środa, 22 kwietnia 2015

Cała prawda





-...Co jest złego w staniu w jednym miejscu,
 jeśli to miejsce jest dobre?
-Nawet dobre miejsce staje się koleiną, zwłaszcza 
gdy tkwisz w nim sam...".

Nora Roberts – Lasy w płomieniach












- Sakura co się z tobą dzieje- potrząsnąłem nią może odrobinę za mocno. Patrzyła na mnie pustymi oczami- bez wyrazu- jak w transie.
-Zawdzięczam ci życie, ofiaruje tobie więc je w zamian.- odpowiedziała. Zastanawiałem się czy ona mówi poważnie. Może się tylko nabija, ale nie. Jej oczy mówią mi, że nie żartuje. Coś jest z nią nie tak.
Zwariowała.
Nagle naszła mnie myśl:
Skoro i tak potrzebuje jej do rytuału, a z tego co mi wiadomo Hinata już zdobyła miecz. Sasuke ma go już u siebie i pracuje nad dokładną lokalizacją Białej księgi, gdzie rytuał jest dokładnie opisany.
Dobrze więc będzie mi łatwiej.
-Dobrze Sakuro zgadzam się na to.
Z uśmiechem podeszła do mnie i chwytając mnie zaszyję przyciągnęła moją głowę do siebie i pocałowała.
Jej usta były niesamowicie miękkie. Wplątała palce w moje czarne włosy zgrabnie je przeczesując.
Wydałem z siebie pomruk zadowolenia. Poczułem ciepło w podbrzuszu.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Napotkałem jej wielkie zielone tęczówki. Ona również się we mnie wpatrywała.   
Po moich plecach przeszedł nieoczekiwany dreszcz.
Odsunąłem ją delikatnie od siebie i wstałem.
Nie mogłem już dłużej patrzeć na jej udręczony wyraz twarzy.

Od Itachiego wracałam metrem do siebie. Widziałam Naruto.
Mój Naruto przestrzegał mnie przed nim. Mówił, że go zna i żebym nie wzbudzała podejrzeń, że cokolwiek wiem.
Naruto…
Naruto…
Naruto…
Myślałam gorączkowo. Powiedział mi, że zawsze jak się skupię i go wezwę, on się zjawi.
I zjawił się, oczywiście nie sam, razem ze swoimi przyjaciółmi.
-Czy dobrze się spisałam?- zapytałam go.
Pokiwał głową na potwierdzenie.
-Co się dzieje, nie możesz mówić?- znów zapytałam gdy Naruto milczał i jedynie tylko kiwał głową.
Znów kiwnął na tak.
-Czyli już cię nie usłyszę?
Tym razem pokiwał głową przeczącą.
Ta myśl mnie uspokoiła, znów kiedyś go usłyszę. Tylko nie wiedziałam dokładnie kiedy. Westchnęłam i opuściłam głowę. W metrze byłam sama nikogo więcej pomijając Naruto i jego przyjaciół. Wiedziałam, Wiedziałam, że on zawsze będzie przy mnie. Jest moim przyjacielem, on nigdy mnie nie zawiedzie.
Za nim podniosłam głowę, ich już nie było. Muszę się przyzwyczaić do tego, że tak jak nagle się pojawiają, tak i giną.
Wysiadłam na odpowiedniej stacji i pomaszerowałam przed siebie. Idąc cały czas czułam czyjś oddech na szyi, ale nie odważyłam się odwrócić. Przecież jestem w tunelach metra tu zawsze chodzą ludzie, a tupot stup odpija się od ścian. Jednak tym razem się widziałam ludzi przed sobą, a więc skąd odgłos kroków i sapania? Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się za siebie. Nikogo tam nie było. Przerażona odwróciłam się i przyśpieszyłam kroku. Na schodach przed oczami mignął mi cień. Znów nerwowo rozglądałam się wokół siebie.
Uznałam, że mi się przywidziało i szłam jeszcze szybciej. Gdy dotarłam do domu byłam tak zasapana, że ledwo mogłam oddychać.
Męczyło mnie wiele spraw.
Wciąż miałam uczucie, że ktoś za mną chodzi i do tego jeszcze udawanie oddanej przed Itachim, żeby się dowiedzieć co tak naprawdę się zdarzyło.
Wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka.



-Czemu uciekłaś Sakuro?- słyszę pytanie,  widzę swoją postać siedzącą na drewnianej ławce. Wokoło rozpoznaję drzewa. Są mi bardzo znajome.
-Czy czasem nie powinniście znajdować się w domu?-znów słyszę pianie i tym razem dostrzegam policjanta.
- Czy pani jest nieletnia? Jeśli tak to muszę panią zabrać na komendę skąd odbiorą panią rodzice.- Latarka oślepia mojego sobowtóra dzięki czemu widzę jak mocno się kuli. Zdenerwowanie czuć od niej, aż tu. Ruch z prawej strony przykuwa mój wzrok.
Stoi tam Itachi z rękoma w kurtce.
Policjant podchodzi do Itachiego i odgarnia mu jedną połowę kurtki ukazując broń.
-On ma broń- szepczę sama do siebie.
Policjant mierzy do Itachiego z pistoletu trzymanego w rękach.
-Aresztujesz mnie?- pyta Itachi. W jego głosie nie słychać nawet nutki strachu tylko czystą kpinę.
- Tak.
- Za co?- tym razem odzywa się ostro. Słowa policjanta mnie przerażają.
- Niech pomyślę. Zastraszanie tej oto młodej damy, może nawet porwanie. Ukryta broń. Masz pozwolenie na tego gnata? Założę się, że nie. Ponadto to jest kaliber broni takiej z której naboje znaleźliśmy niedaleko stąd w ciele młodego mężczyzny, więc oskarżę cię również o morderstwo. Tak, to chyba załatwi sprawę.
- Musisz być jasnowidzem.
- Że co?
- W sprawie zabójstwa. Byłeś kiedyś wewnątrz worka na ciało, glino?- pyta a ja czuje zimny dreszcz. Niespodziewanie zrywa się wiatr. Liście krążą wokół trzech postaci.
Mężczyzna w niebieskim mundurze wygląda na wyraźnie zdenerwowanego.
-Uciekaj krzyczy i w tej samej chwili upada bezwładnie na ziemię.
Mój sobowtór także. Jej ciało osuwa się bezwładnie na ławkę. Widzę jak Itachi wyciąga broń z za paska od spodni i strzela policjantowi w głowę, a następnie ciągnie go w krzaki.
Otwieram usta, aby krzyknąć, ale z mojego gardła nie uchodzi żadne dźwięk.
Chce podbiec i powstrzymać Itachiego, ale nie mogę się ruszyć.
Patrzę tylko, jak  nogi policjanta giną w krzakach, a następnie wyłania się z nich postać Itachiego.
Podchodzi on do mojego nieprzytomnego sobowtóra i delikatnie odgarnia jej  włosy z twarzy.
Bierze ją na ręce i szepcze z twarzą w jej włosach:
-już niedługo- jego szept niesie wiatr, aż do mnie.
Znika z ciałem mojego sobowtóra.
-Już niedługo- wokół mnie słyszę szepty- ciągle słyszę to samo:
-już niedługo…

Budzę się całą zalana potem. Mój oddech jest przyśpieszony.
-Już niedługo- słyszę szept i o dziwo to ja wypowiadam szeptem te słowa.

