Zrobił bym dla ciebie
wszystko,
nawet gdybym miał
sprzeciwić się swojej naturze
Dla
ciebie wyrzekł bym się
wszystkiego co posiadam
Nawet
duszy
Jeżeli to nie jest miłość
Nie
umiem zaoferować
ci nic więcej.
Nie dobrze, nie dobrze. Co teraz będzie?
Jak to się to stało. Co nagle otworzyło portal Jak mogłem do tego dopuścić? Co
mam teraz zrobić. Powinienem skontaktować się z Jozue. Muszę szybko skontaktować się z nim i go
ostrzec. Upewniłem się, że moja dziewczyna śpi i wbiłem się ku bramom niebios.
Rozpościerałam skrzydła zwiększając swoją prędkość. Nie chciałem zostawiać
Sakury zbyt długo samej. Z daleka ujrzałem Jozue.
-Wiem co
się stało słyszałem krzyk. Pewnie
Zastanawiasz się czyje to były krzyki. Już ci tłumaczę. Jozue zrobił chwilową
przerwę i ściskając w dłoni pęk kluczy kontynuował.
- Co wiesz
na temat Archanioła? - zapytała Jozue. Chwilę myślałem nad odpowiedzią.
- To Upadły Anioły, Anioł Ciemności, Obserwator.
- Był
Sędzią. Został wysłany na ziemię, aby nauczyć człowieka prawości i karać tych,
którzy schodzili ze ścieżki dobra. Był - jest Aniołem. Śmierci. Tylko jeden
wystarczył, aby zniszczyć Sodomę i Gomorę. To on sprowadził potop. I to właśnie
Anioł Śmierci przemierzał Egipt, zsyłając najokrutniejszą karę – dziesiątą
plagę. Śmierć każdego dziecka. Wstrząsnęły mną dreszcze. Co prawda nie czułem
głodu, zimna, potrzeb fizjologicznych i innych takich, jednak nie pokój zagościł
w moim sercu.
-Archanioł
został wezwany do nieba–kontynuował Jozue. - Ale nie wrócił. Odwrócił się
plecami, odcięto mu skrzydła. Stał się zbyt wielkimi miłośnikiem Ziemskiego
Królestwa. Dlaczego nie? Piękny, potężny, nieśmiertelny, pod każdym względem
przewyższał ludzi. Sądził, że powinien pozostać na ziemi i rządzić ludźmi. Stał
się potworem, tyranem. Bano się go. Kochano. Wielbiono. Zerkając na Itachiego,
który w tej chwili był pogrążony w słuchaniu i przetwarzaniu stów anioła
kontynuował.
-Abraham obdarowany
mądrością bożą, był jedynym, który potrafił powstrzymać go i . - Nakreślił w
powietrzu kształt koła. - Przeklętym Lustrem. Uwięził tam prawie całą moc
Archanioła i do dzisiaj w nim tkwi.
- Niegdyś
prawej ręki Boga. - Był zbyt potężny nawet dla Abrahama i zdołał uciec. Z
pewnością jest bardzo osłabiony, ale nie tkwi zamknięty w lustrze, tak jak tego
chciano
-–
zapytałem i ukryłem głowę w dłoniach. Jozue lekko pokiwał głową. Boże
najdroższy co teraz będzie. Skoro w niebie usłyszeli krzyk demonicznej mocy, to
na pewno ktoś jeszcze ją usłyszał, a tym kimś był Michael- Anioł Śmierci. Skoro
od stuleci poszukiwał lustra, przysięgając ludzkości zemstę, na pewno nie
przepuści takiej okazji.
-Masz nową
misje Itachi. Teraz bardziej niż kiedykolwiek musisz strzec Sakury. Naruto nie
dał jej lustra bez przyczyny, był kierowany przeznie, w tedy zawładnęło nim,
czując od niego aurę bramy-Sakury. Ona jest bramą do ich świata Itachi, tylko ona
może otworzyć portal i jest jeszcze coś jednak nie mogę ci tego zdradzić z
czasem sam się dowiesz.
