usiadłam, a za chwilę drzwi zamknęły się za mną. Sasuke po chwili zajął miejsce kierowcy i uruchomił silnik ruszając.
-Nie chcesz wiedzieć gdzie mieszkam?- Ten fakt mnie zastanowił. Nie pytał mnie gdzie mieszkał, a chyba na początku powinien mnie o to zapytać w końcu praktycznie nikt w szkole nie wiedział gdzie pomieszkuje. Nie miałam znajomych, więc i nie miałam kogo zaprosić do siebie. Kierowca czarnego mustanga spojrzał tylko na mnie przelotnie i lekko się uśmiechnął.
-Jedziemy do mnie. Chciał bym, abyś towarzyszyła mi na dzisiejszej imprezie u Kiby. Musimy się lepiej poznać w końcu siedzimy razem w ławce.- powiedział to z takim zadowoleniem, że aż trudno było w to uwierzyć. Jego słowa dotarły aż po chwili do mnie.
-A co z Ino, a poza tym nie mam ubrań nic nie mam praktycznie.
-Tym się nie martw i mi zaufaj co ci szkodzi wyrwać się na chwilę ze strefy samotności i się zabawić. Nie martw się niczego od ciebie nie oczekuję, a po imprezie odwiozę do domu. Twoja mama już o wszystkim wie. Znaczy się przekupiłem Tsunadę, żeby coś wymyśliła i zadzwoniła do twojej matki i powiedziała, że nie będziesz na noc w domu bo cos tam coś tam. - uśmiechnął się ukazując rząd śnieżno-białych zębów.- Ino też się nie przejmuj załatwiłem to.- zdziwiłam się jego chłodnym głosem co chłodu w jego głosie gdy wypowiadał się o Ino. Zastanawiałam się co takiego wymyślił Sasuke. Może impreza jest dobrym pomysłem, nie chce już być sama. Może czas spróbować się otworzyć nie chce być wiecznie  sama. Postanowiłam, że zaufam mu co mi szkodziło. W tedy nie podejrzewałam tak potwornej intrygi.

Dojechaliśmy do posiadłości państwa Uchiha. Była przeogromna.  Nie dziwiłam się zresztą rozmiarami posiadłości byli w końcu multimilionerami. Drzwi otworzył nam bardzo wysoki łysy starszy mężczyzna. Skłonił się lekko przed Sasuke i zaprosił nas do środka gestem dłoni. Brunet chwycił za moją rękę i pociągnął mnie przez wielki hol do olbrzymich schodów. Po jakiejś minucie dotarliśmy na trzecie piętro i doszliśmy do ostatnich drzwi na długim korytarzu. Sasuke praktycznie mnie tam wepchnął. 
-Zaczekaj tu chwilę zaraz ktoś do ciebie przyjdzie i cię przygotuje, ja idę sam się przygotować i widzimy się o dziewiętnastej na dole. Przyjdzie po ciebie Hikaru.- Po tych słowach zamknął drzwi. Stałam oniemiała. Nawet nie dał szansy mi się odezwać. Rozejrzałam się po pokoju. Ściany były koloru brązu i szarości . Przy jednej ze ścian znajdowało się ogromne łóżko. Obok niego stała równie ogromna toaletka. Jedne drzwi prowadziły na korytarz, a drugie do łazienki wyłożonej czarnymi płytkami. Wyglądała wspaniale. Wyszłam z łazienki kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Do środka po chwili weszły dwie kobiety w średnim wieku. Jedna ciągnęła za sobą dwie wielkie walizki, a druga w dłoniach trzymała ogromne kartonowe pudło koloru jasnego różu.
-Witamy panienko jesteśmy od pana Itachiego. Mamy panią przygotować.
-Kogo?- zapytałam zaskoczona. Nie znam żadnego Itachiego myślałam, że są od Sasuke, jak widać się pomyliłam. Kobiety spojrzały na siebie i już bez zbędnych słów posadziły mnie na krześle i zajęły się moim wizerunkiem. W ciągu tych paru godzin miałam przeprowadzonych parę zabiegów odżywczych, zrobiły mi też makijaż, pedikiur, manikiur, fryzurę, a teraz kazały mi się  rozebrać i założyć tą czarną koronkową bieliznę która leżała przede mną. Jak kazały tak też zrobiła. Wciągnęłam na tyłek fikuśne majtki przypinając je do podwiązek długich czarnych pończoch. Zdjęłam mój biały stanik i założyłam czarny od kompletu.  Ładnie bielizna komponowała się z moją bladą skórą. To naprawdę zadziwiające jak w tak niesamowicie słonecznym regionie jestem blada jak kartka papieru. Często z tego powodu byłam ofiarą pośmiewisk, to nie moja wina, że mam taki odcień skóry, a w dodatku moi rodzice mieli raczej ciemne karnacje, więc skąd ja się wzięłam.
Wyszłam z łazienki do dwóch kobiet. Zerknęłam na zegar na toaletce. Za chwilę będzie dziewiętnasta. Panie pomogły mi założyć niesamowicie obcisłą sukienkę i podciągnęły ją w dół, aby uwydatnić w gorsetowej górze moje piersi. Na dole idealnie przylegała do mojego tyłka. Kazały mi usiąść na łóżku i na nogi wcisnęły mi ciemno niebieskie zamszowe szpilki z zakrywanymi palcami, cienkim paskiem na  kostkach i małymi kokardkami po zewnętrznych stronach obuwia. Poprowadziły mnie do wielkiego lustra i odwróciły ku niemu. Spojrzałam na siebie oniemiała. To nie byłam ja. Zielone oczy były mocno wyeksponowane, jak i ponętne czerwone usta. Doskonale podkreślone kości policzkowe i delikatny róż na policzkach. Czarna, obcisła, krótka, gorsetowa sukienka też świetnie pasowała. Eksponowała moją talię, biust i długie nogi na których znajdowały się śliczne niebieskie szpilki. Włosy miałam wyprostowane przez co sięgały mi prawie do pasa. Zawsze przedziałek na włosach miałam bardziej z lewej strony, a kobiety do tej fryzury zrobiły mi go na środku. Zaparło mi  dech w piersiach. Wyglądałam niesamowicie. Do tego otrzymałam jeszcze niebieską koralikową bransoletkę, naszyjnik i kolczyki również były niebieskie pod kolor szpilek. Moja samoocena poszła o parę szczebli w górę. Uśmiechnęłam się delikatnie.  Moją uwagę od siebie przyciągnął wchodzący do środka lokaj.
-Panienko Sakuro, panicz Sasuke już na panią czeka.- Lokaj wyciągnął ku mnie ramie, które przyjęła. Był niesamowicie wysoki. Wyszliśmy z pokoju po tym jak podziękowałam dwóm paniom, że zrobiły ze mnie bóstwo. Słowa otuchy dodał mi również mój towarzysz który wyciągnął mi ramie za które złapałam uśmiechając się do niego. Schodziliśmy po schodach. Już po chwili ujrzałam mojego partnera. Stał do nas tyłem, jednak gdy usłyszał stukot moich szpilek  odwrócił się ku nam. Widziałam jego zdziwione wzrok. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, jednak po chwili już przyswoił mój nowy image i uśmiechnął się delikatnie. On również wyglądał wspaniale. Ciemne jeansy i czarna koszula odpięta z kilku guzików od góry, które odsłaniały kawałek jego klatki piersiowej. Wysunął ku mnie dłoń i przejął z rąk lokaja. Czułam się jak by ojciec przekazywał mnie w ręce ukochanego chłopaka tuż przed balem, jednak to nie do końca tak było, jedyne co się w tym zgadzało, to czułam się jak księżniczka. Posłałam mu również delikatny uśmiech.
-Wyglądasz niesamowicie Sakuro- powiedział do mnie. Ja również pochwaliłam jego wygląd i wyszliśmy z domu. Przed nami zaparkowana była czarna długa limuzyna. Nie dowierzałam temu wszystkiemu. Teraz czułam się  jak królowa. Otworzona mi drzwi i przy pomocy Sasuke weszłam do środka. Nie wiedziałam gdzie jedziemy więc chciałam się podpytać Sasuke gdzie jedziemy, jednak on wciąż powtarzał, że to niespodzianka. Także poruszyłam temat Ino, jednak również powiedział, że ona nie będzie sprawiać już problemu. Limuzyna zatrzymała się przy ogromnym zamku, który znajdował się na obrzeżach miasta. Wielki z czarnej cegły prezentował się upiornie. Weszliśmy do środka. Sasuke kierował mnie ku wielkim drzwiom. Otworzyło nam je jacyś dwaj mężczyźni. Ochrona- pomyślałam. Przed nami rozciągnęła się wielka sala tronowa na której wokół były porozstawiane stoły z jedzeniem i alkoholem, a na środku do mocnych bitów tańczyło już wielu nastolatków. Kolorowe światła raziły mnie co chwila. Myślałam że jedziemy na jakąś domówkę, a czułam się jak w porządnym clubie. Dj też był niesamowity. Zabawiał tłum swoimi remixami.
Bawiliśmy się z Sasuke wyśmienicie. Każdy chwalił mój wygląd z czego byłam niesamowicie dumna. Co chwila inny chłopak prosił mnie do tańca jednak brunet wszystkich oddelegował. Bawiłam się z nim i jego znajomymi, których polubiłam chodź nie znała. Było wspaniale. Alkohol szumiał mi już w głowie, jednak dalej tańczyłam z drinkiem w dłoni w małym kubku. Karo-oki co chwila brał moją dłoń okręcał mnie i przyciągał do siebie.
Ustaliśmy przy filarze o który oparłam się plecami byłam już zmęczona. Nogi bolały mnie od wysokich szpilek. Sasuke przysunął się i powiedział, że idzie skorzystać z łazienki, a ja mam na niego tu poczekać. Spojrzałam na wielki zegar wiszący na ścianie. Było już grubo po północy. Zastanawiałam się jaką wymówkę walnęła Tsunade mojej matce. Pewnie Sasuke dał jej kasę, a ta przyjęła ją bo w końcu grała- ciągle grała. Jednym słowem uprawiała Hazard jednak ciągle wszystko przegrywała. Co zrobić. Ona urodziła się po prostu pechowcem.

-Witaj aniele- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się za siebie- A może diablico.