Następnego dnia postanawiam obejrzeć ogłoszenie do prasy z informacjami o stancjach, chce wynająć pokój. Nie chce dłużej mieszkać w tym domu gdzie matka chciała mnie zabić. O dziwo szybko trafiam na dosyć dobrą ofertę.
Umawiam się z właścicielem i po skończonym seminarium zmierzam prosto do miejsca być może mojego nowego mieszkania.
Dzisiaj cały dzień śledziłam wzrokiem wszystkich doszukując się profesora- dręczyciela, ale nigdzie go nie było.
Całe szczęście.
Pamiętałam co się zdarzyło, wszystko. Do tej pory czuje jak jego dłonie miażdżą i wykręcają mi sutki, po czym szaleńczo błądzą po moim ciele.
Upiorne sapanie słyszę co chwila za sobą i odwracam się spanikowana szukając go wzrokiem. Moje oczy są zaszklone. Nie mogę przestać o tym myśleć. Dręczy mnie to. Gdyby nie Itachi stało by się coś gorszego.
Ale nie!
Itachi wcale, a w cale nie jest od niego lepszy, tak mi mówił Naruto, a mu ufam bezgranicznie.
-Sakura tu jesteś- poczułam ręce które mnie obejmują. Z głośnym krzykiem zaczęłam się szamotać.
Boże!
Nie!
On wrócił.
,,Zaraz będzie po wszystkim, trochę utemperuję twoje zachowanie”
Słyszę jego głos tuż przy uchu. Moje ciało zaczęło się trząść.
Uciekaj Sakura! Szybko uciekaj!
Moja podświadomość krzyczała, a ja jej posłuchałam. Uderzyłam napastnika łokciem w szczękę i korzystając z tego, że poluzował uchwyt uderzyłam go jeszcze raz. Ręce ześlizgnęły mi się na ramiona, a ja poczułam zagrożenie.
,,Uciekaj debilko zaraz cię zwiąże i tym razem nikt cię nie uratuje, nie będziesz miała tyle szczęścia. Zaczęłam kopać. Mocne trząchnięcie mną sprawiło, że otworzyłam oczy.
-Sasuke- wymamrotałam uspokajając się i w tym samym monecie rozpłakałam się. Chłopak nic nie powiedział. Przytulił mnie do siebie, a ja mu zaufałam.
To nie on, to nie mój kat.
Nagle szybko się odsunęłam.
-Sasuke a co z Ino, ja nie mogę przepraszam.
-Sakura ile razy ci mówiłem, nie masz co przejmować się Ino.
Nagle coś we mnie uderzyło jak grzmot.
Ino
Gdzie jest Ino?
Nie widziałam jej już od kilku dni. Co się z nią dzieje? Może choruje. Dla tego nie przychodzi na wykłady. To pewnie to. Na pewno.
-Przepraszam jestem umówiona Sasuke, spotkamy się jutro w szkole.
Poszłam za nim mógł powiedzieć cokolwiek więcej. Nie gonił mnie. Może wiedział co się stało? Zakryłam twarz dłońmi. Szybko poprawiłam włosy i zmazałam ręką rozmazany makijaż spod moich oczu. To nie ma sensu. Muszę szybko wrócić do mojego  domu i się ogarnąć, żeby nie wystraszyć moje być może nowego współlokatora.
W domu zmyłam makijaż i nałożyłam nowy. Rozpuściłam włosy i założyłam do tego białą luźną bluzkę sięgającą mi do pępka i jeansowe obcisłe spodnie z przedłużanym pasem. Chwyciłam torebkę i już po pół godzinie chodziłam po domkach jednorodzinnych i szukałam właściwego adresu, aż mi się udało. Przyjrzałam się domowi. Niezbyt wielki o kolorze brązowym z fioletowym dachem małym ogródkiem i białymi drzwiami wejściowymi. Dom jak dom. Niczym nie wyróżniał się od innych. Weszłam furtką i wspięłam się po trzech betonowych schodach na małą werandę na której stał stół i bujana rozkładana ławka. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili w drzwiach ukazała mi się dziewczyna. Na ogół w moim wieku może lekko starsza, ale na pewno nie dużo. Miała rude włosy ścięte na bombkę, szare oczy teraz lekko przymrużone, od rażącego słońca i drobną sylwetkę. 
-Do kogo- warknęła groźnie.
-Cześć ja chciała bym rozmawiać z właścicielem w sprawie wynajmu.
-A no tak coś tam mi wiadomo- od razu zmieniła ton głosy na znacznie milszy. -Wejdź zaraz zawołam kogo trzeba.
Zaprowadziła mnie do niedużej kuchni w której siedział nawet przystojny blondyn i zajadał się orzeszkami. Na pierwszy rzut oka skojarzył mi się z Naruto, ale tylko kolorem włosów. Nie sterczały mu tak jak u mojego przyjaciela, a kolor oczu zamiast przenikliwego błękitu był jasno szary. Czy wszyscy w tym domu mają szare oczy? Zastanawiałam się.
-Siema- powiedział chłopak z do granic zapchanymi ustami. Uśmiechnęłam się lekko. Chociaż jest tak samo niechlujny jak mój Naruto.
-Rej ogarnij się trochę, to być może nasza nowa współlokatora. -Chłopak od razu wstał otrzepał się i przełknął wszystko co miał w ustach.
-Kurde sorry mam nadzieje, że cię nie zraziłem do siebie jestem Rej- podał mi dłoń z solą między palcami po orzeszkach. Widziałam, że już chce zabrać rękę, gdy zorientował się na co się gapie, ale zanim ją zabrał ja ją uścisnęłam.
-Sakura- przedstawiam się - miło mi cię poznać Rej. – Posłałam mu delikatny uśmiech który odwzajemnił.
-Sakura- powtórzył po mnie- ładnie pasuje do ciebie- mówiąc to patrzył na moje różowe włosy- masz przyjemny głos Sakuro taki delikatny. Chciał bym go mieć w swojej kolekcji- zrobiłam minę która mówiła, że nie wiem o co chodzi.
-Rej!- krzyknął ktoś ze schodów. – zachowuj się. Na schodach stanął czarno-włosy chłopak w skurzanej motocyklowej kurtce i butach, oraz jeansach. – jego krzyk sprawił, że podskoczyła. Rudo-włosa gdzieś zniknęła. Chłopak z trzech ostatnich schodków praktycznie sfrunął. Patrzyłam na to oniemiała
Co jest?
-A więc chcesz wynająć u mnie pokój skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś złodziejem, mordercą, albą jakimś gorszym zdzierstwem- powiedział z jadem w głowie.
-Bo nie jestem- powiedziałam poważnie patrząc mu w oczy. Nie wiem nawet kiedy doskoczył do mnie i szarpnął za ramię prowadząc jak się domyślałam ku wyjściu. Rej szedł za nami.
Otworzył drzwi i wypchnął mnie za nie. Rej złapał chłopaka za ramie i zatrzymał.
-Gabrielu- powiedział. Roześmiałam się gdy doszła do mnie ironia jego imienia, a oni popatrzyli na mnie jak na wariatkę, więc postanowiłam podzielić się z nimi moim odkryciem
-Gabriel jak ten anioł?- Rej także wybuchnął śmiechem, a o dziwo zaraz po nim Gabriel.
-Dobra chodź pokaże ci twój pokój który możesz zająć.
-Czy to był jakiś test?- zapytałam mrużąc oczy i patrząc na tych dwóch.
-Coś ty takie żarty- odpowiedział Rej. Żarty? To miały być Żarty, ja czułam się dziwnie i mnie to nie śmieszyło. Gabriel machnął do mnie ręką, żebym poszła za nim. Pokazał mi pokój na piętrze ostatni po prawej.
-Więc tak to twój pokój wcześniej jest łazienka. Dzielisz ją ze mną bo tylko my mieszkamy na górze. Rej i Trish mają swoje sypialnie na dole, więc i łazienkę swoją mają na dole. – Gabriel patrzył na mnie z uwagą, prawdopodobnie chcąc wyłapać jakieś oznaki zniesmaczenia czy coś tym, że mamy wspólną łazienkę, ale mi to zwisało, mogłam się dzielić łazienką.
-Więc oto twój pokój- Wprowadził mnie do ustronnego pomieszczania w którym było wielkie łóżko  i wielka szafa na całą ścianę. Pokój był duży.
-Możesz się wprowadzić jeszcze dziś, Rej może ci pomóc jak będziesz chciała.
-Dziękuje wam, jestem wdzięczna za wszystko, więc gdzie jakaś umowa wynajmu, pierwsza zaliczka?
-Umowy nie ma, warunki opisałem w ogłoszeniu więc wszystko wiesz. Pierwsza wpłata jak będziesz miała kasę.-
Co? To tyle? Bez umowy bez niczego?
Kurde no dobra musiał ufać swoim współlokatorom nie słyszałam, żeby Rej narzekał.
-Wprowadzę się jutro po południu- oświadczyłam i zwróciłam się ku drzwiom. Gabriel szedł za mną. Przechodząc przez kuchnie pożegnałam się w Ruim i stanęłam przy drzwiach odwracając się do Gabriela.
-Cóż dziękuje bardzo. Do zobaczenia jutro-   powiedziałam i otworzyłam drzwi. Chłopak nic nie powiedział tylko zamknął je za mną.
W domu cały wieczór pakowałam moje najważniejsze rzeczy do kartonów. Reszta zostanie tutaj. Nie sprzedam tego domu, ale i nie zamierzam w nim mieszkać. Renta chorobowa mojej mamy wystarczy, żeby go spłacać, a moje stypendium starczy na przeżycie i opłatę wynajmu.
Następnego dnia przeżyłam szok. Policja przesłuchiwała uczniów w sprawie zwłok Ino Yamanaki znalezionych w kanalizacji przez miejscowego pracownika oczyszczalni ścieków.
,,Nie masz co przejmować się Ino’ Sasuke wciąż mi to powtarzał. Spojrzałam na niego. Stał przy swojej szafce i rozmawiał z kolegami. Zastanawiam się co mam robić. On mógł by być mordercą.
Musiałam o tym powiedzieć policji i to szybko. On może stać za tą zbrodnią. Nie mogę ukrywać mordercy. Nie mogę pozwolić mu skrzywdzić nikogo więcej. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Posłał mi uśmiech, a ja go nie odwzajemniłam poszłam w stronę gabinetu dyrektora.
-Nawet o tym nie myśl- usłyszałam przy uchu, a potem pustka.