Siedząc i patrząc na śpiącą Sakurę zastanawiałem się o co
mogło chodzić Jozue. Traktowałem go jak przyjaciela jednak mimo nalegań z mojej
strony nie wyjawił mi nic więcej prócz wzmianki o Aniele Śmierci i tego, że
musi użyć Sakury, żeby czegokolwiek dokonać w związku ze swoimi mocami. Czułem
to, czułem, że Jozue nie ograniczało to, że nie chciał mi powiedzieć, on po
prostu miał zakazany z góry poruszanie tego tematu ze mną. Bałem się o moją
śpiącą damę. Myśl, że mógł bym ją stracić na zawsze przerażała mnie, czułem się
okropnie. Bałem się co może przynieść jutro.
Sakura
Dni mijały mi bardzo szybko,
kalendarz zrzucał kolejne kartki jak drzewa liście na zimę. Coraz częściej
nachodziła mnie ochota na to, aby mieć kogoś przy sobie, aby nie być samej, aby
mieć się do kogoś przytulić, aby…- Pocieszyciel, przyjaciel, ukochany- oto kogo
potrzebowałam- Potrzebowałam Naruto. Moja podświadomość wołała go jednak nikt
nie reagował. Ja naprawdę jestem jakaś nawiedzona i do tego jeszcze przeklęta.
Często zadawałam sobie pytanie czym tak obrzydzam ludzi, że zerkają na mnie z
taką pogardą, a teraz jedynie jaka myśl mi chodziła po głowie to taka, aby jak
najszybciej dostać się do swojej szkolnej szafki, wrzucić tam książki i uciekać
od tego miejsca jak najdalej. Poza murami szkoły czułam się już nieco lepiej,
jednak nie miałam ochoty jeszcze wracać do domu i słuchać narzekań mojej matki.
Czy to takie złe, że chce być jak normalna nastolatka. Moje nogi poniosły mnie
wprost do stóp obszernego lasu. Szłam wąską ścieżką do puki nie zatrzymałam
się u podgórza góry. Rozciągały się tu
mała polana. Ze skalistych krawędzi wysokiego wzniesienia spływał mały strumyk
z wyjątkowo krystaliczną wodą. Usiadłam przy małym oczku i zerknęła na
odbijającą się jej twarz w wodzie. Lekko palcami zaczesałam kosmyk swoich
długich loków za ucho i uśmiechnęła się. Z plecaka wyciągnęłam książkę i
pochłonęła się w lekturze, która przedstawiała
idealną parę kochanków, którzy, aby mogli być ze sobą musieli
przezwyciężyć wiele przeciwności losu. Słońce już zachodziło. Czując, że pora
wracać do domu podniosłam się i już bez żadnych oględzin terenu szłam do domu.
Latarnie swoim światłem oświetlały ulice. Dreszcze przeszedł mnie na myśl, że
poza miejscami na które pada blade żółte światło mogą czaić się demony. Zaśmiałam się ze swojej
wyobraźni. Zbyt dużo oglądam filmów. Moje przerażenie jednak wzrosło, kiedy z
prawej strony usłyszałam szmer i dźwięk tłuczonego szkła. Instynktownie
zwróciłam tam swój wzrok. Co się okazało, paru mężczyzn szło i głośno się
śmieli kiedy jeden z nich rzucał butelkami w jedną ze ścian budynku. Spostrzegli
mnie w tej samej chwili kiedy ja już brałam nogi za pas. Słyszałam jak podążali
za mną. Poczułam okropny ból w plecach i upadłam. Zorientowałam się, że jeden z
nich trafił mnie butelką w plecy, nie zdążyłam się podnieść kiedy wielki but
przygniótł mi palce u rąk.
-A kogo my tu mamy?- obleśny tym z brodą i poszarpanymi ubraniami
zawył lubieżnie. Przerażona nie wiedziałam co mam robić. Chciałam się podnieść,
lecz nie mogłam, gdyż drugi z nich butem napierał na moje plecy.
