Ogromna konstrukcja ze szkła i stali znajdująca się w Tokio przypominała
lśniącą igłę wbijającą się w niebo. Metropole, nowy budynek z najdroższymi
mieszkaniami w śródmieściu, posiadał
pięćdziesiąt siedem pięter. Na najwyższym z nich- pięćdziesiątym siódmym-
znajdował się najbardziej luksusowy apartament ze wszystkich: apartament
Metropole, majstersztyk ekskluzywnego,
biało-czarnego projektu. Zbyt nowe by osiadł na nich kurz, marmurowe podłogi mieszkania
odbijały gwiazdy widoczne przez olbrzymie okna sięgające od podłogi do sufitu.
Szło w oknach było całkowicie prześwitujące, zapewniając obserwatorowi
złudzenie, że nic go nie dzieli od otchłani przyprawiającej o zawrót głowy
nawet tych ludzi bez lęku wysokości.
Daleko w dole płynęła rzeka Cytat, przypominająca z góry srebrną nić
przeciętą lśniącymi mostami i nakrapianą malutkimi jak pyłki łódkami, która
oddzielała od siebie połyskujące brzegi
części Tokio, oraz jeden luksusowy hotel, od drugiego. Podczas
bezchmurnej nocy można było zobaczyć Shaolin - niestety tej nocy było mgliście
i Góra Wolności ukryta była za białą chmurą mgły.
Niezależnie od spektakularnego widoku, mężczyzna stojący w oknie nie był
nim specjalnie zachwycony. Miał zmarszczone brwi kiedy odwrócił się od okna i
przeszedł przez pokój stukając obcasami swoich butów o marmurową podłogę.
−
Jesteś już gotowy?- zażądał przeczesując dłonią po włosach koloru smoły.
- Jesteśmy tutaj już od prawie godziny. Chłopiec klęczący na podłodze spojrzał na
niego nerwowo i z rozdrażnieniem.
− Podłoga jest marmurowa. Jest twardsza niż
myślałem. Trudno jest na niej narysować pentagram.
-Więc
pomiń pentagram- Z bliska łatwiej było dostrzec, że pomimo czarnych włosów
mężczyzna nie był stary, bardziej pasował by do niego wiek młodzieńczy tyle,
że jego ostra twarz była surowa, ale
pozbawiona zmarszczek, a jego oczy czyste i spokojne. Chłopiec przełknął z trudem ślinę a jego
czarne błoniaste skrzydła wystające z wąskich łopatek (musiał wyciąć dziury w
plecach swojej dżinsowej kurtki, żeby skrzydła się zmieściły) zatrzepotały
nerwowo.
− Pentagram jest niezbędną częścią każdego
rytuału przywołującego demony. Wiesz o tym, panie. Bez niego...
−
...Nie jesteśmy chronieni. Wiem o tym, młody Konohamaru, ale pośpiesz się. Znam
czarnoksiężników, którzy potrafią przywołać− demona, zagadać− go i wysłać− z
powrotem do piekła w czasie, który minął ci na namalowanie pięcioramiennej
gwiazdy. - Chłopiec nic nie
odpowiedział, tylko ponownie zaatakował marmur z wznowionym pośpiechem. Pot spływał mu po czole i odgarnął z niego
włosy dłonią, której palce połączone były delikatną błoną.
− Skończone- powiedział w końcu i kucnął z
westchnieniem.- Pentagram jest skończony.
− Świetnie- mężczyzna wydawał się
zadowolony.- Zaczynajmy.
− Moje pieniądze
− Już ci powiedziałem. Dostaniesz swoje
pieniądze po mojej rozmowie z Agramonem, nie przed nią.
Konohamaru wstał i zdjął kurtkę. Pomimo wyciętych w niej dziur kurtka wciąż ściskała mu
skrzydła; uwolnione rozpostarły się, zwiększyły i utworzyły powiew w
nieklimatyzowanym pokoju. Jego skrzydła były koloru ropy: czarne przewlekane
tęczą oszałamiających kolorów. Mężczyzna odwrócił od niego wzrok, jakby widok
skrzydeł go urażał, lecz Konohamaru zdawał się tego nie zauważyć. Obszedł
pentagram, który narysował w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara
skandując w języku demonów brzmiącym jak trzask płomieni. Przy akompaniamencie
dźwięku, jakby powietrze zostało spuszczone z opony, kontur pentagramu nagle
stanął w płomieniach. W tuzinie ogromnych okien można było ujrzeć tuzin
odbitych płonących pięcioramiennych gwiazd.