*
-No rzesz kurwa coś ty zrobił?- wstałem słysząc nieprawdopodobną rzecz.
-Musiałem ona chciała donieść.- powiedział głosem nieco przyciszonym.
-Mam ochotę cię zabić, ale to jeszcze nie pora. Uporam się z nim ty niekompetentny bałwanie. – byłem straszliwie zły. Spojrzałem na swoje ręce pod biurkiem. Miałem teraz ochotę złapać tego durnia za szyję i udusić.
-wypierdalaj- warknąłem przez zaciśnięte zęby. Muszę się teraz zastanowić jak to wszystko dobrze rozegrać, gdy wokoło siebie mam samych idiotów. Dary anioła. Co już mam?
Biała księga nie do odzyskania spłonęła razem z czarodziejem. Pojebaniec się z nią wysadził. Muszę sobie poradzić bez tego.
Hinata zdobyła miecz.
Jeszcze tylko kielich i lustro. Lustro jest u Orochimaru, a kielich muszę zdobyć sam. W tym zadaniu wybrałem się do miejscowej wróżki. Przysiadłem naprzeciwko niej i z uśmiechem podałem dłoń. Kobieta wzięła ją bez słowa. Spojrzała na nią, a potem na mnie i w jednym monecie zerwała się do biegu. Nawet nie dotknęła klamki kiedy chwyciłem ją za włosy od tyłu.
Po tym jak skończyłem ze staruszki pozostały zmasakrowane zwłoki, jak i z jej wnuka oraz jego matki. Do puki nie wykończyłem dzieciaka nie powiedziała mi gdzie kielich, ale teraz już wiem. Uniosłem kartę z tarota na wysokość moich oczu. Rysunek przedstawiał parę odwróconych do siebie kielichów.
Byłem dumny z siebie, że mi tak szybko z tym poszło. Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i wytarłem w nią ręce po czym rzuciłem na miejsce zbrodni. Coraz bliżej celu, jeszcze tylko lustro i nasz kochany archanioł.  Sakura jest już owinięta wokół palca. Zadbałem aby zawieziono ją do szpitala, a gdy się obudzi ja już przy niej będę wciskając jej kolejne kity.
Zero uczuć,
Tutaj ważny jest tylko mój cel.
Muszę zrobić wszystko, żeby tego dokonać
Dojechałem do szpitala i pognałem do Sali Sakury. Siedziała na łóżku z książką na kolanach. Przeszło mnie zimno. Rozejrzałem się instynktownie. W tej chwili poczułem drobne ramiona obejmujące moją klatkę piersiową i słodki zapach wanilii. Moja czujność wygasła. Wtuliłem twarz różowo-włosej bardziej w siebie.
-Chodź Sakuro zabiorę cię do domu.- szepnąłem. Nie pytała, nic nie mówiła.
Wieczorem leżeliśmy w jednym łóżku. Przytulałem śpiącą Sakurę jedną ręką do siebie, a drugą wsunąłem pod głowę.
Aniele, stróżu mój... szeptali przez setki lat.
 Mylili się.
Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem.