-Nie mam pieniędzy- powiedziałam w guście ratunku, jednak oni
tylko głośno się zaśmiali i kolejna butelka roztłukła się niedaleko mojej
głowy. Parę szkieł trafiło mnie w twarz. Pisnęłam przerażona. Jeden z nich
wykręcił mi ręce do tyłu i podniósł trzymając, podczas gdy drugi chwytając za
mój podbródek i szarpiąc nim chciał, abym spojrzała na niego. Zrobiłam to i
natychmiast tego pożałowałam. Dostałam silny cios w twarz. Niewiele myśląc
kopnęłam oprawce w brzuch, a temu co mnie trzymał nadepnęłam mocno na stopę.
Uciekałam… Szybko… Adrenalina buzowała w moim organizmie. Uciekaj krzyczałam…
Uciekaj jak najszybciej. Wbiegając w ciemną uliczkę wpadłam na kogoś. Odbiłam
się i upadłam metr dalej. Wystraszona myśląc, że to kolejny napastnik
spojrzałam na osobę z przestrachem. Jak się okazało przede mną stał Kurt. Jego
zimne oczy patrzyły na mnie z politowaniem. Czułam się źle, jednak jak by po
bandziorach nie było śladu. Nagle huk kroków ucichł, krzyki również. Podniosłam
się otrzepując swój strój z kurzu. Chciałam już go wyminąć i iść dalej ku
swojemu miejscu zamieszkania, jednak zatrzymał mnie jego głos.
-Gdzie tak się śpieszyłaś i czemu byłaś taka przerażona? Coś
się stało?- Zapytał jak by z nutą goryczy w głosie. Spojrzałam na niego
podejrzliwie, coś mi tu nie pasowało, ale może dla mnie podejrzane było to, że
ktoś się do mnie odezwał bo w końcu nikt tego nie robił.
-Gonili mnie, uciekałam i wpadłam na ciebie ja…- głoś wciąż
mi się trząsł, tak jak nogi po ogromnej dawce adrenaliny. Kurt patrzył na mnie
podejrzliwie i nagle wyciągnął dłoń ku mnie? Spojrzałam na niego niezrozumiale.
-Chodź odprowadzę cię do domu. Podałam mu swoją rękę dosyć
ufnie. Nie chciałam znów spotkać tamtych oprychów Czując, że przy nim mogę czuć
się bezpiecznie odwzajemniłam gest, po czym tylko poczułam szarpnięcie i jak
Kurt przykłada swoje usta do mojej szyi między obojczykiem a głową. Czułam się
jak by mi robił malinkę, ale jednak czułam coś jeszcze. Zakręciło mi się w
głowie, czułam się coraz słabiej. Świat wirował, a ja po chwili ujrzałam tylko
ciemność. Ostatnim wysiłkiem uchyliłam powieki i ujrzałam twarz chłopaka koło
mojej. Uśmiechał się
-Śpij skarbie- dobiegł mnie cichy szept.
Itachi
Udało mi
się zatrzymać tych mrocznych typów. Najpierw przebiegła Sakura, a kiedy
ujrzałem ich biorąc worek z puszkami z pobliskiego śmietnika rzuciłem w
jednego, a potem chwytając szybko jakąś pierwszą napotkaną przez moją dłoń rzecz
rzuciłem jak się okazało cegłą w drugiego. Przystanęli i skierowali się do
ciemnego zaułka gdzie stałe,. Miałem nadzieję, że dałem mojej dziewczynie
wystarczająco dużo czasu na ucieczkę. Stałem się niewidzialny i zaszedłem
oprychów od tyłu. Wyjmując ze śmietnika cały wór pełen jakiś szklanych rzeczy
zamachnąłem się jak najmocniej mogłem i rzuciłem nim i nich. Pod ciężarem worka
upadli, a gdy ten zetknął się z ziemią huk tłuczonego szkła wypełnił głuchą
przestrzeń. Czułem Sakurę coraz słabiej. Dziwne, że w tak szybkim tempie
przemierzała kolejne odległości. Trochę mnie to zaniepokoiło i rozkładając
skrzydła podążyłem za nią. Jej dom widziałem już na horyzoncie. Przyśpieszyłem,
aby sprawdzić czy nic jej nie jest. Mój wzrok przykuła postać stojąca na podjeździe
przed jej domem. Wpatrywała się w jej niewielki jednorodzinny dom, który był
koloru jasnego beżu, czerwonego dachu i białych plastikowych okien. Na twarzy
miał założoną kominiarkę. Spojrzałam na miejsce jego obserwacji po czym
wróciłem znów wzrokiem na tajemniczego
obserwatora. Mojej oczy rozszerzyły się w głębokim szoku. Nikogo tam nie było.