Coś
ruszało się wewnątrz pentagramu, coś czarnego i bezkształtnego. Konohamaru skandował coraz szybciej, unosząc błoniaste
dłonie kreślił delikatne kontury w powietrzu swoimi palcami. W miejscu, w
którym były pojawiał się niebieski ogień. Mężczyzna nie znał chthonianskiego,
języka czarnoksiężników, w żadnym stopniu, ale rozpoznał wystarczająco dużo
słów by zrozumieć często powtarzaną część pieśni Konohamaru: Agramonie, wzywam
cię. Z przestrzeni pomiędzy światami, wzywam cię.
Mężczyzna wsunął rękę do kieszeni. Jego palce napotkały coś twardego,
zimnego I metalowego. Uśmiechnął się.
Konohamaru zatrzymał się. Stał naprzeciwko pentagramu, jego głos unosił
się I opadał w równomiernym skandowaniu a niebieski ogień trzaskał wokół niego
jak błyskawica. Nagle z pentagramu uniosła się spiralnie plama czarnego dymu,
rozszerzyła się i nabrała kształtu. Para oczu była zawieszona w cieniu jak
drogocenne kamienie uwięzione w pajęczej sieci.
− Kto mnie wezwał z zaświatów?- Agramon
zażądał głosem roztrzaskującym szkło.- Kto mnie wezwał? Konohamaru przestał
skandować. Stał bez ruchu naprzeciw pentagramu- poruszały się tylko jego
skrzydła, które trzepotały powoli. W powietrzu unosił się smród korozji I
spalenizny.
− Agramon- powiedział czarnoksiężnik.- Jestem
czarnoksiężnik Konohamaru. Jestem tym, który cię wezwał. Przez chwilę panowała
cisza. Demon się zaśmiał, jeśli można powiedzieć, że dym potrafi się śmiać. Sam
w sobie jego śmiech był kaustyczny i kwaśny.
− Niemądry czarnoksiężnik.- Agramon
wydyszał.- niemądry chłopiec.
− To ty jesteś niemądry, jeśli myślisz, że mi
zagrażasz- powiedział Konohamaru, ale jego głos trząsł się jak jego skrzydła.
- Będziesz więźniem tego pentagramu,
Agramonie, dopóki cię nie uwolnię.
− Czyżby? -Dym poruszył się do przodu tworząc
co raz to nowe kształty. Jedna wić przybrała kształt dłoni i pogłaskała krawędź
płonącego pentagramu, który miał ją powstrzymać. Nagle, szybkim ruchem dym
przekroczył krawędź gwiazdy, przelewając się przez granicę jak fala naruszająca
wał przeciwpowodziowy. Płomienie zamigotały i zgasły kiedy Konohamaru krzycząc
cofnął się. Znów zaczął skandować w wartkim chthonianskim zaklęcia uwięzienia i
wygnania. Nic się nie stało; czarna masa dymu nadeszła nieubłaganie i teraz
zaczęła coś przypominać- zniekształconą, olbrzymią i ohydną postać ze
zmieniającymi się święcącymi oczami, przypominającymi spodki i bijące
złowieszczym światłem.
Mężczyzna patrzył niewzruszenie jak Konohamaru ponownie krzyknął I
rzucił się do ucieczki. Nawet nie dotarł do drzwi. Agramon ruszył do przodu,
jego czarna masa zwaliła się na czarnoksiężnika jak fala wrzącej, czarnej smoły.
Chłopiec walczył słabo przez moment- a potem znieruchomiał. Czarny kształt
odsunął się zostawiając na marmurowej podłodze powyginanego czarnoksiężnika.
− Mam nadzieję,- powiedział mężczyzna
wyjmując zimny metalowy przedmiot z kieszeni i bawiąc się nim leniwie.- że nie
zrobiłeś mu nic, co uczyniłoby go dla mnie bezużytecznym. Bo widzisz,
potrzebuję jego krwi.- Agramon- czarny filar z morderczymi, diamentowymi
oczami, odwrócił się. Spojrzał na mężczyznę w drogim garniturze, o wąskiej,
obojętnej twarzy, z czarnymi znakami pokrywającymi jego skórę, który trzymał w
dłoni świecący przedmiot.