Ziemię ogarnie ciemności. Państwa upadną, szpitale, szkoły i urzędy będą stać puste, nie działają komórki. Za dnia będą na ulicach rządzić brutalne gangi, ale kiedy zapada mrok wszyscy wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców.
Anioły- byłem jednym z nich.
Upadłe Anioły!
. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważali je za swoich stróżów, teraz okażą się agresorami siejącymi śmierć.
A na ich czele stanę ja.
*
Ostrożnie otworzyłam oczy gotowa, aby poczuć jakiś ból, ale nie nastąpił. Z korytarza dobiegły mnie ciche szmery.  Wstałam szybko i podeszłam do drzwi i delikatnie je uchyliła.
-Tak wszystko jest już gotowe, mamy wszystkie dary anioła, Gabriel namierzony. Rytuał odprawisz ty, a Gabrielem zajmie się nasza Sakura- słysząc to rozszerzyłam oczy ze zdumienia, czyżby chodziło im o mojego nowego współlokatora? Po co jestem im potrzebna, Naruto mnie ostrzegał, ale nie wiem przed czym.
-Dobrze więc przechodzimy do ostatniej fazy naszego planu. Zaraz zabiorę ją w umówione miejsce, a wy idźcie po tego pieprzonego archanioła.- Czułam, że muszę coś zrobić i to natychmiast.
-Pilnuj Orochimaru, żeby nie próbował się wtrącać.
-Tak jest.
A właśnie Naruto.
Mocno zamknęłam oczy, aż czoło mi się zmarszczyło i powtarzałam imię mojego przyjaciela jak mantrę.
Naruto, Naruto, Naruto, Naruto
Wreszcie poczułam ciepło. Otworzyłam delikatnie oczy i napotkałam przerażony wzrok mojego przyjaciela.
-Uciekaj- wyczytałam owe słowo z jego ust. Postanowiłam nie próżnować. Ręką mój przyjaciel wskazywał mi łazienkę. Szybko do niej weszła. Rozejrzałam się spanikowana. Naruto tym razem pokazywał mi szyb wentylacyjny w suficie niewielkiej wielkości, ale ja się zmieszczę.  Zdjęłam go z zatrzasków i cicho postawiłam na wannie. Wspięłam się po muszli klozetowej. Czułam ręce Naruto na moim ciele. On mógł mnie dotykać. Czułam go. Posłałam mu szeroki uśmiech i z pomocą Naruto podciągnęłam się do szybu. Szłam za moim przyjacielem na czworaka. Nie wiem jak on się tam znalazł. Przerażenie na jego twarzy mówiło mi, że nie jest dobrze. Owe przerażenie udzieliło się także i mi. Sapałam głośno. Nie wiem ile czasu już czołgam się po tych metalowych szybach, ale czuje, że jest mi coraz bardziej duszno i gorąco. Kusz wirujący wokół wcale nie ułatwiał mi oddychania. Naruto spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem. Gdy wreszcie wylądowałam w wielkim koszu z brudnym praniem willi odetchnęłam głośno i zaśmiałam się z ulgą. Szybko wyszliśmy z hotelu przez tylne wyjście. Rozglądałam się spanikowana nasłuchując czyiś kroków, albo obcego oddechu. Przyłożyłam rękę do piersi. Moje serce tak mocno biło, że na pewno słychać je na Antarktydzie, a w górach wywołuje lawiny.
Przeszedł mnie nagle dziwny zimny dreszcz, a potem poczułam rękę na ustach. Nie widziałam kto mnie trzyma. Zaczęłam się wyrywać, a moje stłumione jęki przez rękę napastnika brzmiały żałośnie. Oczy mi się załzawiły na wspomnienie gwałtu. Bałam się bardzo się bałam.
-Ćśśś córeczko nie pozwolę im cię zabrać, jesteś bezpieczna. – ten głos mnie uspokoił. Poczułam, że moje oczy się zamykają. Przed twarzą śmignęły mi czarne włosy.
Poruszałam ustami jak ryba chcąc coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Zapadłą ciemność.

Obudziłam się na wielkim łożu. Obok mnie siedział
-Kurt?
-Witaj Sakuro jak się czujesz? – posłał mi uspokajający uśmiech.  
-Pewnie jesteś zmęczona, ale dostałem polecenie, aby cię sprowadzić jak tylko się obudzisz. Twój ojciec na ciebie już czeka.
-mój ojciec?- wyjąkałam zaskoczona.