Od autorki: Przepraszam, że ostatnio się tak opóźniam z postami, ale w tym tygodniu piszę próbną maturę. Cały tydzień zawalony. Dzisiaj zdawałam z polskiego. Mam nadzieję, że dobrze mi poszło. W końcu jako królik doświadczalny pisząc nową jakże szanowne ministerstwo oświaty sprawdza na ile nas stać co rusz podnosząc poziom trudności. No nic najważniejsze to się nie załamywać :) Pozdrawiam was wszystkich kochani moi czytelnicy i do następnej :)  



niedziela, 7 grudnia 2014

Anioł Zemsty

   Ogromna konstrukcja ze szkła i stali znajdująca się w Tokio przypominała lśniącą igłę wbijającą się w niebo. Metropole, nowy budynek z najdroższymi mieszkaniami w śródmieściu,  posiadał pięćdziesiąt siedem pięter. Na najwyższym z nich- pięćdziesiątym siódmym- znajdował się najbardziej luksusowy apartament ze wszystkich: apartament Metropole, majstersztyk  ekskluzywnego, biało-czarnego projektu. Zbyt nowe by osiadł na nich kurz, marmurowe podłogi mieszkania odbijały gwiazdy widoczne przez olbrzymie okna sięgające od podłogi do sufitu. Szło w oknach było całkowicie prześwitujące, zapewniając obserwatorowi złudzenie, że nic go nie dzieli od otchłani przyprawiającej o zawrót głowy nawet tych ludzi bez lęku wysokości.
   Daleko w dole płynęła rzeka Cytat, przypominająca z góry srebrną nić przeciętą lśniącymi mostami i nakrapianą malutkimi jak pyłki łódkami, która oddzielała od siebie połyskujące brzegi  części Tokio, oraz jeden luksusowy hotel, od drugiego. Podczas bezchmurnej nocy można było zobaczyć Shaolin - niestety tej nocy było mgliście i Góra Wolności ukryta była za białą chmurą mgły.
   Niezależnie od spektakularnego widoku, mężczyzna stojący w oknie nie był nim specjalnie zachwycony. Miał zmarszczone brwi kiedy odwrócił się od okna i przeszedł przez pokój stukając obcasami swoich butów o marmurową podłogę.
 − Jesteś już gotowy?- zażądał przeczesując dłonią po włosach koloru smoły.
- Jesteśmy tutaj już od prawie godziny.   Chłopiec klęczący na podłodze spojrzał na niego nerwowo i z rozdrażnieniem.
− Podłoga jest marmurowa. Jest twardsza niż myślałem. Trudno jest na niej narysować pentagram.
 -Więc pomiń pentagram- Z bliska łatwiej było dostrzec, że pomimo czarnych włosów mężczyzna nie był stary, bardziej pasował by do niego wiek młodzieńczy tyle, że  jego ostra twarz była surowa, ale pozbawiona zmarszczek, a jego oczy czyste i spokojne.   Chłopiec przełknął z trudem ślinę a jego czarne błoniaste skrzydła wystające z wąskich łopatek (musiał wyciąć dziury w plecach swojej dżinsowej kurtki, żeby skrzydła się zmieściły) zatrzepotały nerwowo.
− Pentagram jest niezbędną częścią każdego rytuału przywołującego demony. Wiesz o tym, panie. Bez niego...
 − ...Nie jesteśmy chronieni. Wiem o tym, młody Konohamaru, ale pośpiesz się. Znam czarnoksiężników, którzy potrafią przywołać− demona, zagadać− go i wysłać− z powrotem do piekła w czasie, który minął ci na namalowanie pięcioramiennej gwiazdy.  - Chłopiec nic nie odpowiedział, tylko ponownie zaatakował marmur z wznowionym pośpiechem.  Pot spływał mu po czole i odgarnął z niego włosy dłonią, której palce połączone były delikatną błoną.
− Skończone- powiedział w końcu i kucnął z westchnieniem.- Pentagram jest skończony.
− Świetnie- mężczyzna wydawał się zadowolony.- Zaczynajmy.
− Moje pieniądze
− Już ci powiedziałem. Dostaniesz swoje pieniądze po mojej rozmowie z Agramonem, nie przed nią.
  Konohamaru wstał i zdjął kurtkę. Pomimo wyciętych  w niej dziur kurtka wciąż ściskała mu skrzydła; uwolnione rozpostarły się, zwiększyły i utworzyły powiew w nieklimatyzowanym pokoju. Jego skrzydła były koloru ropy: czarne przewlekane tęczą oszałamiających kolorów. Mężczyzna odwrócił od niego wzrok, jakby widok skrzydeł go urażał, lecz Konohamaru zdawał się tego nie zauważyć. Obszedł pentagram, który narysował w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara skandując w języku demonów brzmiącym jak trzask płomieni. Przy akompaniamencie dźwięku, jakby powietrze zostało spuszczone z opony, kontur pentagramu nagle stanął w płomieniach. W tuzinie ogromnych okien można było ujrzeć tuzin odbitych płonących pięcioramiennych gwiazd.
   Coś ruszało się wewnątrz pentagramu, coś czarnego i bezkształtnego. Konohamaru  skandował coraz szybciej, unosząc błoniaste dłonie kreślił delikatne kontury w powietrzu swoimi palcami. W miejscu, w którym były pojawiał się niebieski ogień. Mężczyzna nie znał chthonianskiego, języka czarnoksiężników, w żadnym stopniu, ale rozpoznał wystarczająco dużo słów by zrozumieć często powtarzaną część pieśni Konohamaru: Agramonie, wzywam cię. Z przestrzeni pomiędzy światami, wzywam cię.
   Mężczyzna wsunął rękę do kieszeni. Jego palce napotkały coś twardego, zimnego I metalowego. Uśmiechnął się.
   Konohamaru zatrzymał się. Stał naprzeciwko pentagramu, jego głos unosił się I opadał w równomiernym skandowaniu a niebieski ogień trzaskał wokół niego jak błyskawica. Nagle z pentagramu uniosła się spiralnie plama czarnego dymu, rozszerzyła się i nabrała kształtu. Para oczu była zawieszona w cieniu jak drogocenne kamienie uwięzione w pajęczej sieci.
− Kto mnie wezwał z zaświatów?- Agramon zażądał głosem roztrzaskującym szkło.- Kto mnie wezwał? Konohamaru przestał skandować. Stał bez ruchu naprzeciw pentagramu- poruszały się tylko jego skrzydła, które trzepotały powoli. W powietrzu unosił się smród korozji I spalenizny.
− Agramon- powiedział czarnoksiężnik.- Jestem czarnoksiężnik Konohamaru. Jestem tym, który cię wezwał. Przez chwilę panowała cisza. Demon się zaśmiał, jeśli można powiedzieć, że dym potrafi się śmiać. Sam w sobie jego śmiech był kaustyczny i kwaśny.
− Niemądry czarnoksiężnik.- Agramon wydyszał.- niemądry chłopiec.
− To ty jesteś niemądry, jeśli myślisz, że mi zagrażasz- powiedział Konohamaru, ale jego głos trząsł się jak jego skrzydła.
- Będziesz więźniem tego pentagramu, Agramonie, dopóki cię nie uwolnię.
− Czyżby? -Dym poruszył się do przodu tworząc co raz to nowe kształty. Jedna wić przybrała kształt dłoni i pogłaskała krawędź płonącego pentagramu, który miał ją powstrzymać. Nagle, szybkim ruchem dym przekroczył krawędź gwiazdy, przelewając się przez granicę jak fala naruszająca wał przeciwpowodziowy. Płomienie zamigotały i zgasły kiedy Konohamaru krzycząc cofnął się. Znów zaczął skandować w wartkim chthonianskim zaklęcia uwięzienia i wygnania. Nic się nie stało; czarna masa dymu nadeszła nieubłaganie i teraz zaczęła coś przypominać- zniekształconą, olbrzymią i ohydną postać ze zmieniającymi się święcącymi oczami, przypominającymi spodki i bijące złowieszczym światłem.
   Mężczyzna patrzył niewzruszenie jak Konohamaru ponownie krzyknął I rzucił się do ucieczki. Nawet nie dotarł do drzwi. Agramon ruszył do przodu, jego czarna masa zwaliła się na czarnoksiężnika jak fala wrzącej, czarnej smoły. Chłopiec walczył słabo przez moment- a potem znieruchomiał. Czarny kształt odsunął się zostawiając na marmurowej podłodze powyginanego czarnoksiężnika.
− Mam nadzieję,- powiedział mężczyzna wyjmując zimny metalowy przedmiot z kieszeni i bawiąc się nim leniwie.- że nie zrobiłeś mu nic, co uczyniłoby go dla mnie bezużytecznym. Bo widzisz, potrzebuję jego krwi.- Agramon- czarny filar z morderczymi, diamentowymi oczami, odwrócił się. Spojrzał na mężczyznę w drogim garniturze, o wąskiej, obojętnej twarzy, z czarnymi znakami pokrywającymi jego skórę, który trzymał w dłoni świecący przedmiot.
− Zapłaciłeś dziecięcemu czarnoksiężnikowi, aby mnie wezwał? I nie powiedziałeś mu, co potrafię zrobić− ?
 − Zgadłeś.
Agramon przemówił z niechętnym podziwem:
− To było sprytne. Mężczyzna uczynił krok w stronę demona.
− Jestem bardzo sprytny. I jestem teraz także twoim panem. Będziesz mi posłuszny, albo poniesiesz konsekwencje. Demon milczał przez chwilę. Następnie klęknął w kpiącym geście posłuszeństwa.
− Jestem do usług, mój Panie...? Zdanie zostało grzecznie zakończone pytaniem. Mężczyzna się uśmiechnął.
 − Możesz mnie nazywać− Itachi