− Zapłaciłeś dziecięcemu czarnoksiężnikowi,
aby mnie wezwał? I nie powiedziałeś mu, co potrafię zrobić− ?
−
Zgadłeś.
Agramon przemówił z niechętnym podziwem:
− To było sprytne. Mężczyzna uczynił krok w
stronę demona.
− Jestem bardzo sprytny. I jestem teraz także
twoim panem. Będziesz mi posłuszny, albo poniesiesz konsekwencje. Demon milczał
przez chwilę. Następnie klęknął w kpiącym geście posłuszeństwa.
− Jestem do usług, mój Panie...? Zdanie
zostało grzecznie zakończone pytaniem. Mężczyzna się uśmiechnął.
− Możesz
mnie nazywać− Itachi
Sakura
Szczerze nienawidziłam tej cholernej szkoły.
Nie mogłam po prostu już patrzeć na tych ludzi, którzy codziennie omijali mnie
tak obojętnie. Nie mogę znieść tych zimnych murów w których pobierałam nauki. Z
przyjemnością podłożyła bum jakąś bombę i wysadziła to wszystko w cholerę. Patrzyła
bym się na ogień pochłaniający uczniów wraz z tym pierzonym budynkiem i
czerpała bym z tego tyle radości ile się
tylko da. Podobno dziewięćdziesiąt trzy procent ludzi żyjących na świecie
myślała w swoim jakże beznadziejnym życiu o zabiciu kogoś. Zrujnowanie tej
szkoły to moje marzenie. Weszłam na lekcję prowadzoną z Anko. Po otworzeniu
drzwi do klasy w oczy rzuciły mi się dwie ludzkich rozmiarów lalki, one również
gapiły się na mnie. Skierowałam się na swoje miejsce tuż za Sasuke i Ino, którzy
tak zawzięcie o czymś dyskutowali. Dobiegły ją urywki zdań.
-Sasuke nie okłamuję cię naprawdę to
widziałam- szeptała Ino jednak na tyle głośno, że dosłyszała. Zajęła się
grezdaniem po okładce zeszytu, żeby nie wzbudzić ich podejrzeń i wytężyła swój słuch.
-Słuchaj Ino to mogło być cokolwiek. Może właściciel
oglądał coś i na szybach odbijały się twoim zdaniem czerwone świecące gwiazdy,
a ten chłopak ze skrzydłami to pewnie tylko jakiś przebieraniec.
-I tak po prostu ruszał sobie tymi
skrzydłami, a potem nagle zerwał się jak by do ucieczki- tak podejrzewam- w końcu
bieg w stronę drzwi, a potem nagle go coś przewróciło upadł i już nie wstał, a
potem…
-Przestań Ino masz urojenia. Wiem, że to hotel
twojego ojca, ale jak ty mogłaś zobaczyć
cokolwiek w mieszkaniu na tak wysokim piętrze. To nie możliwe.
-Sasuke słuchaj ja byłam w tym hotelu naprzeciwko,
nie zasłonili rolet, ja…
-A co ty tam niby robiłaś? Przecież jak by
twój ojciec się o tym dowiedział to…
Sasuke urwał w połowie zdania czując, że ktoś
nad nim stoi. Nauczycielka przypatrywała się parze groźnie. Byłam zdziwiona jej
tak nagłym pojawieniem. Byłam tak pochłonięta dyskusją kochanków, że nawet nie zauważyłam
jak do klasy wkroczyła nauczycielka. Przeczuwałam kłopoty dla tej dwójki.
Czułam to w kościach.
-Widzę, że za dużo czasu razem spędzacie.
Wasza kłótnia przeszkadza mi w prowadzeniu lekcji.- Spojrzałam na zegarek.
Rzeczywiście lekcja zaczęła się piętnaście minut temu.
- Trzeba was rozdzielić, nie możecie
przebywać tyle ze sobą, gdzieś czytałam, że to dobrze robi na związek- wiecie
taka rozłąka- nauczycielka posłała im drwiący uśmiech.