Kurwa, Kurwa, Kurwa- rzucałem wszystkim co się tylko dało.
Nie wieże, że ten palant się nią zainteresował, ona miała być moja. Dzięki niej miałem mieć moc, miałem mieć władzę, miałem mieć życie. 
Nie, on na pewno jej nie zabije, nie zrobi z niej coś innego.
Zniszczy ją, zniszczy moje szanse na sukces.
Mój wersal, mój pieprzony wersal.
Jak mam teraz zabić kogoś z jego linii, skoro dopilnował, żeby wszyscy zginęli z jego ręki.
Nie!
Ten sukinsyn nie wygra. Muszę osiągnąć swój cel, muszę przywołać anioły strącone do piekieł, ja muszę wygrać.
Nie zabije swojej pierworodnej. Tylko ona już mu została.

Ubrana w długą suknię patrzyłam na siebie z pod grzywki. Miałam loki i w ogóle wyglądałam żałośnie, ale najważniejsze pytanie gdzie ja kurwa jestem i co ja tu robię? Zaprowadzono mnie do olbrzymiej Sali. Na podwyższeniu znajdował się ogromny tron prawdopodobnie, ze złota, a obok niego drugi mniejszy. Dopiero po chwili spostrzegłam wysokiego mężczyznę stojącego  przy ogromnym ognie. W moim wnętrzu narastał strach. Czułam się dziwnie. Zacisnęłam pięści wbijając sobie paznokcie, aby siebie uspokoić. Muszę przestać. Muszę się uspokoić. Myślałam gorączkowo. Mężczyzna przede mną miał czarne włosy sięgające do łopatek i niesamowicie zielone oczy.
Jak moje.
-Sakuro witaj w domu- podszedł do mnie i mnie uścisnął.
-Chodź wszystko ci wyjaśnię.   
Po godzinie widziałam, że Orochimaru jest moim prawdziwym ojcem, a ja jestem z nieprawego łoża. Moja matka miała romans z Orochimaru. Na początku zaprzeczałam, ale mnie przekonał, że mówi prawdę.
Itachi potrzebuje mnie, żeby odbyć rytuał w którym zdobędzie wszystko co chce, a ja stracę życie.
Dowiedziałam się wszystkiego.
Neofilim, anioły, archanioły, wampiry, demony.
Neofilim to wampiry które zostały schwytane przez anioły i zmuszone do złożenia przysięgi która polegała na tym, że anioły na dwa tygodnie przejmują władzę nad ciałem wampira.
-Skarbie ty to wszystko zakończysz.  Wyszkolę cię, jesteś wpół wampirem więc nie mogę ci ugryźć, żebyś stała się wampirem całkowicie. Nigdy nim nie będziesz. Przetoczę ci krew. Będziesz tak samo silna, szybka i zwinna jak my, ale tobie będzie biło serce. Wyszkolę cię i dam podwładnych. Będziesz moją przepustką do lepszego świata.
-Co się stanie jeśli się nie zgodzę, jeśli nie chce brać w tym udziału.
-Itachi cię dopadnie i zabije.
Tak to mnie przekonało. Oddałam się pod opiekę ojca. Przetoczono mi krew, karmiono tylko wampirzą krwią. To był jeden ze skutków mojej przemiany. Mogłam odżywiać się tylko krwią wampirów, albo aniołów których mi podrzucano, abym nauczyła się jak ich kontrolować umysłem, zabijać, więzić i torturować.
Całkowicie się zmieniłam. Po czterech latach ciągłego treningu i polować straciłam resztki człowieczeństwa.

Stałam się pustym wrakiem swojego starego jestestwa. 





Od autorki: Boże, jaka ja leniwa jestem. Miałam już dawno wstawić rozdział, ale oczywiście legat darł się we mnie głośniej niż chęci i niestety wygrał leń, ale udało mi się go zwalczyć dzisiaj. :). Cóż powoli zbliżamy się do końca tego bloga. 



poniedziałek, 16 marca 2015

Teraz będę cię kochać...







Ukrywają przed światem jakąś część swego "ja",
jakby okazywanie prawdziwego uczucia mogło

 zostać wykorzystane przeciwko nim.




       Dzisiejszy dzień w szkole płynął mi nie ubłagalnie wolno. Ciężko mi się na czymkolwiek skupić. Wzdycham po cichu na wspomnienie obrazów w sypialni Itachiego. 
Nie mogę znaleźć nigdzie ani Karin, ani Hinaty, tak jak by się rozpłynęły. Znów moje myśli wędrują do osoby Itachiego. Przeraża mnie nieco jego obłuda i niekonwencjonalna pewność siebie. Staram się skupić na wygłaszanym seminarium przez profesora, ale nie mogę!

Czuję się szczęśliwa, ale z drugiej strony czuję niepewność.

A co jeśli to wszystko to tylko jakaś gra?

Co jeśli mam być tylko chwilową zabawką, w końcu kobiety często służą mężczyznom tylko do zabawy?

Wykorzystują je i porzucają?

Nie chce być porzuconą!

Ta myśl wywołała we mnie niepokój i dreszcze zimna co chwila przechodzące po moich plecach i ramionach.
- … Panno Haruno?
Głos profesora Cross rozszedł się echem po całej sali wykładowczej. Siedziałam z pochyloną głową w ogóle nie zwracając uwagi na wykład.  
Dziesiątki par oczu utkwiło spojrzenie w mojej bladej twarzy, długich rzęsach i szczupłych palcach ściskających pióro.  Następnie dziesiątki par oczu zwróciło się na twarz stojącego w milczeniu, lekko zniecierpliwionego profesora. To zachowanie nie pasowało do miłej aparycji: klasycznych rysów, dużych ciemnych oczu i pełnych warg. Ten przystojny facet miał zgrzeczniały wyraz twarzy, co  kompletnie psuło ogólne wrażenie młodego profesora.
-Uhm!…
Lekkie kaszlnięcie z prawej strony zwróciło moją uwagę. Zaskoczona spojrzałam na siedzącego obok barczystego mężczyznę. Uśmiechnął się i kiwnął głową na stojącego nieopodal profesora. Powoli i mój wzrok podążył w tamtą stronę i … napotkałam przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu. Ciężko przełknęłam ślinę zalegającą mi w gardle.
-Oczekuje odpowiedzi na moje pytanie panno Haruno o ile oczywiście będzie pani łaskawa uważnie słuchać…- jego głos był lodowaty- podobnie jak oczy.
Pozostali słuchacze, studenci –wiercili się na krzesłach , spoglądając na siebie ukradkiem. Ich zachowanie wyraźnie mówiło

,,Co go dzisiaj ugryzło”

Nikt się jednak nie odezwał- pewnie z powodu tego, że nikt nie chciał wpaść w konflikt z profesorem.
Lekko rozchyliłam wargi, po czym je zamknęłam, wpatrzona w te zimne spojrzenie.
-Czy mówię w pani ojczystym języku?- Znów zadał pytanie. Z jego postawy jak i słów niemal, że iskrzyła kpina.
Siedząca niżej dziewczyna próbowała stłumić śmiech. Wszystkie oczy znów skierowane były na mnie. Pochyliłam głowę próbując unikać spojrzenia nauczyciela.
-Skoro panna Haruno nie jest w stanie teraz zrozumieć ojczystego języka, może będzie ktoś inny łaskawy, żeby odpowiedzieć na moje pytanie?