Sakura
Szczerze nienawidziłam tej cholernej szkoły. Nie mogłam po prostu już patrzeć na tych ludzi, którzy codziennie omijali mnie tak obojętnie. Nie mogę znieść tych zimnych murów w których pobierałam nauki. Z przyjemnością podłożyła bum jakąś bombę i wysadziła to wszystko w cholerę. Patrzyła bym się na ogień pochłaniający uczniów wraz z tym pierzonym budynkiem i czerpała bym  z tego tyle radości ile się tylko da. Podobno dziewięćdziesiąt trzy procent ludzi żyjących na świecie myślała w swoim jakże beznadziejnym życiu o zabiciu kogoś. Zrujnowanie tej szkoły to moje marzenie. Weszłam na lekcję prowadzoną z Anko. Po otworzeniu drzwi do klasy w oczy rzuciły mi się dwie ludzkich rozmiarów lalki, one również gapiły się na mnie. Skierowałam się na swoje miejsce tuż za Sasuke i Ino, którzy tak zawzięcie o czymś dyskutowali. Dobiegły ją urywki zdań.
-Sasuke nie okłamuję cię naprawdę to widziałam- szeptała Ino jednak na tyle głośno, że dosłyszała. Zajęła się grezdaniem po okładce zeszytu, żeby nie wzbudzić ich podejrzeń i wytężyła swój słuch.
-Słuchaj Ino to mogło być cokolwiek. Może właściciel oglądał coś i na szybach odbijały się twoim zdaniem czerwone świecące gwiazdy, a ten chłopak ze skrzydłami to pewnie tylko jakiś przebieraniec.
-I tak po prostu ruszał sobie tymi skrzydłami, a potem nagle zerwał się jak by do ucieczki- tak podejrzewam- w końcu bieg w stronę drzwi, a potem nagle go coś przewróciło upadł i już nie wstał, a potem…
-Przestań Ino masz urojenia. Wiem, że to hotel twojego ojca, ale  jak ty mogłaś zobaczyć cokolwiek w mieszkaniu na tak wysokim piętrze. To nie możliwe.
-Sasuke słuchaj ja byłam w tym hotelu naprzeciwko, nie zasłonili rolet, ja…
-A co ty tam niby robiłaś? Przecież jak by twój ojciec się o tym dowiedział to…
Sasuke urwał w połowie zdania czując, że ktoś nad nim stoi. Nauczycielka przypatrywała się parze groźnie. Byłam zdziwiona jej tak nagłym pojawieniem. Byłam tak pochłonięta dyskusją kochanków, że nawet nie zauważyłam jak do klasy wkroczyła nauczycielka. Przeczuwałam kłopoty dla tej dwójki. Czułam to w kościach.
-Widzę, że za dużo czasu razem spędzacie. Wasza kłótnia przeszkadza mi w prowadzeniu lekcji.- Spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście lekcja zaczęła się piętnaście minut temu.
- Trzeba was rozdzielić, nie możecie przebywać tyle ze sobą, gdzieś czytałam, że to dobrze robi na związek- wiecie taka rozłąka- nauczycielka posłała im drwiący uśmiech.
-Nie możemy tak tego zostawić. Ino usiądziesz z Filipem tam po drugiej stronie klasy, który nie brał ostatnio udziału w losowaniu gdyż był nieobecny, a Sasuke, a Sasuke usiądzie z Sakurą. Nowy uczeń który niedawno z nią siedział, wypisał się ze szkoły ponieważ jego rodzice obecnie dostali jakąś leprze ofertę pracy. Przynajmniej tyle mi wiadomo od pani dyrektor. -Mój oddech przyśpieszył. Starałam się czerpać jak najwięcej powietrza do płuc i powoli je wypuszczać. Mam zaraz usiąść z Sasuke. Pewnie zaraz zacznie mnie wyśmiewać, drwić ze mnie, a Ino nie da mi żyć do końca szkoły. Jak by moje życie i tak nie było dość skomplikowane. Przez chwilę uczennica dyskutowała z nauczycielką próbując się jakoś z nią dogadać. Gdy to nie zadziałało zaczęło się ugadywanie, a na koniec branie na litość. Nic ni pomagało. Anko była nieugięta.
-Co się tak patrzysz Haruno przesiadaj się.- Zrobiłam tak jak mi kazała. Poruszałam się najdelikatniej jak tylko mogłam, aby nie zwrócić uwagi klasy, a bardziej Sasuke. Ino do końca lekcji posyłała mi znienawidzone spojrzenia. Widziałam, że mam przerąbane.
W przerwie na lunch weszłam na szkolną stołówkę. Biorąc ze stoiska czerwoną tacę przyglądałam się oferowanemu jedzeniu. Cóż nie wyglądało to najlepiej, ale mój brzuch przypominał mi burczeniem, że czekać więcej już nie może na dawkę pożywienia. Zgodnie z  zamówieniem kucharka na talerz nałożyła mi porcję ziemniaków, polane sosem pieczarkowym, kotletem mielonym i surówką z czerwonego buraka. Zapłaciłam za jedzenie i odwróciła się w stronę najbliższego wolnego stolika.
-Ej różowa- nie było zagadką do kogo należały owe słowa skierowane do mnie. Poznałam po głosie. Jednak ni zatrzymałam się szłam dalej, jednak mocne pociągnięcie za bluzkę z tyłu sprawiło, że się zatrzymałam. Odwróciłam się do osoby z tyłu chcąc wyswobodzić się z uścisku, jednak w tej chwili poczułam ciepłą ciecz na włosach. Ino wylała mi na włosy całą miseczkę ramenu. Byłam cała mokra, a co gorsze za nią stał Sasuke i patrzył na nią nie mówiąc zupełnie nic. To nie było najgorszą rzeczą jaką ją dzisiaj spotkała. Anko zjawiła się nie wiadomo skąd i poinformowała nas, że skoro nie ma winnych i ofiar wszyscy poniesiemy karę i mamy stawić się po lekcjach na placu za szkołą.

O ustalonej godzinie stawiłam się na plac. Oprócz mnie byli jeszcze Ino, jej dwie koleżanki, Sasuke, jakiś chłopak z starszej klasy i dziewczyna z równoległej klasy. Anko zjawiła również się niebawem. Podzieliła ich na dwie grupy. W mojej grupie była owa dziewczyna z równoległej klasy. Rude włosy opadały jej kaskadami na plecy, a przydługa grzywka przykrywała lekko oczy. Do mojej grupy doszedł też- o zgrozo Sasuke. Los jest naprawdę przeciwko mnie. Szliśmy za nauczycielką, aż nie ukazały nam się bramy parku.
-Hej jestem Karin- podskoczyłam na dźwięk jej głosu. Wystraszyłam się. Nie spodziewałam się że ktoś się do mnie odezwie.
-Sakura- uścisnęłam jej wyciągniętą w moim kierunku rękę.
- Więc, wolisz mściwego anioła, czy obejmujących się kochanków?  
Nie wspomniała nic o dzisiejszym incydencie, ani o swoim karze, i miałam przeczucie, że nie powinna teraz poruszać któregoś z tych tematów. Zamiast tego podniosłam głowę do góry by przyjrzeć się otaczającym mnie dwóm wielkim posągom. Ten bliżej niej wyglądał jak całujący Rodin. Mężczyzna i kobieta w miłosnym uścisku. W liceum uczyła się o francuskiej kulturze, a Rodin wydawał jej się najbardziej romantycznym jej częścią. Niestety teraz było jej ciężko patrzeć na obejmujących się kochanków i nie myśleć o Sasuke. Sasuke. Który mnie nienawidził. Jeśli potrzebowałabym na to kolejnego dowodu, zaraz po tym jak w zasadzie uciekł przede mną z szkolnej ławki tuż po zakończeniu lekcji, to wystarczyło przypomnieć sobie jego piorunujące spojrzenie dzisiejszego dnia na stołówce.  
- Gdzie jest ten mściwy anioł?- zapytałam Karin z westchnieniem.  
- Bardzo dobry wybór. Tam. –Karin poprowadziła mnie do masywnego, marmurowego posągu anioła, który ratował ziemię przed uderzeniem pioruna. Z pewnością wszystkie te posągi kiedyś wyglądały bardzo interesująco, ale teraz były stare, brudne, pokryte błotem i zielonym mchem.  
- Nie bardzo rozumiem Karin. – Co właściwie mamy tu robić?  
- Szuru-szuru-szur.- prawie zaśpiewała Karin.

– Lubię udawać, że ich kąpie.- A zaraz po tym wdrapała się na ogromnego anioła, przerzucając swoje nogi przez ramię , które miało zatrzymać piorun, jakby cały posąg był jakimś starym dębowym drzewem, na które można się wspiąć. Bojąc się spojrzeć w stronę pani Anko, by nie narobić sobie więcej kłopotów,  zaczęłam grabić ziemię wokół posągu. Nie ubrałam się odpowiednio do tego rodzaju błotnistej pracy fizycznej. W życiu nigdy nie odbywała żadnej kary, no może tych kilka wyjątków, kiedy musiała napisać sto razy na kartce: Nie będę przepisywać prac domowych z Internetu.  Lekko rzuciłam spojrzenie w stronę Sasuke. Wygrzebywał mach z zagłębi betonowej zalewki pod aniołem, żeby napis był bardziej czytelny. Wyczuwając mój wzrok na sobie, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Albo mi się wydawało, albo mam urojenia, ale czy Sasuke puścił mi właśnie oczko???

Od autorki:No więc jest kolejny rozdział. Bardzo dziękuje za komentarze, które  bardzo mnie nakierowały na właściwy tor, a zwłaszcza na jeden komentarz należący do bardzo uzdolnionej dziewczyny. Uwielbiam twój blog- Agonia :)). Co do dzisiejszej notki nie wiem co o niej sądzić. Oceńcie sami Pozdrawiam :) 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Nowe życia

Z dedykacją dla czytelników
Wstałam z podłogi. Nie pamiętałam co się stało chyba zemdlałam. Strasznie bolała mnie głowa. To takie dziwne. Pamiętałam, że poszłam do łazienki się wykąpać i … i nie pamiętam czy się wykąpałam czy nie, i jakim cudem jest tyle wody na podłodze i czemu jestem naga? Wstałam, sięgnęłam po ręcznik z wieszaka i owinęłam nim ciało. Zimny dreszcz przeszedł po moich plecach. Strząsnęłam się lekko. Wchodząc do pokoju spojrzałam na zegarek. Znów nieco zakręciło mi się w głowie. Opadłam na łóżko zmęczona. Uchyliłam nieco powieki i krzyknęłam. Krzyknęłam z zaskoczenia przerażenia i bezsilności. W rogu pokoju tuż pod oknem ktoś stał. Rozpoznałam w nim Kurta. Instynktownie mocniej zacisnęłam na sobie ręcznik. Co on tu robił? Jak się tu dostał? Czego on ode mnie chce? Może przez niego leżałam nieprzytomna w łazience? Na te stwierdzenie zadrżałam. Kurt swój wzrok przeniósł z okna na mnie.
-Oj Sakuro jest tyle rzeczy których nie rozumiesz- wypowiedział na ogół łagodnie, ale w jego głosie zabrzmiała też nuta rozbawienia. Postanowiłam udawać, że czuje się swobodnie i zacząć zadawać pytania
-Co ty tu robisz? Jak się tu dostałeś? Stwierdziłam, że jak na razie te dwa pytania mogą mi dużo pomóc w obecnej sytuacji.
-Nie wszystko naraz Sakuro. Pierwsze co zrobimy to..- spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem, a potem znów odwrócił się do niej plecami- pierwsze co to idź się ubierz. Nagle się odwrócił i z szafki wziął jakieś zawiniątko
-W to się ubierz- powiedział rzucając to na łóżko tuż pod moje nogi. Bez słowa wzięłam to i skierowałam się do łazienki ja też będę czuła się bardziej bezpieczna i pewniejsza, jeżeli będę ubrana. Gdy rozpakowałam zawartość stałam jak wmurowana. W środku były buty na wysokim obcasie i koronkowa biała sukienka z czarnym pasem zawiązywanym z tyłu i kokardą na środku. Dół był rozszerzany. Nie protestując już więcej założyłam białą bieliznę którą znalazłam także w paczce na to sukienka, natomiast buty wzięłam w rękę. Przeczesując palcami długie różowe włosy wyszłam z łazienki. Kurt nadal był w moim pokoju. Uśmiechał się lekko.
-Wyglądasz jak anioł- powiedział i podszedł do mnie bliżej. Chwycił mnie za rękę i podciągnął bliżej siebie.
-Teraz zaczniemy Sakuro nowe życie…- mówiąc to ramionami otoczył mnie całą. Czułam jego mięśnie jak ze skały. Postanowiłam działać ci tu z tego nie rozumiałam i nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Postanowiłam wyrwać się z uścisku chłopaka. Położyłam obie dłonie na jego klatce piersiowej i próbowałam się odepchnąć używając całą siłę jaką miałam i nic. Kompletnie nic dalej mnie trzymał w ramionach i zdawało by się nawet, że nie poczuł nawet tego, że próbowałam się odepchnąć.
-Sakuro jesteś wampirem, jednak jako, że masz ziemską matkę, twoje moce są bardzo słabe. Nasz pan przyjdzie po ciebie gdy będziesz gotowa, przyjdzie po ciebie gdy się trochę rozwiniesz. Teraz nic ci nie grozi. Upadłe anioły nie mają takiej mocy nie zaatakują cię, jednak musisz mi dać przeklęte lustro ono oddali ich od ciebie będziesz bezpieczna- ,,Że co?” pomyślałam. Nic z tego nie rozumiała. Może kurt jest pijany, albo, albo naćpany. Jak to możliwe. Przecież to… Nie umiem nawet na ten temat się wypowiedzieć. Wogóle co ja mam powiedzieć. Ze jak wampirem. Moje myśli wariowały.
-Jakie przeklęte lustro, jaki wampir? Nic nie rozumiem! Wytłumacz mi! Ojciec?- jąkałam się bez przerwy. -Mój ojciec wyjechał, zostawił matkę i mnie same sobie, przecież ma kochankę? Zaprzeczałam wszystkim słowom jakie powiedział Kurt. To było nie możliwe, on nie wiedział co mówił on jest obłąkana. Z całych swoich sił znów spróbowałam mu się wyrwać. Udało mi się. Szybko odwróciłam się i chciałam uciec do drzwi, gdy poczułam jego dłonie na biodrach i jednym ruchem posadził mnie na biurku zwalając na podłogę wszystkie leżące na nim książki. Ulokował się po między moimi nogami i chwycił moją twarz w swoje dłonie.
-Słucha Sakuro jesteś w niebezpieczeństwie musisz uważać, musisz oddać mi te lustro, a Ojciec którego do tej pory uważałaś za ojca nie jest twoim ojcem. Wszystko zrozumiesz z czasem. Patrzyłam mu prosto w oczy. Był taki dziwny i taki pewny swoich słów.
-Gdzie jest lustro które dostałaś od Naruto Sakuro? Gdzie jest te lustro?- Teraz już wiedziałam o które lustro mu chodzi, jednak wciąż nie rozumiałam czemu on mówi, że te lustro jest przeklęte. Z nim jest wszystko w porządku. W jak najlepszym porządku, ale  było coś w jego oczach, coś co kazało mi mu zaufać i powiedzieć gdzie jest lustro. Jednak dalej nie wierzyłam w jego słowa na temat mojej rodziny.
-Widzisz Sakuro te znamię.- Spojrzałam na nie bardzo dobrze je znałam. Znamię które jeszcze wczoraj wziął za skórki moich prób samobójczych. Kiwnęłam mu na potwierdzenie głową. 
-To twój rodowód, że tak powiem, to świadczy o tym z jakiej rodziny jesteś i kim jesteś. Odsunął się ode mnie i znów zapytał o lustro. Wskazałam mu miejsce jego pobytu i patrzyłam jak Kurt przegrzebuje szafę, żeby odnaleźć pudełko z rzeczami moimi i Naruto. Gdy znalazł lustro szybko schował je w głąb kieszeni. Uśmiechnął się do mnie gdy zmierzał w moją stronę. Nie wiedziałam dla czego odwzajemniłam jego uśmiech. Chwycił mój podbródek jedną ręką, a gdy schował lustro drugą ręką do torby zawieszonej na jego ramieniu przesunął ową dłoń ku mnie i położył na moim udzie. Siedziałam nieruchomo i na wszystko się godziłam nie wiedząc czemu. Pocałował mnie w usta i wszystko zniknęło. Poczułam jak się osuwam a potem ten uśmiech i ciemność.