Jestem pewien, że kogoś tam widziałem, na pewno ktoś tam stał. Dostawszy się do
okna mojej dziewczyny wszedłem do środka i podbiegłem do jej łóżka. Spała. Jej
klatka piersiowa unosiła się i opuszczała w równym tempie. Nie wyczułem przy
niej żadnej złej energii. Odetchnąłem z ulgą.
-Aniele-
wyszeptałem do jej ucha- tak bardzo się o ciebie bałem- odgarnąłem kosmyk z jej
czoła po czym pocałowałem ją lekko w czoło. Chciałem znów spojrzeć w jej oczy
jednak przeraziłem się. Patrzyły na mnie jej zielone tęczówki.
-Kim
jesteś- wyszeptała ledwie dosłyszalnie. Sparaliżowany stałem nad nią, świadomy
tego, że mnie widzi, że nadal mnie widzi. Podniosła się szybko, żeby zapalić
lampkę, nocną, a ja wykorzystałem tą chwilę jej nieuwagi. Szybko zniknąłem, a
gdy znów spojrzała w miejsce gdzie stałem, mnie już tam nie było. Widziałem jak
nerwowo rozgląda się po pokoju, następnie wychodzi z łóżka sprawdza najpierw czy
nikogo nie ma pod łóżkiem, następnie w szafie, łazience i innych zakamarkach po
czym przechodzi się po domu, a na koniec wraca zrezygnowana, kładzie się na
łóżku, a następnie nie może spać, przewracając się na łóżku, aż do rana.
Cierpliwie stałem i patrzyłem na nią, aż uspokoiła oddech, a następnie uznała
wszystko za przywidzenie.
Jak to
miała w zwyczaju zawsze rano przed szkołą wykonała wszystkie łazienkowe rzeczy
co mnie niezmiernie cieszyło. Kochałem patrzeć na jej nagie ciało. Była
niesamowici drobna, a jak na ten klimat skórę miała niesamowicie bladą, a
jednocześnie tak nieskazitelną. Długie różowe włosy zostawiła rozpuszczone, a
na siebie założyła czarną zwiewną bluzkę na ramiączka, leginsy, buty na lekkiej
koturnie i do tego czarną kurtkę z ćwiekami. Chwyciła swój plecaki udała się na
lekcje. Pierwszą lekcje miała z Anko- mściwą babą która we wszystkim widziała
zło. Tuż przy wejściu zobaczyliśmy dwie ogromne lalki wielkości człowieka- Ken
i Barbi- uśmiechnąłem się na tą sugestię. Moja dziewczyna usiadła w trzeciej
ławce, a obok niej Hinata- równie cicha dziewczyna. Spojrzałem na Kurta podejrzliwie
który siedział trzy ławki za nią i cały czas wpatrywał się w jej plecy. Moją
uwagę zwróciła nauczycielka wchodząca do klasy. Z uśmiechem stanęła za biurkiem
i klasnęła w dłonie.