Tylko tego trzeba było siedzącej w pierwszym rzędzie dziewczynie. Z rozjaśnioną twarzą, wpatrzona w profesora, szczegółowo odpowiedziała na pytanie. Wymachiwała rękoma cytując różnych uczonych. Kiedy skończyła słodko westchnęła do profesora i pochyliła się uwydatniając jeszcze bardziej swój niesamowicie wielki dekolt.  Brakowało jeszcze tylko tego, żeby padła do jego stup i się o nie ocierała niczym kot prosząc o więcej pieszczot.
Profesor niemal niedostrzeżenie zmarszczył brwi i odwrócił się by napisać coś na tablicy.
Gdy wszystkie już moje marzenia były tak brutalnie rozwiane przez profesora pochyliłam się jeszcze bardziej- a raczej skuliłam i notowałam jego słowa. 
Nagle wylądowała przede mną złożona kartka papieru. , w pierwszej chwili jej nie zauważyłam dopiero kaszlnięcie zwróciło moją uwagę na siedzącego obok niej barczystego chłopaka. Uśmiechał się szeroko i kiwnął głową na karteczkę.
Zamrugałam gwałtownie powiekami wpatrzona w plecy profesora który w tym czasie kreślił jakieś szlaczki na tablicy i niepostrzeżenie zsunęłam karteczkę na kolana.

,,Cross  to dupek nie martw się króliczku”

Nikt nie zauważył- bo nikt już nie patrzył. Posłałam chłopakowi dziękujący uśmiech.
-Co panią tak rozśmieszyło pani Haruno- wzdrygnąłem się słysząc ton głosu. Moje oczy rozwarły się z przerażenia. Uśmiech niemal w jednej chwili zniknął z mojej twarzy. Nieśmiało z pod rzęs spojrzałam na profesora.
Zdenerwowana zacisnęłam dłonie w pięści pod ławką chowając w pici kartkę od chłopaka obok  i przygryzłam wargę.
-To moja wina panie profesorze, pytałem na której stronie jesteśmy.- kolega od kartki starał się mi pomóc, jednak chyba bezskutecznie bo profesor dalej wywiercał we mnie pełne frustracji spojrzenie.
-Myślę, że to zły dobór osoby, która mogła by ci pomóc Kiba. Mam wrażenie, że potrafisz te tematy znaleźć bez pomocy panny Haruno
… Ahh … Panno Haruno?!
Niepewnie podniosłam wzrok na profesora gryząc dolną pełną wargę.
-Po wykładzie czekam na panią w moich gabinecie. 
Sesja minęła bardzo szybko. Kiedy tylko profesor zakończył zajęcia, wstałam i pakowałam swoje rzeczy szybko, aby bardziej jeszcze nie podpaść wrednemu chamowi, który nie widział nic innego poza czubkiem swojego nosa. Cross był przerażającym i wymagającym nauczycielem. Zarzuciłam plecak na ramie i już zmierzałam ku gabinetowi mojego kata.
Ostrożnie zapukała. Zastanawiałam się, że może zbyt cicho zapukałam, jednak gdy usłyszałam ryk układający się w słowo ,,Wejść”. Wślizgnęłam się do środka. Cross siedział przy swoim biurku i uporządkowywał jakieś papiery. Głową kiwnął na krzesło naprzeciwko karząc mi usiąść. Lekko poprawiłam plecak na ramieniu, a niedomknięty suwak zaskrzypiał rozsuwając się jeszcze bardziej. Podeszłam do krzesła i usiadłam na samum brzegu wyprostowana i z zapartym oddechem w piersi. 
Potarłam o siebie moje dłonie czując jak coraz bardziej się pocę.
-Czy może mi pani wytłumaczyć co panią tak rozpraszało dzisiaj. Z poprzednich szkół mam pani oceny i opinie z których wynika, że świetnie pani tu do nas pasuję, ale sądząc po dzisiejszym będę chyba musiał panią jednak oddelegować. Nie znoszę nieposłuszeństwa.
-Panie Cross ja…
-Profesorze Cross!- Poprawił mnie wciąż nie patrząc na mnie. Przełknęłam głośno ślinę i odchrząknęłam.
-Profesorze Cross to już naprawdę więcej razy się nie powtórzy obiecuję, ja tylko… po prostu mam na głowie wiele spraw. Obiecuję poprawę.
-Och pani Haruno ja nie mogę pani ufać na słowo, zbyt wiele jest takich studentów którzy mnie zawodzą.- mężczyzna spojrzał mi w oczy, po czym wstał obchodząc biurko i opierając się o nie dokładnie naprzeciwko mnie. Trzymał moje kolana dosłownie między swoimi nogami. Instynktownie przesunęłam się na krześle próbując zwiększyć przestrzeń.
-Ja naprawdę obiecuję poprawę- wydukałam starając się na niego nie patrzeć. Był za blisko, dosłownie za blisko. Wzrok umieściłam na swoich kolanach.
-Wiem jak sprawić, że będzie mi pani posłuszna!- wysyczał mi tuż przy uchu.. W tym samym momencie poczułam jego dłoń na karku która pchnęła mnie tak mocno, że przewróciłam krzesło i wylądowałam na biurku nosem w papierach profesora. Chciałam szybko się podnieść odpychając się rękoma, jednak był szybszy, 
o wiele.
Kopnął krzesło które leżało na mnie i wykręcił mi ręce do tyłu przyszpilając moje ciało do biurka. Mój policzek przyciskał się do papierowych stosów na jego biurku.
-Proszę niech mnie pan zostawi- próbowałam się szarpać, kopać, ale skutecznie mnie unieruchomił stając za mną. Objął w jedną dłoń moje nadgarstki, a drugą przesunął moją bluzkę w górę. Załkałam, chciałam pokazać, że cierpię jednak on nic z tego sobie nie robił.
Zaczęłam krzyczeć, wiłam się jeszcze mocniej, jednak szybko rozwiązał te problemu. Poczułam, że drugą ręką wkłada mi coś do ust a następnie zawiązuje z tyłu głowy, nie pomagało kopanie. Moje krzyki ucichły prawie do zera. Łzy kapały mi na jego biurko. Zaraz poczułam związane ręce, a następnie zabrał się za nogi.  Załkałam jeszcze bardziej. Byłam taka bezsilna, taka przerażona.