-Nie możemy tak tego zostawić. Ino usiądziesz
z Filipem tam po drugiej stronie klasy, który nie brał ostatnio udziału w
losowaniu gdyż był nieobecny, a Sasuke, a Sasuke usiądzie z Sakurą. Nowy uczeń
który niedawno z nią siedział, wypisał się ze szkoły ponieważ jego rodzice
obecnie dostali jakąś leprze ofertę pracy. Przynajmniej tyle mi wiadomo od pani
dyrektor. -Mój oddech przyśpieszył. Starałam się czerpać jak najwięcej
powietrza do płuc i powoli je wypuszczać. Mam zaraz usiąść z Sasuke. Pewnie
zaraz zacznie mnie wyśmiewać, drwić ze mnie, a Ino nie da mi żyć do końca
szkoły. Jak by moje życie i tak nie było dość skomplikowane. Przez chwilę
uczennica dyskutowała z nauczycielką próbując się jakoś z nią dogadać. Gdy to
nie zadziałało zaczęło się ugadywanie, a na koniec branie na litość. Nic ni
pomagało. Anko była nieugięta.
-Co się tak patrzysz Haruno przesiadaj się.-
Zrobiłam tak jak mi kazała. Poruszałam się najdelikatniej jak tylko mogłam, aby
nie zwrócić uwagi klasy, a bardziej Sasuke. Ino do końca lekcji posyłała mi
znienawidzone spojrzenia. Widziałam, że mam przerąbane.
W przerwie na lunch weszłam na szkolną
stołówkę. Biorąc ze stoiska czerwoną tacę przyglądałam się oferowanemu
jedzeniu. Cóż nie wyglądało to najlepiej, ale mój brzuch przypominał mi
burczeniem, że czekać więcej już nie może na dawkę pożywienia. Zgodnie z zamówieniem kucharka na talerz nałożyła mi porcję
ziemniaków, polane sosem pieczarkowym, kotletem mielonym i surówką z czerwonego
buraka. Zapłaciłam za jedzenie i odwróciła się w stronę najbliższego wolnego
stolika.
-Ej różowa- nie było zagadką do kogo należały
owe słowa skierowane do mnie. Poznałam po głosie. Jednak ni zatrzymałam się
szłam dalej, jednak mocne pociągnięcie za bluzkę z tyłu sprawiło, że się
zatrzymałam. Odwróciłam się do osoby z tyłu chcąc wyswobodzić się z uścisku,
jednak w tej chwili poczułam ciepłą ciecz na włosach. Ino wylała mi na włosy
całą miseczkę ramenu. Byłam cała mokra, a co gorsze za nią stał Sasuke i
patrzył na nią nie mówiąc zupełnie nic. To nie było najgorszą rzeczą jaką ją
dzisiaj spotkała. Anko zjawiła się nie wiadomo skąd i poinformowała nas, że
skoro nie ma winnych i ofiar wszyscy poniesiemy karę i mamy stawić się po
lekcjach na placu za szkołą.
O ustalonej godzinie stawiłam się na plac. Oprócz
mnie byli jeszcze Ino, jej dwie koleżanki, Sasuke, jakiś chłopak z starszej
klasy i dziewczyna z równoległej klasy. Anko zjawiła również się niebawem.
Podzieliła ich na dwie grupy. W mojej grupie była owa dziewczyna z równoległej
klasy. Rude włosy opadały jej kaskadami na plecy, a przydługa grzywka
przykrywała lekko oczy. Do mojej grupy doszedł też- o zgrozo Sasuke. Los jest
naprawdę przeciwko mnie. Szliśmy za nauczycielką, aż nie ukazały nam się bramy parku.
-Hej jestem Karin- podskoczyłam na dźwięk jej
głosu. Wystraszyłam się. Nie spodziewałam się że ktoś się do mnie odezwie.
-Sakura- uścisnęłam jej wyciągniętą w moim
kierunku rękę.
- Więc, wolisz mściwego anioła, czy
obejmujących się kochanków?
Nie wspomniała nic o dzisiejszym incydencie,
ani o swoim karze, i miałam przeczucie, że nie powinna teraz poruszać któregoś
z tych tematów. Zamiast tego podniosłam głowę do góry by przyjrzeć się
otaczającym mnie dwóm wielkim posągom. Ten bliżej niej wyglądał jak całujący
Rodin. Mężczyzna i kobieta w miłosnym uścisku. W liceum uczyła się o
francuskiej kulturze, a Rodin wydawał jej się najbardziej romantycznym jej
częścią. Niestety teraz było jej ciężko patrzeć na obejmujących się kochanków i
nie myśleć o Sasuke. Sasuke. Który mnie nienawidził. Jeśli potrzebowałabym na
to kolejnego dowodu, zaraz po tym jak w zasadzie uciekł przede mną z szkolnej
ławki tuż po zakończeniu lekcji, to wystarczyło przypomnieć sobie jego
piorunujące spojrzenie dzisiejszego dnia na stołówce.