-Jak
widzicie zaczynamy dzisiaj dział o anatomii człowieka, jednak by to się mogło
bardziej rozwinąć chciała bym, abyście zajęli nowe miejsca w ławkach. Mam
nadzieję, że poznacie się lepiej, cała wasza klasa jest drastycznie podzielona
i nawet pewnie wszyscy się nie znacie- Uśmiechnęła się do całej klasy porozumiewawczo.-
Tak więc oto w tym pudełku- wskazała dłonią na małe czerwone pudełko w którym
znajdował się stos pozaginanych kartek- znajdują się imiona wszystkich chłopców
w klasie. Jako, że chłopców i dziewczynek jest tyle samo postanowiłam, że podzielę
was w pary. Proszę dziewczęta ustawcie się w kolejce. Szybko, szybko- dodała gdyż
obaczyła brak zorganizowania i chęci brania w tym udziału. Moja Sakura
podniosła się leniwie i ustała w kolejce. Wylosowała kartkę i bez otwierania
jej skierowała się znów do swojej ławki. Widziałem jej niechęć co do tego
zadania. Nie była komunikatywną osobą i zawsze jakoś się wywijała z takich
zadań, ale nie tym razem. Trochę mnie denerwowało to, że jeszcze nie zajrzała
co było napisane na tej kartce, czy ona nie jest wogóle ciekawa z kim podzieli
się miejscem w klasie. Czasami przerażała mnie jej obojętność na wszystko. Z góry
przekreślała powierzone sobie zadania związane z komunikacją wśród ludzi, ale
jakie zdziwienie moje było w tedy kiedy rozmawiała z tym gościem w barze, i do
tego jeszcze z nim tańczyła. Jestem z siebie zadowolony z intrygi jaką
zafundowałem temu chłoptasiowi. Nie ma co nawet pomarzyć o kontakcie z moim
Aniołem. Wspomnieniami wróciłem do momentu kiedy ujrzałem wczoraj tego mężczyznę
w kominiarce. Chciałem się dowiedzieć, czemu obserwował dom Haruno. Czy chciał
dokonać zamachu? Tego nie wiedziałem, ale postanowiłem dla bezpieczeństwa nie
odstępować mojej podopiecznej na krok zwłaszcza po tym jak odkryła magiczne
lustro. Może to go przyciągnęło? Postanowiłem dodać otuchy mojej dziewczynie
-Nie bój
się Aniele- wyszeptałem do jej myśli.
Sakura
Bałam się spojrzeć na kartkę, bałam się tego co mnie może
spotkać. Nagle spięłam mięsnie.
-Nie bój się Aniele.
Rozejrzałam się po klasie, jednak nikt nie zwracał na mnie
swojej uwagi. Po plecach przeszły mnie ciarki, a na ramionach wyczułam gęsią
skórkę. Nie chciałam zmieniać swojego miejsca. Było dobrze mi z Hinatą, czasami
miałam wrażenie, że ona mnie rozumie i jest taka sama jak ja. Czy ona również
tak cierpiała? Do tego jeszcze ten facet w nocy w moim pokoju. Na pewno ktoś
tam, był jestem pewna. Nic mi się nie przywidział. Z mojego gardła wydało się
westchnięcie. A jeśli ja naprawdę wariuje? Może jeszcze wczorajsza akcja z
Hurtem też nigdy nie miała miejsca. W drżących
dłoniach trzymałam małą zwiniętą białą kartkę. Zaraz się okaże co za nieszczęśnik
na mnie trafił. Nie będzie łatwo. Po kolei wyczytywane nazwiska dziewczyn przez
panią Anko wskazywały chłopaków którzy będą dzielili z nimi ławkę. Z prawej
stronu usłyszałam dźwięk radosnych okrzyków. Spojrzałam na Ino Yamanake która głośno
się cieszyła z tego, że to ona wylosowała Sasuke. Nagle usłyszałam nawoływania
nauczycielki
-No Haruno z kim usiądziesz? Drżącymi dłońmi szybko
rozwinęłam kartkę. Po ciele przeleciał mi dreszcz. Uniosłam głowę patrząc na
nauczycielkę i z ledwo dosłyszalnością powiedziałam
-Kurt. Po klasie rozległy się gdzie nie gdzie jęki zaskoczenia, gdzie indziej jęki ulgi
wydane przez chłopaków, że to nie im się trafiłam, a jeszcze indziej usłyszałam
jęki zażenowania dziewczyn którym owy mężczyzna wpadł w oko. Nauczycielka
wskazała nam miejsce na ostatniej ławce. Posłusznie zabrałam swoje rzeczy i
skierowałam się w dane miejsce. Hurt już na mnie czekał. Bez słowa usiadłam
koło niego i nie nawiązując ani razu kontaktu wzrokowego mimo tego, że czułam
jak on wpatruję się we mnie siedziała w milczeniu. Musiałam przeboleć tą chwilę
z dziwnym pomysłem Anko, a co najgorsze dopiero przede mną. Ławka przed nami
była pusta, ale co to by była za sprawiedliwość jak by tylko tyle upokorzeń
miała na dzień- o nie to zdecydowanie za mało, los nie był dla mnie za łaskawy.