          Wiedziałam co chce zrobić.

Rękę trzymał na moich plecach abym nie mogła się odchylić, drugą jeszcze bardziej podwijał moją bluzkę, aż na twarz, tak że zapłoniła mi oczy. Językiem przejechał od pasa po moim kręgosłupie, aż do samej szyi i zatrzymując się na czułym punkcie za uchem by następnie przygryźć jego płatek. Przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Nie tak planowałam stracić moje dziewictwo.  Moja wola została złamana. Wiedziałam, że już nic nie mogę zrobić i że nikt mi nie pomorze. Przestałam się rzucać i tylko łkałam nad swoim okrutnym losem. Bóg mnie już dawno opuścił.
-Ćśśś maleńka zaraz będzie po wszystkim, a ja utemperuję twoje zachowanie.
Dłońmi wodził po moich piersiach odpiął stanik i rzucił go w gdzieś w pomieszczeniu. Drażnił moje piersi ugniatając je, a następnie złapał w swoje palce moje sutki by je miażdżyć i pociągać za nie. To wcale mnie nie podniecało, a wręcz przeciwnie sprawiało mi ból. Załkałam znów. Obraz zupełnie rozmazał mi się przez łzy. Gdy skończył z moimi piersiami nie przestając lizać i gryźć mnie w szyję zsunął mi spodnie wraz z majtkami do samego dołu. Zajęczał złowieszczo. Poczułam na pośladkach jego nabrzmiałą erekcję przez jego spodnie.
-Nie maleńka, tak szybko z tobą nie skończę, jesteś taka piękna i taka seksowna, Boże czemu wcześniej nie kazałem ci przyjść.- Ujął jedną ręką mój kark, a drugą wodził po moich pośladkach. Zjechał nią po zewnętrznej części uda, aż do kolana po czym przesunął ją na wewnętrzną część mojej nogi. Sapał zwierzęco podniecony do granic.
-Och maleńka jeszcze nigdy mi tak nie stał. Stwardniał mi tak, że aż czuję ból. Jak ty mnie podniecasz i twoja idealna mała różowa cipka.
-Wzdrygnęłam się ponownie kiedy dłonią dotarł dokładnie tak gdzie chciał. Dwoma palcami drażnił moją łechtaczkę.
-Skarbie musisz się podniecić, musisz być mokra bo jeśli nie to będzie cię bolało, a uwierz mi, a ja nie mogę długo się powstrzymywać wypełnię cię nawet w tedy kiedy będziesz sucha jak pieprz.-
Zaśmiał się lubieżnie tuż przy moim uchu. Strach całkowicie mnie sparaliżował. Wszystko widziałam i słyszałam jak przez mgłę. Prawie nic do mnie nie dochodziło. Nawet nie poczułam tego jak nagle zostałam pociągnięta do tyłu i przewróciłam się na podłogę. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Skuliłam się zamykając oczy. Błagałam o szybki koniec.
-Naruto- pomyślałam- mój przyjacielu. Szkoda, że cię tu nie ma.

Tak bardzo mi przykro.

Przed oczami ujrzałam jego roześmianą twarz, blond kosmyki szalejące na wietrze i wyciągniętą rękę ku mnie.
Tak  zostań ze mną już na zawsze- wyszeptałam.







Jezu co on jej zrobił. Już pół dnia leży na łóżku z zamkniętymi oczami, nie odzywa się, nie otwiera oczu, nie śpi słyszę jej nierówny oddech. Próbowałem do nie mówić jednak do niej nic nie dociera.
Co jakiś czas słyszę jak szepcze imię ,,Naruto” i ,,jak bardzo jej przykro,,.
Usiadłem koło łóżka na którym leżała i przyglądałem się jej. Jakimś cudem wzbudzała we mnie litość.
Tyle widziałem, tyle uczyniłem, tyle słyszałem, a gdzieś głęboko we mnie moja podświadomość skręcała się z żalu na ten widok.
Westchnąłem i szczelniej nakryłem ją satynową narzutą.
Świetnie wyglądała tak wkomponowana w czarną pościel na moim łóżku.
Różowe długie włosy niesfornie rozsypały się na poduszkę wokół niej, a blada cera wyła idealnie uwydatniona przez czerń pościeli.
Brakowało jeszcze tylko, aby ujrzeć jej niesamowicie zielone oczy.
Teraz była bladsza niż zazwyczaj.
Sam widok tego co widziałem mną wstrząsnął.
Czekałem na Sakurę pod szkołą, mimo, że mój kierowca miał zjawić się sam ja jakoś nie mogłem powstrzymać się przed wcześniejszym ujrzeniem jej. Namierzyłem jej komórkę. Wiedziałem, że jest jeszcze na uczelni.
Czekałem…
Czekałem…
I czekałem..
, aż postanowiłem sam sprawdzić czemu tak długo nie wyłazi z tego cholernego budynku. Jestem cierpliwy, ale bez przesady.
Kazałem Shino zaczekać i zgodnie ze wskazaniami telefonu poszedłem w miejsce gdzie ona się znajduję.
Chwilę błąkałem się po tych cholernych korytarzach, aż doszedłem w miejsce gdzie była.
,,Gabinet Profesora Crossa”
Głosiła tabliczka na drewnianych drzwiach.
Odsunąłem się od drzwi. Postanowiłem poczekać, aż wyjdzie.
Do moich uszu dobiegł cichy szloch i jakieś jęki.
Zaniepokojony otworzyłem powoli drzwi, aby dyskretnie sprawdzić co tam się dzieję, a potem działałem już jak w amoku.
Wpadłem do środka.
Odciągnąłem tą  świnie od Sakury, nie przewidując tego, że jest tak bardzo uczepiony jej, że poleciała na podłogę z nim.
Zobaczyłem jej przerażony i zamglony wzrok pełen łez. Skuliła się na podłodze jeszcze bardziej.
Wkurwiłem się.
Chwyciłem sukinsyna za koszulę pozwoliłem go pięścią w twarz, a potem tak długo napieprzałem, aż stracił przytomność.
Otrząsnąłem się z agonii. Zdjąłem marynarkę i przykryłem nią Sakurę biorąc ją na ręce. Wyszedłem zostawiając zmasakrowanego profesora całego w krwi. Nie obchodziło mnie czy żyje.
Moich własności się nie rusza.
W samochodzie przytuliłem ją do siebie  i zawiozłem ją  do mojego apartamentu gdzie przebrała ją moja gosposia, Sakura pewnie nie chciała by, żebym patrzył,a potem ułożyłem wygodnie w swoim łóżku, a teraz co?
Gapiłem się na nią bezwstydnie podniecając się jej przerażeniem!
Niby ten widok mnie przerażał, ale z drugiej strony czułem się podniecony. Instynktownie poprawiam się siedząc na łóżku. Czując lekkie drganie w spodniach znów się poprawiłem próbując jak najlepiej ukryć swoje chciwe żądze.
Poruszyła się instynktownie. Działo się z nią coś dziwnego.
O nie!
W pokoju pojawiła się gęsta mgła, a nagle w niej niewyraźne sylwetki. W pomieszczeniu temperatura obniżyła się o kilkanaście stopni bo mój oddech zamieniał się w kłęby pary.  Zacząłem szybciej oddychać. Mrugnąłem widząc przed sobą twarz, ale pustą. Zamiast oczu miała tylko puste oczodoły w których czaił się mrok, a zszyte usta uchylały się lekko. W nich także była tylko czerń. Szybko wstałem i oddalałem się od nich. One jak by instynktownie lgnęły do Sakury.
Chciały jej!
Przecież ona powinna należeć do ich świata, wróciły po nią!
Nie mogłem nic zrobić. Dotyk, uderzenia nic nie działało. Moje ciosy przenikały przez nie. 