- Gdzie jest ten mściwy anioł?- zapytałam Karin
z westchnieniem.
- Bardzo dobry wybór. Tam. –Karin
poprowadziła mnie do masywnego, marmurowego posągu anioła, który ratował ziemię
przed uderzeniem pioruna. Z pewnością wszystkie te posągi kiedyś wyglądały
bardzo interesująco, ale teraz były stare, brudne, pokryte błotem i zielonym
mchem.
- Nie bardzo rozumiem Karin. – Co właściwie
mamy tu robić?
- Szuru-szuru-szur.- prawie zaśpiewała Karin.
– Lubię udawać, że ich kąpie.- A zaraz po tym
wdrapała się na ogromnego anioła, przerzucając swoje nogi przez ramię , które
miało zatrzymać piorun, jakby cały posąg był jakimś starym dębowym drzewem, na
które można się wspiąć. Bojąc się spojrzeć w stronę pani Anko, by nie narobić
sobie więcej kłopotów, zaczęłam grabić
ziemię wokół posągu. Nie ubrałam się odpowiednio do tego rodzaju błotnistej
pracy fizycznej. W życiu nigdy nie odbywała żadnej kary, no może tych kilka
wyjątków, kiedy musiała napisać sto razy na kartce: Nie będę przepisywać prac
domowych z Internetu. Lekko rzuciłam
spojrzenie w stronę Sasuke. Wygrzebywał mach z zagłębi betonowej zalewki pod
aniołem, żeby napis był bardziej czytelny. Wyczuwając mój wzrok na sobie, nasze
spojrzenia się skrzyżowały. Albo mi się wydawało, albo mam urojenia, ale czy
Sasuke puścił mi właśnie oczko???
Od autorki:No więc jest kolejny rozdział. Bardzo dziękuje za komentarze, które bardzo mnie nakierowały na właściwy tor, a zwłaszcza na jeden komentarz należący do bardzo uzdolnionej dziewczyny. Uwielbiam twój blog- Agonia :)). Co do dzisiejszej notki nie wiem co o niej sądzić. Oceńcie sami Pozdrawiam :)
Eeee mi się wydaje czy Itachi za mocno uderzył się w głowę? I przede wszystkim Ouuuu... Tak Ino wyszła na idiotkę. Nic nie mam do osób, które ją lubią, ale ja jakoś nie, pałam do niej jakimkolwiek pozytywnym uczuciem :D Czekam na kolejny rozdział. Buziolleeee Czarna
OdpowiedzUsuńZapraszam cię również na mojego bloga.:) http://czarnalamcia-ss-one-shot.blogspot.com/
UsuńMasz jak w banku fakt, że na 100 % do ciebie zajrzę. Tak Itachi z dobrego zmienił się w istnego złego gościa który zrobi wszystko żeby urzeczywistnić swoje wizje. Buzioleee :))
OdpowiedzUsuńDroga, Kaczko.
OdpowiedzUsuńMimo iż dałaś mi uprawnienia, musisz przejrzeć uprawnienia, które mi dałaś, ponieważ w dalszym ciągu nie mogę edytować postów na twoim blogu.
Pozdrawiam.
A teraz coś dotyczącego rozdziału
Rozdział bardzo ciekawy, początek naprawdę mnie zaciekawił. Błędów było naprawdę niewiele, tak jakbyś nie ty go pisała, duży plus dla ciebie. Moment w którym zmieniasz narratora, na jednoosobowego ( sakurę ) zaczynasz bardzo komplikować. Rozdział zaczyna być strasznie pogmatwany. Mieszasz niektóre elementy. Poza tym jest spory przeskok w czasie i zachowaniu bohaterów. Nie mogę powiedzieć czy to dobrze, czy źle, bo niestety nie wiem co będzie dalej.
Jest dobrze, ale mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Merry :>