Itachi
Nienawidzę swojego ciała. Ciała upadłego anioła. Jestem upadłym już od kiedy pamiętam. Po każe otrzymanej przez Boga wylądowałem w starożytnym Rzymie przeżywając kolejne epoki i ciekając Bóg wie na co. Stałem się najemnikiem, stałem się osobą która pilnuje swoich interesów. Właśnie zakończył się kolejny czas neofilim. Jest to czas w którym upadli aniołowie muszą znaleźć schronienie przed deszczem który nazywany jest ,,łzami Boga” przez nas upadłym i owy deszcz, może zepchnąć nas w czeluści piekieł. I dla tego stworzono Neofilów-  w hebrajskich i wczesnochrześcijańskich pismach ludzie o gigantycznym wzroście, urodzeni wskutek obcowania "synów Bożych" z "córami człowieczymi", potomkiniami Kaina. Upadli opętują ciało takiego nefila i są bezpieczni w czasie  czyści Boga. To wszystko takie skomplikowane. Ludzie nie nazywają ich tak jak my- oni znaleźli sobie inną nazwę- zwą ich wampirami gdyż od czasu do czasu neofil musi pożywić się krwią aby dalej utrzymać swoje ciało w nieśmiertelności. Oni tak jak my są nieśmiertelni jednak  w tym sęk że oni czują dotyk, ból potrzeby fizjologiczne i inne takie, a mu nic a nic. Możemy jedynie wyobrażać sobie podświadomi jak to jest i tyle. Podczas czasu Neofilim wnikając w ciało wampira czujemy, przeżywamy różne emocje i przez ten krótki czas aniołowie wykorzystują ciała swoich ofiar które wcześniej zostały zmuszone do złożenia przysięgi wierności danemu aniołowi, że przez wieczność w czasie okresu Neofilim będzie on oddawał swoje ciało w rządy upadłego. Domyślam się że to nic przyjemnego dla wampirów kiedy ktoś przejmuje ich ciała i wbrew woli używa go do wali. W tym obcym ciele upadli mogą poczuć takie doznania jak dotyk i wszystko inne więc wykorzystują ciało do swoich niecnych pobudek, nie zważając na to jak się czuje neofil- inaczej także nosiciel. Gdy kończy się ulewa Aniołowie opuszczają ciała nosicieli i pozostawiają ich w spokoju do puki znów nie nadejdzie czas  Boskiej Czyści inaczej także Chachem. Są to dwa tygodnie niekończącego się deszczu. Chachem wypada na ostatni tydzień października i pierwszy tydzień listopada. Jesienna pora to zawsze najmroczniejszy czas. Upadli nie mogą nawiedzać ciał ludzkich z powodu tego, że są zbyt kruche. Takie ciało nie wytrzymało by nawet dnia, natomiast Neofilim są nieśmiertelni.  Jedna z ksiąg wyraża się tak o Neofil ,,Aniołowie ujrzeli kobiety ziemskie i za namową ich dowódcy, Szemihaza, złożyli przysięgę, że spłodzą z nimi dzieci. Dwustu aniołów zstąpiło na Ziemię, każdy wybrał sobie kobietę, którą nauczył czarów i zaklęć. Ze związków tych narodzili się niesamowite dzieci, które mierzyły więcej niż przeciętny wzrost co odróżniało ich od ludzi. Ponieważ ludzie nie mogli ich utrzymać, giganci obrócili się przeciwko nim. Księga Henocha przedstawia nefilim jako istoty niegodziwe, niszczące ziemię, zabijające ludzi i praktykujące kanibalizm. Jako potomkowie aniołów duchy nefilim nie mogły umrzeć tak jak ludzie podczas potopu, została im odebrana tylko ich ziemska powłoka, sami natomiast pozostali na Ziemi w postaci bezcielesnych demonów. Odtąd nękają ludzkość tak, jak robili to w czasach przed potopem, zazdroszcząc śmiertelnikom ciał i możliwości zbawienia.” Analogiczną legendę o pochodzeniu nefilim ze związków upadłych aniołów ze śmiertelnymi kobietami podaje Księga Jubileuszów. Według tego apokryfu Bóg w akcie gniewu za ich niegodziwości zesłał na nich szał i giganci pozabijali się nawzajem. Natomiast  Według agad talmudycznych aniołowie zstąpili na Ziemię z polecenia Boga. Wkrótce potem ożenili się ze śmiertelnymi kobietami, a z tych związków zrodzili się giganci. Dwaj synowie upadłego anioła (grigori) Simchaziego, Hamija i Haja, mieli prorocze sny, iż wkrótce na Ziemię zostanie zesłany potop. Gdy już nastąpił, jeden z gigantów, Og, król Baszanu, razem ze swoją żoną i bratem uratował swoje życie, bowiem uprosił Noego o wpuszczenie go do Arki.
No cóż to nie do końca prawda Neofilim nie zabrano ciał i nie skazano na bycie duchami, skazano ich na bycie pojemnikami na upadłych i oczywiście zazdroszczą ludziom, ale nie ciał, a możliwości władania tym ciałem do śmierci i nie bycia nigdy opętywanymi. Neofilowie pozakładali rodziny i żyją w strachu. Neofil nie może być zmuszony do przysięgi wierności upadłemu aniołowi nie wcześniej niż przed ukończeniem osiemnastego roku życia.  Właśnie ja zmusiłem króla uratowanego przez Noego na arce do bycia moim Wesalem- czyli pojemnikiem.
Jednak moim marzeniem jest zostanie człowiekiem. Tego pragnę. Utraciłem w przeszłości coś bardzo cennego. Wiem, że muszę to odzyskać. Na ziemi żyję już setki lat. Setki już lat nawiedzam mojego wesala w dnie chachemu.

Od autorki: Witam serdecznie. Dużo tutaj plątaniny, ale wam się wszystko rozjaśni w kolejnych notkach. Szukając trochę faktów o upadłych natknęłam się na Neofili możecie poczytać o nich trochę nawet w Wikipedii. Dowiecie się trochę o nich więcej i może lepiej zrozumiecie mój przekaz. Dowiecie się więcej o dniach Chachemu bo trochę pokręciłam na rzecz opowiadania i tym podobne. Druga rzecz to kurde z tego bardzo się cieszę blog ma miesiąc i już tak wiele wejść jestem pozytywnie zaskoczona. Dziękuje wam bardzo za wszystko i pozdrawiam.