Przed nami usiadła Ino i Sasuke. Chciało mi się płakać. Dlaczego ja? Zwracałam
te pytanie tysiące razy do Boga i ani razu nie dostałam odpowiedzi. Kiedy już
wszyscy zajęli swoje miejsca głos znów zabrała Anko.
-Postarajcie się jak najwięcej dowiedzieć o swoich nowych
towarzyszach. Chciała bym abyście dowiedzieli się o sobie jak najwięcej. Tak to
wasza praca domowa którą zaczniecie na lekcji, a i jeszcze jedno to na ocenę i
fakty muszą być prawdziwe. Sprawdzę je.
A to kolejna kłoda rzucona pod moje nogi przez los. Czy moje życie
zawsze będzie pozbawione barw. Najwyraźniej tak. Zastanawiałam się jak zacząć
to rozmowę, a może to on niech ją zacznie. Tak poczekam, aż on ją zacznie.
Jednak jak na złość siedział tylko i gapił się na mnie. Raz się żyje
pomyślałam. Odwróciłam się twarzą do niego. Przeszył mnie czarnymi oczami,
lekko wykrzywiając usta. Moje serce zamarło na chwilę, w której niby cień
zapadła nade mną jakaś ponura ciemność. Zaraz zresztą zniknęła, ale ja
przyglądałam mu się nadal. Nie uśmiechał się przyjaźnie. Był to uśmiech, który
oznaczał kłopoty. Niechybne. Skupiłam wzrok na tablicy. Barbie i Ken gapili się
na mnie z dziwnie wesołymi twarzyczkami. Siedziałam spokojnie. Teraz był jego
ruch. Gdy wcześniej się uśmiechnęłam, nic dobrego z tego nie wyszło.
Zmarszczyłam nos, próbując się zorientować, czym pachnie. Nie papierosami.
Czymś bardziej intensywnym i paskudnym. Cygarami. Napotkawszy wzrokiem zegar na
ścianie, zaczęłam wystukiwać ołówkiem rytm wskazówki sekundowej. Położyłam
łokieć na stole i wsparłam podbródek na
pięści. Westchnęłam. No niezłe. W tym tempie niczego się nie
dowiem. Gapiąc się przed siebie, usłyszałam jednak miękkie wodzenie piórem po
papierze. Pisał - ciekawe co. Dziesięć minut siedzenia przy jednym stole nie
uprawniało go jeszcze do wydawania opinii na mój temat. Zerknęłam w jego
notatnik i stwierdziłam, że ma już kilka linijek tekstu, którego wciąż
przybywało.
-Co piszesz? - zapytałam.
-I mówi po angielsku - odpowiedział, równocześnie to
zapisując, łagodnym, a zarazem leniwym ruchem dłoni. Pochyliłam się nad nim na
tyle blisko, na ile starczyło mi odwagi, próbując przeczytać, co napisał, ale
momentalnie złożył kartkę na pól i nie zobaczyłam nic.
-Co napisałeś? - spytałam stanowczo. Sięgnął przez stół po
mój czysty arkusz, przysunął go do siebie i zmiął w kulkę. Nim zdążyłam
zaprotestować, celnym strzałem wrzucił ją do kosza na śmieci przy biurku
trenera. Chwilę wpatrywałam się w kosz, targana niedowierzaniem i wściekłością,
po czym otworzyłam notatnik na czystej stronicy.