Wiedziałem to, ale głupi próbowałem coś zrobić.

Dziewczyna poruszyła się nieznaczenie i wstała do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po pokoju, ale nie krzyczała.
Na jej ustach widniał teraz szeroki uśmiech.

Coś z nią nie tak.

-Naruto- wyczytałem z jej poruszających się warg. Spojrzałem tam gdzie ona, ale ja nic nie widziałem.
-Naruto wiedziałam, że do mnie wrócisz! – szepnęła wstając na nogi. Przemierzała między zjawami, a one nie torowały jej drogi, rozstępowały się przy każdym jej kroku.
Następne co zobaczyłem sprawiło, że jęknąłem z niedowierzania.
Sakura podeszła do zjawy stojącej przy ścianie niczym nie wyróżniającej się od innej. Wszystkie były takie same puste oczodoły, pogniłe  twarze i pozszywane usta.
Dotknęła jej, a co najdziwniejsze jej dotyk nie przeniknął przez zjawę.

Ona naprawdę jej dotykała!

Uśmiechała się przy tym promiennie.
Usłyszałem jak by pisk, przez co zasłoniłem uszy próbując dojść do siebie. Zamknąłem oczy próbując nie zwymiotować.

Co się dzieje!?

Co najdziwniejsze Sakura uśmiechała się jeszcze szerzej. Była szczęśliwa. Jej oczy iskrzyły się.
-Naruto czy to twoi przyjaciele?- Usłyszałem jej pytanie
Chwila przerwy. Znów ten pisk i Sakura która znów zaczęła mówić. Wydawała się jak by prowadziła konwersacje z tą zjawą.
-Są naprawdę piękni, tak świecą, bije od nich  takie ciepło. Masz cudownych przyjaciół

Co?! 
Jakie światło ja widzę tylko mrok,
jakie ciepło mój oddech zamienia się w lód? 
Jacy piękni to szare zjawy z potwornym wyglądem. Nie rozumiałem jej. Nie mogąc dłużej tam zostać odbijając się barkiem od ściany co jakiś czas na chwiejnych nogach wyszedłem i od razu poczułem się lepiej.

Co tu się kurwa dzieje!?

Doszedł do moich uszu cichy śmiech dziewczyny. Ona naprawdę się śmiała.
-Naruto niewiarygodne!- Teraz głośniejszy śmiech.


On Do mnie wrócił!
On do mnie wrócił!
Mój Naruto!
Cieszyłam się rozmawiając z nim, a do około nas stali jego przyjaciele i uśmiechali się do mnie promiennie.
Powiedział, że teraz będzie przy mnie za każdym razem, gdy go wezwę.
Jestem taka szczęśliwa.
Nawet nie zauważyłam, że byłam w mieszkaniu Itachiego, dopiero to spostrzegłam jak Naruto obwieścił, że musi wracać do domu, ale postara się do mnie przyjść jak najszybciej.
Rozmawiałam z nim o próbie gwałtu. Nie chciałam, ale  to on poruszył ten temat. Powiedział, że Itachi mi pomógł.
Muszę mu podziękować.
Znalazłam go w salonie przy fortepianie. Patrzył za wielkie okna na Tokio.
Podeszłam cicho.
-Dziękuje- wyszeptałam mu do ucha, a on się wzdrygnął.
Przestraszyłam go?
Spojrzałam na jego piękne rysy. On mnie uratował. Posłałam mu lekki uśmiech i delikatnie musnęłam jego usta. Nie zamknął oczu, ja również nie.
Oddaliłam się od niego, dalej się uśmiechając, a on siedział i patrzył na mnie z kamiennym wyrazem twarzy.
On mnie uratował!
Zawdzięczam mu życie!
Muszę mu się odpłacić!
Jedyne co mogę mu podarować to moje serce.

-Teraz będę cię kochać- wyszeptałam. 

Mogłam mu dać to,
co profesor próbował mi odebrać. 






Od autorki: Leniwa ciota ze mnie. Niby mam wenę, mam pomysły, ale nie chce mi się ich przelewać na kartki Wordu. 
Co do dzisiejszego rozdziału. Nie wiem jak go ocenić. 
Zaczytałam się w trylogii Starka i świata nie widzę poza tą trylogią, dopiero co zaczęłam czytać ją. później opowiem o czym była :) Jak już się dowiem. 
Wstawiam notkę i lecę czytać dalej. 
Pozdrawiam moich czytelników :) 
Postanowiłam zmienić muzyczkę w playerze. 
Jak wam się podoba???
Jestem wieśniarą xD