wtorek, 25 listopada 2014

Przekleństwo życia

Byłem sfrustrowany tym co dopiero miało miejsce. Jezu jak ten Kurt to zrobił, wiedział praktycznie wszystko o moim Aniele. To wydaje mi się, aż nazbyt przeraźliwe i daje mi powód, abym bardziej skupił się na Sakurze i jeszcze więcej starał się zauważyć, oraz przewidywać niebezpieczeństwa. Zastanawiał mnie ten Kurt skąd on mógł wiedzieć tyle o mojej dziewczynie, praktycznie wszystko, to czego nie można było dowiedzieć się od innych, nawet szkoły jakie obrała sobie za przyszłościowe nie były dla niego tajemnicą. Czy on może mieć coś wspólnego z tym przeklętym lustrem. Pojawił się tak dalej, jest blisko Sakury i cały czas się w nią wgapiał. Do tego jeszcze zapisał jej swój numer telefonu. Moja dziewczyna nie zadzwoni do niego jestem pewien, jest zbyt nieśmiała. Po tym jak wróciliśmy do domu postanowiłem odwiedzić Jozue i wypytać go jeszcze o parę spraw. Muszę wiedzieć więcej jak chcę ją ochronić, a muszę to zrobić, nie mogę jej stracić. Upewniając się parokrotnie, że wokół domu różowo-włosej nie kręci się nikt podejrzany i że w domu równie jak w około jest bezpiecznie zerkając ostatni raz w stronę mojego Anioła. Leżała na łóżku z lekko podkulonymi nogami. Włosy rozsypały jej się na poduszce, a jej wzrok śledził tekst książki, którą trzymała w dłoni. Miałem nadzieje, że podczas tych paru minut jej się nic nie stanie, nie chciałem zostawiać jej samej, ale musiałem. Tu chodziło o jej bezpieczeństwo. Wychodząc przez otwarte okno ostatni raz zerknąłem na Sakurę i moje skrzydła poderwały się do lotu. Szybowałem jak najszybciej mogłem. Fakt, że zostawiłem moją podopieczną samą w domu jeszcze bardziej mnie popędzał. Będąc już u schyłku wrót zwolniłem delikatnie. Z daleka widział już Jozue który czekał na niego. Zaleta Archaniołów- wiedzieli wszystko o wszystkich.
-Witaj Jozue. Mam do ciebie parę pytań.- Zanim dokończyłem wypowiedz, za nim zdążyłem zadań jakiekolwiek pytanie  on szybko wyprzedził moje wszelkie myśli.
-Jak wiesz jest parę rodzaju aniołów. – Księga Hilipsa- zakazana księga, opisuje naturę aniołów. Przedstawia trzy grupy. - Wskazała na Caravaggia. - Pierwsza to malakhim - Posłańcy. Przewodzi im Gabriel i są najbardziej znaną formą bytu nieziemskiego, ale istnieją jeszcze dwie inne grupy. Każda ma swą rolę w doświadczaniu ludzkości. – Itachi spojrzał na grupę aniołów która przebywała niedaleko nich. Jozue widząc ich również lekko ściszył głos.
- Czy kiedykolwiek słyszałeś o islamskim szatanie? O Iblisie?- Itachi przeżył szok. Przecież to nie realne, są aniołami Boga nie mogą wierzyć w nic innego jak w jak w ich stwórcę. Przez cały czas aniołowie wpajali mu o chrześcijaństwie, a teraz Jozue pyta go o jakąś muzułmańską przeszłość? Słyszał od matki setki opowiadań, choć niewiele zapamiętał za czasów swojego życia.. Tylko kilka głęboko zapadło  w jego serce.
- Kiedy Bóg stworzył Adama, poprosił, aby wszystkie anioły pokłoniły się przed pierwszym śmiertelnikiem. Szatan, koraniczny Iblis, odmówił. Powiedział, że może pokłonić się tylko Bogu.
– Bardzo dobrze.- pochwalił go Jozue za swoje wspominki które przekazała mu jego matka- Szatan okazał Bogu jednocześnie nieposłuszeństwo i lojalność. Dostał rolę kuszenia śmiertelników, testowania ich. Szatan odszedł, zabierając ze sobą te anioły, które, podobnie jak on, sądziły, że ludzkości nie należy się specjalny status - pierwszych pomiędzy stworzeniami Boga. Te anioły stały się diabłami.
-trzecią grupą są upadli aniołowie. Podczas selekcji w niebie anioły mogły się wypowiedzieć po stronie Boga lub Szatana który to utworzył swoje  królestwo tworząc równowagę dobro i zło. Ci aniołowie którzy nie chcieli się podjąć z żadnej ze stroń ani dobrej, ani złej zostali zrzuceni na ziemię. Pozbawiono ich nie tylko mocy, ale także i skrzydeł.
-Więc upadłe anioły są na ziemi i nic nikomu nie przeszkadzając żyją sobie w ukryciu wtapiając się w ludzi?- Zapytałem gdyż takie właśnie wnioski przyszły mi do głowy po tych objaśnieniach Jozue.
-Nie do końca tak jest wygnańcy zaczęli coś kombinować. Podejrzewamy, że Anioł Śmierci kombinuje coś z nimi i razem zjednoczą siły, aby zemścić się na ludziach. Prawdopodobnie teraz będą chcieli przywrócić moc Anioła i zniszczyć potomków Adama i Ewy…
-Co oznacza że…- przerwałem mu na chwilę domyślając się co tak naprawdę chce mi przekazać Jozue.
-Dokładnie tak….
Czym prędzej wróciłem do Sakury. Czułem, że coś jest nie tak. Z łazienki dobiegały różne dziwne odgłosy. Szybko pobiegłem w tamtym kierunku i otworzyłem drzwi. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Czym prędzej do niej podbiegłem.

Sakura

Gdy już książka przyprawiała mnie o zawroty głowy postanowiłam trochę przemyśleć parę spraw, a do tego postanowiłam wykorzystać gorącą wodę. Napuściłam maximum wody która była idealna do rozmyślenia. Wrzuciłam do wanny kulkę musującą o zapachu lawendy i zaczęłam się rozbierać. Ustałam przed dużym lustrem w samej bieliźnie. Może i byłam szczupła, jednak nienaturalnie blada i o nienaturalnych różowych włosach, co tworzyło ze mnie dziwadło. Straszne dziwadło. Zanurzyłam się w ciepłej wodzie i patrzyła na sufit łazienki z pod wody trzymając głowę tuż przy dnie. Nogi uniosłam wysoko robiąc sobie jeszcze więcej miejsca i powoli wypuszczałam powietrze z ust tworząc małe bąbelki które rwały się na powierzchnię wody i znikały. Uśmiechnęłam się lekko i czując nie odporną potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza powoli wynurzałam się z pod wody. Widząc już coraz jaśniejsze światło szybciej podciągnęłam się aby wydostać się z głębin wanny. Włosy  falowały w nieodgadnionym ruchy cieczy. Pod wodą wydawały się takie miękkie i delikatne. Nie zamykając oczy wynurzyłam się z wanny i zaczerpnęłam powietrza. Uniosłam jedną rękę ku górze przez co stróżki błękitnego ,,zasobu” spłynęły mi wzdłuż nadgarstka kończąc swoją drogę na łokciu po czym znów wpadały do wanny.  Postanowiłam znów się zanurzyć i popatrzeć na świat z pod powierzchni wody. Chciałam jeszcze raz dotknąć swoich miękkich włosów które rozsypały się i falowały na samej głębi ,,mebla”. Nabierając w płuca jak najwięcej powietrza znów zanurzyłam się w tą głębię. Jednak z prawej strony usłyszałam szelest. Nie mogłam  już powstrzymać zanurzania więc opadłam na dno i odepchnęłam się, aby znów unieść się ku górze, jednak poczułam czyjeś ręce na swoich barkach i  mocne przyciśnięcie do dna wanny. Rozszerzyłam szeroko oczy przez co nad sobą ujrzałam postać w kominiarce i jego ręce które zanurzały mnie w głąb wody. Przestraszona tym że kończy mi się powietrze walczyłam. Szamotała się i wyrywałam jak najmocniej umiałam. Woda wylewała się poza krawędzi mebla łazienkowego pozostając na podłogowych płytkach. Starałam się ratować jednak oprawca nie ustępował, jedną ręką złapał mnie za szyję a drugą przytrzymywał mi nogi. Byłam tak przerażona że nie zwracałam uwagi na swoją nagość. Pomyślałam o mamie, jednak szybko ten plan odpadł gdyż nie mogła mi pomóc- wyjechała na delegację. Poczułam nieprzyjemny uścisk w płucach. Brakowało mi powietrza. Do tego jeszcze ręka trzymająca mnie za szyję. Próbowałam krzyknąć jednak tylko zakrztusiłam się wodą. Czując powolny uścisk w skroniach przestałam się szamotać i odpływałam. To mój koniec pomyślała. Zamknęłam oczy i powoli oddalałam się od światła. Ostatnie co widziałam to rozmazaną sylwetkę.

Itachi
Szybko zanurzyłem swoje ręce w głąb wody i chwytając ją pod pachami wyciągnąłem na powierzchnię. Szybko zmieniłem układ rąk i teraz jedna powędrowała pod jej plecy, a druga pod kolana. Jednym ruchem uniosłem jej ciało do góry i ułożyłem na płytkach. Przysunąłem ucho do jej ust i zatykając nozdrza sprawdziłem czy oddycha. Nie oddychała. Koncentrując się na reanimacji szybko złożyłem odpowiednio ręce i przyłożyłem do jej klatki piersiowej wcześniej ,,wdmuchując” jej dwa oddechy powietrza. Pierwszy raz dotknąłem ustami jej usta, jednak to nie był czas na rozmyślanie jak musi naprawdę wspaniale całować z tymi malinowymi wargami. Po dwóch jakże długich minutach reanimacji otworzyła oczy a ja w tym czasie przewróciłem ją na bok żeby mogła wykrztusić wodę którą się zachłysnęła. Dziewczyna znów przewróciła się na plecy i spojrzała na mnie dużymi zielonymi oczami. Spojrzała na mnie. Widziałem w jej tęczówkach odbicie swojego ciała. Nie zniknąłem przez co teraz mnie widzi i do tego jeszcze w pełnej chwale. Za moimi plecami rozłożone były białe skrzydła. Przeniosła na nie swój wzrok. Byłą przerażona. Przerażona ponieważ niczego nie rozumiała. Nie widziała, że nie mogę zrobić jej krzywdy. Teraz pojąłem jeden fakt. Ona brała mnie za swojego oprawcę. Szybko wstała i podciągając nogi pod siebie i zerkając na mnie co chwilę swoimi przerażonymi oczami, zagryzła wargę. Była roztrzęsiona, jednak nie krzyczała. Skuliła się jeszcze bardziej i z emocji zemdlała. Chciałam do niej podbiec kiedy dostrzegłem na lustrze napis czerwoną szminką ,, NIE MYŚL ŻE JESTEŚ BEZPIECZNA” Chciałem do niej podejść lecz poczułem się słabo. Upadłem obok niej chwytając ją za dłoń. Ciemność wszędzie ciemność i nagle czyjś głos
-Itachi za złamanie przepisów i ukazanie się w pełnej chwale poniesiesz najbardziej srogą karę- powiedział głęboki głos. Lekko uchyliłem powieki i od razu je przymknąłem. Biało-żółte światło poraziło mnie w oczy. Powoli przyzwyczajając się do jasności uchyliłem powieki.
-Skazuję cię na piekło…- Moje oczy teraz prawie co nie wypadły z orbit. Piekło- bezgłośnie wyszeptały moje usta.
-Miłosierny panie okaż swoją łaskę i nie skazuj go za stracenie. Robił to pod wpływem impulsu- Powiedział głos obok mnie. Jozue  to był Jozue, a więc jestem w niebie, a dokładnie przechodzę sąd Boży za złamanie najbardziej ważnej reguły za którą ponosi się karę w postaci strącenia do piekła. Sakura co z Sakurą krzyczało moje serce, ale rozum podpowiadał, abym się nie odzywał. Spojrzałem na Boga, nazywanego przez anioły ,,Tronem”. Rozejrzałem się dookoła. Na krawędzi łąki pojawiło się krzesło w kolorze kości słoniowej. Krzesło zostało wykonane z nieziemskiej substancji, którą Itachi widziała już wcześniej - tego samego materiału, co srebrna laska ze spiralnym czubkiem, którą Tron trzymała w lewej dłoni. Uśmiech Tronu padał na anielice obok niego, sprawiając, że na ich skrzydłach pojawiły się tęczowe rozbłyski. Anielice nuciły razem w pełnej harmonii rozkoszy. Uwielbienie dla Tronu przychodziło naturalnie, do tego Itachi i inni aniołowie zostali stworzeni. Jakimś sposobem jednak nie mógł się poruszyć. Tron nie wydawał się rozczarowany ani zaskoczony.
-Ponieważ jestem łaskawy dla swoich dzieci nie przekreślę cię, jednak dam szansę gdyż ręczy za ciebie Jozue. Tron zakręcił laską w dłoniach, dolnym jej końcem tworząc wgłębienie w ziemi. Natychmiast wyrósł z niego pęd białych lilii i wspiął się po lasce. Tron jakby tego nie
zauważał, wpatrzył się niebieskimi oczyma w Itachiego, aż on również uniósł wzrok.
-Skazuję cię na wygnanie. Zostaniesz pozbawiony swoich skrzydeł i strącony na ziemię. To będzie twoja kara.
-A co z Sakurą. Szybko powiedziałem. Oblicze Tronu sprawiało wrażenie jak by intensywnie mi się przypatrywał.