-Jak się nazywasz? - spytałam, z ołówkiem w pogotowiu.
Spojrzałam na niego znowu tylko po to, żeby zobaczyć ten posępny uśmiech, który
chyba tym razem miał mnie ośmielić, abym coś od niego wyciągnęła.
-Nazwisko? -
powtórzyłam z nadzieją, że głos załamuje mi się tylko w wyobraźni.
-Mów mi Kurt-. Serio pomyślałam a on szybko dodał.-
- Tak mnie nazywaj. Mówiąc to, lekko mrugnął, uznałam więc,
że ze mnie kpi.
-Co robisz w wolnym
czasie? - zapytałam.
-Nie miewam wolnego czasu.
-Myślę, że to jest zadanie na ocenę, więc może zechcesz być
miły? Wychylił się do tyłu, krzyżując ręce za głową.
-Miły? Przekonana, że to znów aluzja, stwierdziłam, że
bezpieczniej będzie się wycofać.
-W wolnym czasie, powiadasz - rzeki w zadumie. - Robię
zdjęcia. Drukowanymi literami zapisałam: FOTOGRAFIA. -Jeszcze nie skończyłem.
Lubię pisać recenzje znanych filmów, propaganduje żywność ekologiczną, potajemnie para się poezją i drży
na samą myśl, że będzie musiała wybierać między uniwersytetami takimi jak University
of Oxford, United Kingdom
Harvard University
United States i... zaraz, jak się nazywa
ten wielki na „H"? Więc zdecydowałaś się już na kierunek? Medycyna czy aktorstwo,
chociaż z tym drugim daj sobie spokój, a i jeszcze lubię pakować się w kłopoty.
Patrzyłam na niego przez chwilę, wstrząśnięta, że w niczym
się nie myli. I nie odniosłam wrażenia, że tylko zgaduje. Wszystko wiedział. A
ja chciałam się dowiedzieć skąd. Natychmiast.
-Ale nie wylądujesz na
żadnym z nich - dodał.
-Doprawdy? - spytałam bez namysłu.
Chwycił moje krzesło pod siedzeniem i przyciągnął mnie do
siebie. Niepewna, czy mam dać drapaka, pokazując, że się boję, czy nie robić
nic i udawać znudzenie, wybrałam drugą opcję.
-Mimo że byłabyś prymuską na każdym z tych trzech
uniwersytetów, gardzisz nimi, bo powszechnie kojarzy się je z sukcesem.
Ferowanie wyroków to trzecia z twoich największych słabości.
-A druga? - spytałam z lekką furią. Kim jest ten facet? Czy
to ma być jakiś wkurzający dowcip?
-Nie wiesz, komu zaufać. Nie: odwołuję. Ufasz ludziom, tyle
że zawsze niewłaściwym.
-No, a pierwsza? - zapytałam.
-Boisz się życia.
-A cóż to ma znaczyć?
-Boisz się wszystkiego, nad czym nie masz kontroli. Zjeżyły
mi się włosy na karku, a salę ogarnęło lodowate zimno. Normalnie w takiej
sytuacji podeszłabym do biurka Anko i poprosiła ją o zmianę miejsca, ale nie
miałam zamiaru dać odczuć chłopakowi, że może mnie zastraszyć. W irracjonalnym
odruchu samoobrony postanowiłam, że nie wycofam się pierwsza.
-Sypiasz nago? - zapytał. Myślałam, że padnę, ale jakoś się
opanowałam.
-Nie jesteś osobą, której chciałabym się z tego zwierzać.
-Byłaś kiedyś u psychiatry?
-Nie –Chociaż mama z
chęcią by mnie do niego posłała.
. -Popełniłaś
przestępstwo?
-Nie - odparłam. Fakt, że parę razy przekroczyłam dozwoloną
szybkość, nie zrobiłby na nim wrażenia.
- Może byś mnie zapytał o coś normalnego? Sama nie wiem... O
ulubiony rodzaj muzyki.
-Nie będę pytał o to, czego się domyślam.