-Wymażemy wam pamięć. Zapomnicie, że kiedykolwiek się widzieliście czy znaliście. Ty także zapomnisz, chyba, że sam wyrzekniesz się miłości. Czy tak zachowuje się Autorytet. Czy Autorytet zabiera wszystko nie dając w zamian tak naprawdę nic. Nie mogłem wyrzec się Sakury. Moje uczucie do niej było ponad wszystko. Nie musiałem odpowiadać tron znał moją odpowiedz.  Więcej już nic nie usłyszałem. Grupka Archaniołów podleciała do mnie i jedni chwytali go za ręce inni za łów, a jeszcze inni za skrzydła i nie bacząc na protesty moje, ani Jozue wyrwali mi skrzydła. Wrota niebios się uchyliły, a mnie wyrzucono w ich stronę. Spadałem przecinając kolejne linie chór. Nie czułem nic. Wiatr sprawił, że załzawiły mi się oczy. Przywołałem obraz Sakury jednak jej twarz oddalała się ode mnie po czym zniknęła. Zamknąłem i otworzyłem oczy. Widziałem z góry światła na ziemi. Miałem wrażenie, że ten upadek mnie zabije. Uroniłem łzy nad stratą skrzydeł i ukochanej. 


Od autorki: Trochę spóźniłam się z publikacją, ale to wyłącznie moja wina. Musiałam pozałatwiać kilka swoich spraw i cóż przyznam się zaczęłam się z KIMŚ spotykać ( Wow prawda) wątpiłam już, że kiedykolwiek spotkam chłopaka który nie będzie idiotą i popisywał się przed kumplami i wogóle (cóż takich dużych dzieci coraz więcej prawda drogie panie) Długo pozostawałam sama gdyż poprzedni chłopak mnie zdradził i po prostu byłam uczulona, jednak teraz znów jak by poczułam swobodę i takie coś czego nie umiem opisać, ale spokojnie to nie jest miłość. Jak na razie jesteśmy przyjaciółmi i po prostu spotykamy się na pizze, spacery i inne takie nie będę przynudzać. I tak jakoś mam dwa dni spóźnienia za co przepraszam i obiecuję poprawę ( mogę kłamać xD nigdy nic nie wiadomo) Inni by powiedzieli jak nie jesteś pewna nie obiecuj, jednak ja wam dam tą złudną nadzieję :) To by było na tyle kolejna notka ,,31.11.14" w tedy blog obchodzi miesięcznicę xD. Liczę na wasze szczere opinie i pozdrawiam, a i zaglądajcie do mnie zaglądajcie :) Papa 

sobota, 15 listopada 2014

Projekt Zło





                                                                                      Zrobił bym dla ciebie wszystko,
nawet gdybym miał sprzeciwić się swojej naturze
Dla ciebie wyrzekł bym się wszystkiego co posiadam
Nawet duszy
Jeżeli to nie jest miłość
Nie umiem zaoferować ci nic więcej.







Nie dobrze, nie dobrze. Co teraz będzie? Jak to się to stało. Co nagle otworzyło portal Jak mogłem do tego dopuścić? Co mam teraz zrobić. Powinienem skontaktować się z Jozue.  Muszę szybko skontaktować się z nim i go ostrzec. Upewniłem się, że moja dziewczyna śpi i wbiłem się ku bramom niebios. Rozpościerałam skrzydła zwiększając swoją prędkość. Nie chciałem zostawiać Sakury zbyt długo samej. Z daleka ujrzałem Jozue.
-Wiem co się stało słyszałem  krzyk. Pewnie Zastanawiasz się czyje to były krzyki. Już ci tłumaczę. Jozue zrobił chwilową przerwę i ściskając w dłoni pęk kluczy kontynuował.
- Co wiesz na temat Archanioła? - zapytała Jozue. Chwilę myślałem nad odpowiedzią.
- To Upadły Anioły, Anioł Ciemności, Obserwator.
- Był Sędzią. Został wysłany na ziemię, aby nauczyć człowieka prawości i karać tych, którzy schodzili ze ścieżki dobra. Był - jest Aniołem. Śmierci. Tylko jeden wystarczył, aby zniszczyć Sodomę i Gomorę. To on sprowadził potop. I to właśnie Anioł Śmierci przemierzał Egipt, zsyłając najokrutniejszą karę – dziesiątą plagę. Śmierć każdego dziecka. Wstrząsnęły mną dreszcze. Co prawda nie czułem głodu, zimna, potrzeb fizjologicznych i innych takich, jednak nie pokój zagościł w moim sercu.
-Archanioł został wezwany do nieba–kontynuował Jozue. - Ale nie wrócił. Odwrócił się plecami, odcięto mu skrzydła. Stał się zbyt wielkimi miłośnikiem Ziemskiego Królestwa. Dlaczego nie? Piękny, potężny, nieśmiertelny, pod każdym względem przewyższał ludzi. Sądził, że powinien pozostać na ziemi i rządzić ludźmi. Stał się potworem, tyranem. Bano się go. Kochano. Wielbiono. Zerkając na Itachiego, który w tej chwili był pogrążony w słuchaniu i przetwarzaniu stów anioła kontynuował.
-Abraham obdarowany mądrością bożą, był jedynym, który potrafił powstrzymać go i . - Nakreślił w powietrzu kształt koła. - Przeklętym Lustrem. Uwięził tam prawie całą moc Archanioła  i do dzisiaj w nim tkwi.
- Niegdyś prawej ręki Boga. - Był zbyt potężny nawet dla Abrahama i zdołał uciec. Z pewnością jest bardzo osłabiony, ale nie tkwi zamknięty w lustrze, tak jak tego chciano
-– zapytałem i ukryłem głowę w dłoniach. Jozue lekko pokiwał głową. Boże najdroższy co teraz będzie. Skoro w niebie usłyszeli krzyk demonicznej mocy, to na pewno ktoś jeszcze ją usłyszał, a tym kimś był Michael- Anioł Śmierci. Skoro od stuleci poszukiwał lustra, przysięgając ludzkości zemstę, na pewno nie przepuści takiej okazji.
-Masz nową misje Itachi. Teraz bardziej niż kiedykolwiek musisz strzec Sakury. Naruto nie dał jej lustra bez przyczyny, był kierowany przeznie, w tedy zawładnęło nim, czując od niego aurę bramy-Sakury. Ona jest bramą do ich świata Itachi, tylko ona może otworzyć portal i jest jeszcze coś jednak nie mogę ci tego zdradzić z czasem sam się dowiesz.

Siedząc i patrząc na śpiącą Sakurę zastanawiałem się o co mogło chodzić Jozue. Traktowałem go jak przyjaciela jednak mimo nalegań z mojej strony nie wyjawił mi nic więcej prócz wzmianki o Aniele Śmierci i tego, że musi użyć Sakury, żeby czegokolwiek dokonać w związku ze swoimi mocami. Czułem to, czułem, że Jozue nie ograniczało to, że nie chciał mi powiedzieć, on po prostu miał zakazany z góry poruszanie tego tematu ze mną. Bałem się o moją śpiącą damę. Myśl, że mógł bym ją stracić na zawsze przerażała mnie, czułem się okropnie. Bałem się co może przynieść jutro.



Sakura
Dni mijały mi bardzo szybko, kalendarz zrzucał kolejne kartki jak drzewa liście na zimę. Coraz częściej nachodziła mnie ochota na to, aby mieć kogoś przy sobie, aby nie być samej, aby mieć się do kogoś przytulić, aby…- Pocieszyciel, przyjaciel, ukochany- oto kogo potrzebowałam- Potrzebowałam Naruto. Moja podświadomość wołała go jednak nikt nie reagował. Ja naprawdę jestem jakaś nawiedzona i do tego jeszcze przeklęta. Często zadawałam sobie pytanie czym tak obrzydzam ludzi, że zerkają na mnie z taką pogardą, a teraz jedynie jaka myśl mi chodziła po głowie to taka, aby jak najszybciej dostać się do swojej szkolnej szafki, wrzucić tam książki i uciekać od tego miejsca jak najdalej. Poza murami szkoły czułam się już nieco lepiej, jednak nie miałam ochoty jeszcze wracać do domu i słuchać narzekań mojej matki. Czy to takie złe, że chce być jak normalna nastolatka. Moje nogi poniosły mnie wprost do stóp obszernego lasu. Szłam wąską ścieżką do puki nie zatrzymałam się  u podgórza góry. Rozciągały się tu mała polana. Ze skalistych krawędzi wysokiego wzniesienia spływał mały strumyk z wyjątkowo krystaliczną wodą. Usiadłam przy małym oczku i zerknęła na odbijającą się jej twarz w wodzie. Lekko palcami zaczesałam kosmyk swoich długich loków za ucho i uśmiechnęła się. Z plecaka wyciągnęłam książkę i pochłonęła się w lekturze, która przedstawiała  idealną parę kochanków, którzy, aby mogli być ze sobą musieli przezwyciężyć wiele przeciwności losu. Słońce już zachodziło. Czując, że pora wracać do domu podniosłam się i już bez żadnych oględzin terenu szłam do domu. Latarnie swoim światłem oświetlały ulice. Dreszcze przeszedł mnie na myśl, że poza miejscami na które pada blade żółte światło mogą czaić  się demony. Zaśmiałam się ze swojej wyobraźni. Zbyt dużo oglądam filmów. Moje przerażenie jednak wzrosło, kiedy z prawej strony usłyszałam szmer i dźwięk tłuczonego szkła. Instynktownie zwróciłam tam swój wzrok. Co się okazało, paru mężczyzn szło i głośno się śmieli kiedy jeden z nich rzucał butelkami w jedną ze ścian budynku. Spostrzegli mnie w tej samej chwili kiedy ja już brałam nogi za pas. Słyszałam jak podążali za mną. Poczułam okropny ból w plecach i upadłam. Zorientowałam się, że jeden z nich trafił mnie butelką w plecy, nie zdążyłam się podnieść kiedy wielki but przygniótł mi palce u rąk.
-A kogo my tu mamy?- obleśny tym z brodą i poszarpanymi ubraniami zawył lubieżnie. Przerażona nie wiedziałam co mam robić. Chciałam się podnieść, lecz nie mogłam, gdyż drugi z nich butem napierał na moje plecy.
-Nie mam pieniędzy- powiedziałam w guście ratunku, jednak oni tylko głośno się zaśmiali i kolejna butelka roztłukła się niedaleko mojej głowy. Parę szkieł trafiło mnie w twarz. Pisnęłam przerażona. Jeden z nich wykręcił mi ręce do tyłu i podniósł trzymając, podczas gdy drugi chwytając za mój podbródek i szarpiąc nim chciał, abym spojrzała na niego. Zrobiłam to i natychmiast tego pożałowałam. Dostałam silny cios w twarz. Niewiele myśląc kopnęłam oprawce w brzuch, a temu co mnie trzymał nadepnęłam mocno na stopę. Uciekałam… Szybko… Adrenalina buzowała w moim organizmie. Uciekaj krzyczałam… Uciekaj jak najszybciej. Wbiegając w ciemną uliczkę wpadłam na kogoś. Odbiłam się i upadłam metr dalej. Wystraszona myśląc, że to kolejny napastnik spojrzałam na osobę z przestrachem. Jak się okazało przede mną stał Kurt. Jego zimne oczy patrzyły na mnie z politowaniem. Czułam się źle, jednak jak by po bandziorach nie było śladu. Nagle huk kroków ucichł, krzyki również. Podniosłam się otrzepując swój strój z kurzu. Chciałam już go wyminąć i iść dalej ku swojemu miejscu zamieszkania, jednak zatrzymał mnie jego głos.
-Gdzie tak się śpieszyłaś i czemu byłaś taka przerażona? Coś się stało?- Zapytał jak by z nutą goryczy w głosie. Spojrzałam na niego podejrzliwie, coś mi tu nie pasowało, ale może dla mnie podejrzane było to, że ktoś się do mnie odezwał bo w końcu nikt tego nie robił.
-Gonili mnie, uciekałam i wpadłam na ciebie ja…- głoś wciąż mi się trząsł, tak jak nogi po ogromnej dawce adrenaliny. Kurt patrzył na mnie podejrzliwie i nagle wyciągnął dłoń ku mnie? Spojrzałam na niego niezrozumiale.
-Chodź odprowadzę cię do domu. Podałam mu swoją rękę dosyć ufnie. Nie chciałam znów spotkać tamtych oprychów Czując, że przy nim mogę czuć się bezpiecznie odwzajemniłam gest, po czym tylko poczułam szarpnięcie i jak Kurt przykłada swoje usta do mojej szyi między obojczykiem a głową. Czułam się jak by mi robił malinkę, ale jednak czułam coś jeszcze. Zakręciło mi się w głowie, czułam się coraz słabiej. Świat wirował, a ja po chwili ujrzałam tylko ciemność. Ostatnim wysiłkiem uchyliłam powieki i ujrzałam twarz chłopaka koło mojej. Uśmiechał się
-Śpij skarbie- dobiegł mnie cichy szept.



Itachi

Udało mi się zatrzymać tych mrocznych typów. Najpierw przebiegła Sakura, a kiedy ujrzałem ich biorąc worek z puszkami z pobliskiego śmietnika rzuciłem w jednego, a potem chwytając szybko jakąś pierwszą napotkaną przez moją dłoń rzecz rzuciłem jak się okazało cegłą w drugiego. Przystanęli i skierowali się do ciemnego zaułka gdzie stałe,. Miałem nadzieję, że dałem mojej dziewczynie wystarczająco dużo czasu na ucieczkę. Stałem się niewidzialny i zaszedłem oprychów od tyłu. Wyjmując ze śmietnika cały wór pełen jakiś szklanych rzeczy zamachnąłem się jak najmocniej mogłem i rzuciłem nim i nich. Pod ciężarem worka upadli, a gdy ten zetknął się z ziemią huk tłuczonego szkła wypełnił głuchą przestrzeń. Czułem Sakurę coraz słabiej. Dziwne, że w tak szybkim tempie przemierzała kolejne odległości. Trochę mnie to zaniepokoiło i rozkładając skrzydła podążyłem za nią. Jej dom widziałem już na horyzoncie. Przyśpieszyłem, aby sprawdzić czy nic jej nie jest. Mój wzrok przykuła postać stojąca na podjeździe przed jej domem. Wpatrywała się w jej niewielki jednorodzinny dom, który był koloru jasnego beżu, czerwonego dachu i białych plastikowych okien. Na twarzy miał założoną kominiarkę. Spojrzałam na miejsce jego obserwacji po czym wróciłem znów  wzrokiem na tajemniczego obserwatora. Mojej oczy rozszerzyły się w głębokim szoku. Nikogo tam nie było. Jestem pewien, że kogoś tam widziałem, na pewno ktoś tam stał. Dostawszy się do okna mojej dziewczyny wszedłem do środka i podbiegłem do jej łóżka. Spała. Jej klatka piersiowa unosiła się i opuszczała w równym tempie. Nie wyczułem przy niej żadnej złej energii. Odetchnąłem z ulgą.
-Aniele- wyszeptałem do jej ucha- tak bardzo się o ciebie bałem- odgarnąłem kosmyk z jej czoła po czym pocałowałem ją lekko w czoło. Chciałem znów spojrzeć w jej oczy jednak przeraziłem się. Patrzyły na mnie jej zielone tęczówki.
-Kim jesteś- wyszeptała ledwie dosłyszalnie. Sparaliżowany stałem nad nią, świadomy tego, że mnie widzi, że nadal mnie widzi. Podniosła się szybko, żeby zapalić lampkę, nocną, a ja wykorzystałem tą chwilę jej nieuwagi. Szybko zniknąłem, a gdy znów spojrzała w miejsce gdzie stałem, mnie już tam nie było. Widziałem jak nerwowo rozgląda się po pokoju, następnie wychodzi z łóżka sprawdza najpierw czy nikogo nie ma pod łóżkiem, następnie w szafie, łazience i innych zakamarkach po czym przechodzi się po domu, a na koniec wraca zrezygnowana, kładzie się na łóżku, a następnie nie może spać, przewracając się na łóżku, aż do rana. Cierpliwie stałem i patrzyłem na nią, aż uspokoiła oddech, a następnie uznała wszystko za przywidzenie.
Jak to miała w zwyczaju zawsze rano przed szkołą wykonała wszystkie łazienkowe rzeczy co mnie niezmiernie cieszyło. Kochałem patrzeć na jej nagie ciało. Była niesamowici drobna, a jak na ten klimat skórę miała niesamowicie bladą, a jednocześnie tak nieskazitelną. Długie różowe włosy zostawiła rozpuszczone, a na siebie założyła czarną zwiewną bluzkę na ramiączka, leginsy, buty na lekkiej koturnie i do tego czarną kurtkę z ćwiekami. Chwyciła swój plecaki udała się na lekcje. Pierwszą lekcje miała z Anko- mściwą babą która we wszystkim widziała zło. Tuż przy wejściu zobaczyliśmy dwie ogromne lalki wielkości człowieka- Ken i Barbi- uśmiechnąłem się na tą sugestię. Moja dziewczyna usiadła w trzeciej ławce, a obok niej Hinata- równie cicha dziewczyna. Spojrzałem na Kurta podejrzliwie który siedział trzy ławki za nią i cały czas wpatrywał się w jej plecy. Moją uwagę zwróciła nauczycielka wchodząca do klasy. Z uśmiechem stanęła za biurkiem i klasnęła w dłonie.
-Jak widzicie zaczynamy dzisiaj dział o anatomii człowieka, jednak by to się mogło bardziej rozwinąć chciała bym, abyście zajęli nowe miejsca w ławkach. Mam nadzieję, że poznacie się lepiej, cała wasza klasa jest drastycznie podzielona i nawet pewnie wszyscy się nie znacie- Uśmiechnęła się do całej klasy porozumiewawczo.- Tak więc oto w tym pudełku- wskazała dłonią na małe czerwone pudełko w którym znajdował się stos pozaginanych kartek- znajdują się imiona wszystkich chłopców w klasie. Jako, że chłopców i dziewczynek jest tyle samo postanowiłam, że podzielę was w pary. Proszę dziewczęta ustawcie się w kolejce. Szybko, szybko- dodała gdyż obaczyła brak zorganizowania i chęci brania w tym udziału. Moja Sakura podniosła się leniwie i ustała w kolejce. Wylosowała kartkę i bez otwierania jej skierowała się znów do swojej ławki. Widziałem jej niechęć co do tego zadania. Nie była komunikatywną osobą i zawsze jakoś się wywijała z takich zadań, ale nie tym razem. Trochę mnie denerwowało to, że jeszcze nie zajrzała co było napisane na tej kartce, czy ona nie jest wogóle ciekawa z kim podzieli się miejscem w klasie. Czasami przerażała mnie jej obojętność na wszystko. Z góry przekreślała powierzone sobie zadania związane z komunikacją wśród ludzi, ale jakie zdziwienie moje było w tedy kiedy rozmawiała z tym gościem w barze, i do tego jeszcze z nim tańczyła. Jestem z siebie zadowolony z intrygi jaką zafundowałem temu chłoptasiowi. Nie ma co nawet pomarzyć o kontakcie z moim Aniołem. Wspomnieniami wróciłem do momentu kiedy ujrzałem wczoraj tego mężczyznę w kominiarce. Chciałem się dowiedzieć, czemu obserwował dom Haruno. Czy chciał dokonać zamachu? Tego nie wiedziałem, ale postanowiłem dla bezpieczeństwa nie odstępować mojej podopiecznej na krok zwłaszcza po tym jak odkryła magiczne lustro. Może to go przyciągnęło? Postanowiłem dodać otuchy mojej dziewczynie
-Nie bój się Aniele- wyszeptałem do jej myśli.


Sakura
Bałam się spojrzeć na kartkę, bałam się tego co mnie może spotkać. Nagle spięłam mięsnie.
-Nie bój się Aniele.
Rozejrzałam się po klasie, jednak nikt nie zwracał na mnie swojej uwagi. Po plecach przeszły mnie ciarki, a na ramionach wyczułam gęsią skórkę. Nie chciałam zmieniać swojego miejsca. Było dobrze mi z Hinatą,   czasami miałam wrażenie, że ona mnie rozumie i jest taka sama jak ja. Czy ona również tak cierpiała? Do tego jeszcze ten facet w nocy w moim pokoju. Na pewno ktoś tam, był jestem pewna. Nic mi się nie przywidział. Z mojego gardła wydało się westchnięcie. A jeśli ja naprawdę wariuje? Może jeszcze wczorajsza akcja z Hurtem też nigdy nie miała miejsca.  W drżących dłoniach trzymałam małą zwiniętą białą kartkę. Zaraz się okaże co za nieszczęśnik na mnie trafił. Nie będzie łatwo. Po kolei wyczytywane nazwiska dziewczyn przez panią Anko wskazywały chłopaków którzy będą dzielili z nimi ławkę. Z prawej stronu usłyszałam dźwięk radosnych okrzyków. Spojrzałam na Ino Yamanake która głośno się cieszyła z tego, że to ona wylosowała Sasuke. Nagle usłyszałam nawoływania nauczycielki
-No Haruno z kim usiądziesz? Drżącymi dłońmi szybko rozwinęłam kartkę. Po ciele przeleciał mi dreszcz. Uniosłam głowę patrząc na nauczycielkę i z ledwo dosłyszalnością powiedziałam
-Kurt. Po klasie rozległy się gdzie nie gdzie  jęki zaskoczenia, gdzie indziej jęki ulgi wydane przez chłopaków, że to nie im się trafiłam, a jeszcze indziej usłyszałam jęki zażenowania dziewczyn którym owy mężczyzna wpadł w oko. Nauczycielka wskazała nam miejsce na ostatniej ławce. Posłusznie zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się w dane miejsce. Hurt już na mnie czekał. Bez słowa usiadłam koło niego i nie nawiązując ani razu kontaktu wzrokowego mimo tego, że czułam jak on wpatruję się we mnie siedziała w milczeniu. Musiałam przeboleć tą chwilę z dziwnym pomysłem Anko, a co najgorsze dopiero przede mną. Ławka przed nami była pusta, ale co to by była za sprawiedliwość jak by tylko tyle upokorzeń miała na dzień- o nie to zdecydowanie za mało, los nie był dla mnie za łaskawy. Przed nami usiadła Ino i Sasuke. Chciało mi się płakać. Dlaczego ja? Zwracałam te pytanie tysiące razy do Boga i ani razu nie dostałam odpowiedzi. Kiedy już wszyscy zajęli swoje miejsca głos znów zabrała Anko.
-Postarajcie się jak najwięcej dowiedzieć o swoich nowych towarzyszach. Chciała bym abyście dowiedzieli się o sobie jak najwięcej. Tak to wasza praca domowa którą zaczniecie na lekcji, a i jeszcze jedno to na ocenę i fakty muszą być prawdziwe. Sprawdzę je.
A to kolejna kłoda rzucona pod moje nogi przez los. Czy moje życie zawsze będzie pozbawione barw. Najwyraźniej tak. Zastanawiałam się jak zacząć to rozmowę, a może to on niech ją zacznie. Tak poczekam, aż on ją zacznie. Jednak jak na złość siedział tylko i gapił się na mnie. Raz się żyje pomyślałam. Odwróciłam się twarzą do niego. Przeszył mnie czarnymi oczami, lekko wykrzywiając usta. Moje serce zamarło na chwilę, w której niby cień zapadła nade mną jakaś ponura ciemność. Zaraz zresztą zniknęła, ale ja przyglądałam mu się nadal. Nie uśmiechał się przyjaźnie. Był to uśmiech, który oznaczał kłopoty. Niechybne. Skupiłam wzrok na tablicy. Barbie i Ken gapili się na mnie z dziwnie wesołymi twarzyczkami. Siedziałam spokojnie. Teraz był jego ruch. Gdy wcześniej się uśmiechnęłam, nic dobrego z tego nie wyszło. Zmarszczyłam nos, próbując się zorientować, czym pachnie. Nie papierosami. Czymś bardziej intensywnym i paskudnym. Cygarami. Napotkawszy wzrokiem zegar na ścianie, zaczęłam wystukiwać ołówkiem rytm wskazówki sekundowej. Położyłam łokieć na stole i wsparłam podbródek na
pięści. Westchnęłam. No niezłe. W tym tempie niczego się nie dowiem. Gapiąc się przed siebie, usłyszałam jednak miękkie wodzenie piórem po papierze. Pisał - ciekawe co. Dziesięć minut siedzenia przy jednym stole nie uprawniało go jeszcze do wydawania opinii na mój temat. Zerknęłam w jego notatnik i stwierdziłam, że ma już kilka linijek tekstu, którego wciąż przybywało.
-Co piszesz? - zapytałam.
-I mówi po angielsku - odpowiedział, równocześnie to zapisując, łagodnym, a zarazem leniwym ruchem dłoni. Pochyliłam się nad nim na tyle blisko, na ile starczyło mi odwagi, próbując przeczytać, co napisał, ale momentalnie złożył kartkę na pól i nie zobaczyłam nic.
-Co napisałeś? - spytałam stanowczo. Sięgnął przez stół po mój czysty arkusz, przysunął go do siebie i zmiął w kulkę. Nim zdążyłam zaprotestować, celnym strzałem wrzucił ją do kosza na śmieci przy biurku trenera. Chwilę wpatrywałam się w kosz, targana niedowierzaniem i wściekłością, po czym otworzyłam notatnik na czystej stronicy.
-Jak się nazywasz? - spytałam, z ołówkiem w pogotowiu. Spojrzałam na niego znowu tylko po to, żeby zobaczyć ten posępny uśmiech, który chyba tym razem miał mnie ośmielić, abym coś od niego wyciągnęła.
 -Nazwisko? - powtórzyłam z nadzieją, że głos załamuje mi się tylko w wyobraźni.
-Mów mi Kurt-. Serio pomyślałam a on szybko dodał.-
- Tak mnie nazywaj. Mówiąc to, lekko mrugnął, uznałam więc, że ze mnie kpi.
 -Co robisz w wolnym czasie? - zapytałam.
-Nie miewam wolnego czasu.
-Myślę, że to jest zadanie na ocenę, więc może zechcesz być miły? Wychylił się do tyłu, krzyżując ręce za głową.
-Miły? Przekonana, że to znów aluzja, stwierdziłam, że bezpieczniej będzie się wycofać.
-W wolnym czasie, powiadasz - rzeki w zadumie. - Robię zdjęcia. Drukowanymi literami zapisałam: FOTOGRAFIA. -Jeszcze nie skończyłem. Lubię pisać recenzje znanych filmów, propaganduje żywność  ekologiczną, potajemnie para się poezją i drży na samą myśl, że będzie musiała wybierać między uniwersytetami takimi jak University of Oxford, United Kingdom
 Harvard University United States  i... zaraz, jak się nazywa ten wielki na „H"? Więc zdecydowałaś się już na kierunek? Medycyna czy aktorstwo, chociaż z tym drugim daj sobie spokój, a i jeszcze lubię pakować się w kłopoty.
Patrzyłam na niego przez chwilę, wstrząśnięta, że w niczym się nie myli. I nie odniosłam wrażenia, że tylko zgaduje. Wszystko wiedział. A ja chciałam się dowiedzieć skąd. Natychmiast.
 -Ale nie wylądujesz na żadnym z nich - dodał.
-Doprawdy? - spytałam bez namysłu.
Chwycił moje krzesło pod siedzeniem i przyciągnął mnie do siebie. Niepewna, czy mam dać drapaka, pokazując, że się boję, czy nie robić nic i udawać znudzenie, wybrałam drugą opcję.
-Mimo że byłabyś prymuską na każdym z tych trzech uniwersytetów, gardzisz nimi, bo powszechnie kojarzy się je z sukcesem. Ferowanie wyroków to trzecia z twoich największych słabości.
-A druga? - spytałam z lekką furią. Kim jest ten facet? Czy to ma być jakiś wkurzający dowcip?
-Nie wiesz, komu zaufać. Nie: odwołuję. Ufasz ludziom, tyle że zawsze niewłaściwym.
-No, a pierwsza? - zapytałam.
-Boisz się życia.
-A cóż to ma znaczyć?
-Boisz się wszystkiego, nad czym nie masz kontroli. Zjeżyły mi się włosy na karku, a salę ogarnęło lodowate zimno. Normalnie w takiej sytuacji podeszłabym do biurka Anko i poprosiła ją o zmianę miejsca, ale nie miałam zamiaru dać odczuć chłopakowi, że może mnie zastraszyć. W irracjonalnym odruchu samoobrony postanowiłam, że nie wycofam się pierwsza.
-Sypiasz nago? - zapytał. Myślałam, że padnę, ale jakoś się opanowałam.
-Nie jesteś osobą, której chciałabym się z tego zwierzać.
-Byłaś kiedyś u psychiatry?
 -Nie –Chociaż mama z chęcią by mnie do niego posłała.
 . -Popełniłaś przestępstwo?
-Nie - odparłam. Fakt, że parę razy przekroczyłam dozwoloną szybkość, nie zrobiłby na nim wrażenia.
- Może byś mnie zapytał o coś normalnego? Sama nie wiem... O ulubiony rodzaj muzyki.
-Nie będę pytał o to, czego się domyślam.
-Nie masz pojęcia, czego słucham.
-Klasyki. Twój świat to przecież ład, porządek. Pewnie grasz... na skrzypcach? - powiedział to tak, jakby odpowiedź przyszła mu z powietrza.
-Mylisz się - kłamstwo, lecz tym razem dreszcz przeszedł mi po ciele. Skąd się w ogóle wziął ten facet? Skoro wie, że gram na skrzypcach, to o czym jeszcze może wiedzieć?
-Co to? - Hurt dotknął piórem wewnętrznej strony mojego przegubu. Odsunęłam się odruchowo.
-Znamię.
-Wygląda jak blizna Sakuro, masz skłonności samobójcze? - Nasze oczy się spotkały i fizycznie poczułam, że on się śmieje.
- Rodzice są razem czy się rozwiedli?
-Mieszkam z mamą.
-A ojciec?
-Tato zostawił nas.
 -Dlaczego?
Wzdrygnęłam się.
-Booo... Wybacz, ale to są jednak sprawy osobiste. Na chwilę zapadło milczenie, a bezwzględność w jego wzroku jakby nieco złagodniała.
 -Na pewno jest ci ciężko - zabrzmiało to szczerze. Zadzwonił dzwonek i Hurt wstał, kierując się do drzwi.
-Poczekaj! - zawołałam, ale się nie odwrócił.
-Hurt! -Był już za drzwiami.
- Przecież ja nie mam nic o tobie! Zawrócił i podszedł do mnie. Ujmując moją rękę, napisał coś na niej, zanim pomyślałam, żeby mu ją wyrwać. Spojrzałam na dziewięć cyfr skreślonych na dłoni czerwonym atramentem - i zacisnęłam ją w pięść. Chciałam mu powiedzieć, żeby nie liczył na mój telefon dziś wieczorem. Chciałam powiedzieć, że przez te jego pytania zmarnowałam całą lekcję. Chciałam masę rzeczy, ale stałam bez słowa, jakby mnie zamurowało.
-Dziś wieczór jestem zajęta - odezwałam się wreszcie.
-Ja też. - Uśmiechnął się szeroko i już go nie było. Sterczałam jak zaklęta, próbując zrozumieć to, co zaszło. Czyżby celowo wypytywał mnie do końca zajęć, żebym nie mogła odrobić zadania? Czyżby sądził, że zrehabilituje go jeden promienny uśmiech? Tak - pomyślałam - jasne.

-Nie zadzwonię! - krzyknęłam za nim. - W życiu!!!


Od autorki: Jak obiecałam notka jest. Dosyć długa. W życiu nie napisałam dłuższej. :) Ostatnio poczytałam sobie o upadłych anioła w w necie itp. i trochę udoskonaliłam fabułę. Ile to się można dowiedzieć z Wikipedii xD. A co do Kurta jak napisałam że przyssał się do szyi Saki to tu w cale nie chodziło, że wysysał z niej krew on nie jest wampirem xDDD. Mam nadzieje, że wam się spodobają moje wypociny i doczekam się   jakiś pozytywnych komentarzy. Dziękuje też ogólnie wszystkim czytającym blog ma dopiero dwa tygodnie, a ma już 700 wejść. Naprawdę super sprawa, że ktoś to czyta więc do następnej notki która ukarze się prawdopodobnie 23.11.2014, albo nawet i szybciej :)