-Nie masz pojęcia, czego słucham.
-Klasyki. Twój świat to przecież ład, porządek. Pewnie
grasz... na skrzypcach? - powiedział to tak, jakby odpowiedź przyszła mu z
powietrza.
-Mylisz się - kłamstwo, lecz tym razem dreszcz przeszedł mi
po ciele. Skąd się w ogóle wziął ten facet? Skoro wie, że gram na skrzypcach,
to o czym jeszcze może wiedzieć?
-Co to? - Hurt dotknął piórem wewnętrznej strony mojego
przegubu. Odsunęłam się odruchowo.
-Znamię.
-Wygląda jak blizna Sakuro, masz skłonności samobójcze? -
Nasze oczy się spotkały i fizycznie poczułam, że on się śmieje.
- Rodzice są razem czy się rozwiedli?
-Mieszkam z mamą.
-A ojciec?
-Tato zostawił nas.
-Dlaczego?
Wzdrygnęłam się.
-Booo... Wybacz, ale to są jednak sprawy osobiste. Na chwilę
zapadło milczenie, a bezwzględność w jego wzroku jakby nieco złagodniała.
-Na pewno jest ci
ciężko - zabrzmiało to szczerze. Zadzwonił dzwonek i Hurt wstał, kierując się
do drzwi.
-Poczekaj! - zawołałam, ale się nie odwrócił.
-Hurt! -Był już za drzwiami.
- Przecież ja nie mam nic o tobie! Zawrócił i podszedł do
mnie. Ujmując moją rękę, napisał coś na niej, zanim pomyślałam, żeby mu ją
wyrwać. Spojrzałam na dziewięć cyfr skreślonych na dłoni czerwonym atramentem -
i zacisnęłam ją w pięść. Chciałam mu powiedzieć, żeby nie liczył na mój telefon
dziś wieczorem. Chciałam powiedzieć, że przez te jego pytania zmarnowałam całą
lekcję. Chciałam masę rzeczy, ale stałam bez słowa, jakby mnie zamurowało.
-Dziś wieczór jestem zajęta - odezwałam się wreszcie.
-Ja też. - Uśmiechnął się szeroko i już go nie było.
Sterczałam jak zaklęta, próbując zrozumieć to, co zaszło. Czyżby celowo
wypytywał mnie do końca zajęć, żebym nie mogła odrobić zadania? Czyżby sądził,
że zrehabilituje go jeden promienny uśmiech? Tak - pomyślałam - jasne.
-Nie zadzwonię! - krzyknęłam za nim. - W życiu!!!
Od autorki: Jak obiecałam notka jest. Dosyć długa. W życiu nie napisałam dłuższej. :) Ostatnio poczytałam sobie o upadłych anioła w w necie itp. i trochę udoskonaliłam fabułę. Ile to się można dowiedzieć z Wikipedii xD. A co do Kurta jak napisałam że przyssał się do szyi Saki to tu w cale nie chodziło, że wysysał z niej krew on nie jest wampirem xDDD. Mam nadzieje, że wam się spodobają moje wypociny i doczekam się jakiś pozytywnych komentarzy. Dziękuje też ogólnie wszystkim czytającym blog ma dopiero dwa tygodnie, a ma już 700 wejść. Naprawdę super sprawa, że ktoś to czyta więc do następnej notki która ukarze się prawdopodobnie 23.11.2014, albo nawet i szybciej :)
MEGA! Ja chcę więcej!!! Tyle się dzieje, tyle pytań na które jeszcze nie znam odpowiedzi :D Życzę dużo weny. Pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pini
Kurde dzięki wielkie próbuje nie być oklepana i wymyślić jakieś inne sytuacje niż porwania itp. Dziękuje ci Pini za tak fajne słowa bo jesteś jedną z niewielu osób które skomentowały moje dzieło. Dziękuję pięknie
OdpowiedzUsuńCześć! ^_^
OdpowiedzUsuńTwój blog został właśnie dodany do Lapidarium Narutowskiego. W imieniu załogi LN dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów.
Pozdrawiam! (: