W kłosy wspomnień
wplątany twój uśmiech
szczęścia łzy spływające
po radosnej twarzy
błysk z oczu bijący
szaleństwo chwili
i ta siła spełniających się
marzeń…
A dziś…
Dziś matka nadzieja
kołyszę cię w swych
objęciach…
Wstałam do szkoły jak zwykle
o stałej godzinie. Odwiedziłam łazienkę i odkryłam marny efekt po próbie zmycia
wczorajszego makijażu. Starałam się wczoraj jak mogłam, jednak zrobiłam to nie
dokładnie i teraz mam pod oczami wielkie czarne cienie. Najpierw ochlapałam
sobie twarz letnią wodą, potem ją delikatnie namydliłam szarym mydłem i znów
spłukałam. Było już prawie idealnie. Jeszcze tylko wacik trochę mleczka do
demakijażu i już gotowa. Chciałam już wyjść z łazienki gdy tęsknym wzrokiem
spojrzałam na prysznic. Raczej nic się nie stanie gdy wezmę szybki prysznic.
Jedynie mama narzekała, że to nie dobrze, bo mogę zachorować i wogólę. Szybko namydliłam ciało i włosy wszystko
zmyłam, dobrze wytarłam ciało wciągnęłam na siebie białą bieliznę. Wysuszyłam
włosy i związałam w wysokiego kucyka. Kilka kosmyków opadło mi na twarz.
Odgarnęłam je ręką na bok. Dzisiaj wybrałam obcisły sweterek na długi rękaw i
obcisłe spodnie, a do tego baletki na niewielkiej koturnie. Chwyciłam plecak i
jak zwykle bez śniadania wybiegłam z domu z krzykami mamy o precesje na temat
najważniejszego posiłku dnia.
Dotarłam w miarę szybkim
tempie do szkoły. Miałam świetny czas. Z daleka na szkolnych schodach widziałam
Sasuke. Prychnęłam zła za wczorajsze, przez niego musiałam wracać do domu z
obcym typem. Wokół mnie słyszałam szepty na swój temat. Pewnie dotyczyły
wczorajszej imprezy i tego z kim na niej byłam, a z kim wróciła. Zauważył mnie.
Szybko zmierzał w moim kierunku, a ja zawróciłam na pięcie i już szybszym
krokiem pędziła do tylnego wejścia za szkołą. Już je widziałam. Wyciągnęłam
rękę, aby chwycić i pociągnąć za klamkę, jednak to okazało się na nic. Czyjaś ręka dotarła
szybciej zatrzaskując drzwi, a drugą ręką odwrócił mnie ku sobie tak, że opierałam się plecami o szklaną szybę. Lekko
dysząc spojrzałam w górę. Nade mną stał
Sasuke równie dyszał jak ja. Wtopił we mnie swoje czarne tęczówki. Usta miał
lekko uchylone, a włosy potargane.
-Sakura- wyszeptał oparty
jedną ręką obok jej głowy.- Przepraszam nie chciałem, żeby tak wyszło, nie
chciałem cię zostawiać. Musiałem odwieść pijaną Misuri do domu. Nie mogłem
odmówić jej pomocy.
-Nic się nie stało-
powiedziałam i chciałam się ruszyć i sięgnąć do klamki jednak było mi to
udaremnione. Jego ręka znów oparła się o moje ramie i przygwoździła do ściany
tym razem pozostała tam.
-Wróciłem po ciebie jednak
już ciebie tam nie było, zniknęłaś. Podjechałem pod twój dom, żeby się upewnić,
że bezpiecznie dotarłaś i tam widziałem cię z…- Nie dokończył gdyż obok nas
przemówił twardy głos.
-Proszę nie migdalić się
tylko iść na lekcje, która zaczęła się już…- to był nauczyciel. W jasno
niebieskiej koszuli wciśniętej w spodnie od garnituru w kolorze czarnym.
Patrzył na swój połyskujący srebrem zegarek na dłoni. – …jakieś dziesięć minut
temu. Proszę się pośpieszyć.- Sasuke odciągnął mnie od drzwi sprawiając, że
teraz nauczyciel mógł swobodnie przejść. Nie zwracając uwagi na stojącego obok
mnie bruneta, skierowałam się za nauczycielem do szkoły. Na korytarzu słyszałam
kroki nauczyciela. Głośny stukot jego pantofli i stłumiony odgłos moich butów,
jednak Sasuke który szedł obok mnie wydawał się, nie wydawać żadnego
najmniejszego głosu, nawet na korytarzu na którym niesie się echo. Wpadłam w
zadumę. Jego gracja była co najwyżej niezwykła. Zawsze chciałam taką posiadać.
Doszliśmy do sali w której
mieliśmy lekcje. Jak to przystało na gentelmanów Sasuke otworzył przede
mną drzwi. Weszliśmy. Wyłkaliśmy ciche
,, dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie” i lekceważąc ciekawskie spojrzenia
innych uczniów skierowaliśmy się do naszej ławki, którą razem dzieliliśmy. Z
ulgą przyjęłam to, że czarno-oki do końca lekcji, a nawet dnia w szkole już
mnie nie zaczepił.
-Zapowiada się na to, że
znów wygram panowie.- Powiedział czarno-włosy z nutką zadowolenia w głosie. Dwójka
pozostałych graczy nie była zbytnio z tego faktu zadowolona. Spojrzeli na bruneta z odrazą. Zakład obstawili wysoko i
żaden nie chciał być przegranym.
-To żadna nowość,
słyszeliśmy, że przeważnie wygrywasz, dla tego przyjęliśmy wyzwanie. Chcieliśmy
cię sprawdzić.- Powiedział brozowo-włosy. Miał na sobie skurzane spodnie, białą
bufiastą koszulę i markową czarną kurtkę. Włosy dłuższe zaczesane do tyłu, a
oczy iskrzyły niebieskim blaskiem.
-Ja również chciałem oprócz
tego, sprawdzić na co mnie stać.- odpowiedział drugi gracz. Miał krótkie czarne
włosy postawione do góry, oczy koloru zielonego, lekki wypielęgnowany zarost,
czarne buty od smokingu zupełnie nie pasujące do czarnych jeansów i białego
T-shirtu.
-Jak widać na wiele was nie
stać skoro już przegraliście tak dużo- mężczyzna wyprostował się, a następnie
oparł się o kij bilardowy lekko zdmuchując długi czarny kosmyk spadający mu na
oczy. Uśmiechnął się zgryźliwie do swoich towarzyszy, którzy w tym czasie
popijali pomarańczowe drinki.
-Raz się przegrywa, a raz
wygrywa. Żeby wygrać najpierw musisz przegrać.
-Taa Aikao pocieszaj się
tymi słowami i tak już przegraliście club ,,Montana” jest teraz mój.
-Ta gra się jeszcze nie
skończyła Itachi nie bądź taki pewien swego- Aikao pochylił się nad stołem
ułożył kij w dłoni namierzając białą bilę. Pchnął mocno i strącił, aż trzy
bile. Uśmiech satysfakcji zagościł na jego twarzy. Zostało już tylko trzy
kolory: Czerwona, czarna i niebieska nie licząc białej. Jego przeciwnicy
rozprawili się z prawie wszystkimi została czarna i czerwona. Kolej Itachiego.
Przysunął się stołu jak najbliżej mógł. Wiedział, że to jest jego szansa na
wygraną. Musiał wbić jednocześnie dwie bile jednak, aby zagwarantować sobie
ostateczną wygraną biała nie mogła wpaść do łuzy. Bez zastanowienia skierował
kij zupełnie w inną stronę i uderzył z całej siły jednak z precyzją. Mężczyźni
wiedzieli co zamierza, znali go z tej sztuczki. Bila odbiła się parę razy od
ścianek stołu i wtrąciła najpierw czerwoną bilę do łuzy po czym swoje miejsce
znalazła tam również czarna bila. Brunet wyprostował się i dmuchnął w końcówkę
kija z zadowoleniem.
-Montana jest moja chłopcy.-
powiedział zadowolony z siebie.
Zgodnie z umową mężczyźni
sporządzili umowy i załatwili najważniejsze sprawy związane z nowym
właścicielem lokalu, po czym z goryczą przegranych opuścili lokal o nazwie
,,Venus”
Właśnie wychodziłam ze
szkoły kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramienni. Przekonana że to Sasuke
postanowiłam nie reagować i dalej zmierzać przed siebie, jednak dłoń nie
ustąpiła. Sfrustrowana odwróciłam się za siebie. Pierwsze co ujrzałam to
granatowa czupryna, a potem wielkie białe oczy
-Hinata?- Zapytałam.
Dziewczyna skinęła lekko głową
-Hej Sakura może pójdziemy
razem idziemy w tym samym kierunku więc pomyślałam, że mogła bym ci
potowarzyszyć.- Wyznała na jednym wydechu. Czułam jak się coraz bardziej napina
pod każdym słowem, ze mną było podobnie. Nie spodziewałam się, że Hinata jest
zdolna do kogoś pierwsza zagadać. Tak samo i ja. Co prawda była w innej klasie,
ale zdarzały się zajęcia kiedy miałyśmy je razem. Jednak dziś Anko oświadczyła,
że jest przeniesiona do ich klasy powodów jednak nie podała.
-Hej Hinata- odezwałam się
po dłuższej przerwie. Czułam, że mogę jej zaufać w końcu jesteśmy bardzo do
siebie podobne, nawet za bardzo.
-Jasne będzie mi bardzo miło
z powodu twojego towarzystwa powiedziałam lekko się uśmiechając.
-Dziękuje- wyszeptała ledwie
dosłyszalnie i skierowałyśmy swoje kroki w stronę naszych domów. Jednak coś mi
nie pasowało. Hinata nigdy nie szła w stronę domów którym zamieszkuje, ona jak
dobrze pamiętam zawsze szła w przeciwną. Postanowiłam ją o to zapytać, jednak
za nim zaczęłam pytanie odezwała się ona.
-Mieszkałam na drugim końcu
miasta, ale przenieśli tatę do firmy po drugiej stronie miasta, więc rodzice
zdecydowali, że przeprowadzimy się bliżej miejsca jego pracy, aby nie stał w
korkach w godzinach porannych próbując przedostać się przez centrum Tokio.
Wyjaśniła mi. Nie
skomentowałam tego wydawało mi się to bardzo prawdopodobne. Co się okazało
Hinata mieszkała ode mnie jakieś pół kilometra dalej.
Weszłam do domu. Było bardzo
cicho. Zazwyczaj było słychać jak mama krząta się w kuchni. Może śpi
pomyślałam. Zdjęłam buty i plecak zostawiłam przy schodach prowadzących na górę
do mojego pokoju. Postanowiłam sprawdzić co się mogło dziać. Najpierw zajrzałam
do sypialni mojej matki, ale jej tam nie zastała, łazienka również pusta, salon
tak samo. Weszłam do kuchni, aby i tam sprawdzić obecność swojej rodzicielki.
Było to ostatnie miejsce gdzie miałam nadzieję ją ujrzeć i owszem była tam.
Stała z głową spuszczoną w dół przy wysepce na środku kuchni. Twarz zakrywały
jej krótkie włosy. Była lekko pochylona. Na blat co chwila skapywały jej
kryształowe łzy. W ręku ściskała nóż.
-Mamo –wyszeptałam delikatnie,
aby jej nie spłoszyć. Pewnie znów wspominała ojca. Wzdrygnęła się lekko i
uniosła głowę wpatrując się teraz w białą ścianę przed sobą. Po policzkach
ciekły jej łzy.
-Mamo- znów wyszeptałam
chcąc do niej podejść, jednak jak ona tylko usłyszała moje kroki w jej stronę
szybko odwróciła się ku mnie i wyciągnęła nuż przed siebie.
-Nie zbliżaj się do mnie
potworze! – krzyknęła. Stałam jak wrośnięta w ziemię. Byłą przerażona. Ona tym
nożem mierzyła we mnie.
-Mamo- znów szepnęłam.
Zaczęła do mnie podchodzić. W tej właśnie chwili w mojej głowie głos krzyczał
,,UCIEKAJ”. Szybko odwróciłam się w stronę drzwi i wybiegłam. Mijając kanapę w
salonie poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Przewróciłam się przelatując przez
szklany stuł który upadł razem ze mną i się cały potłukł. Szkła porozcinały mi skórę
na odsłoniętych rękach, nogach i szyi. Matka doskoczyła do mnie szybko siadając
na moim brzuchu, unieruchomiła mi ręce swoimi kolanami i przyłożyła ostry
wielki nuż do gardła. Czując zimną stal na szyi przełknęłam głośno ślinę i próbowałam
się uwolnić wierzchając się najmocniej jak tylko mogłam. Odniosłam odwrotny
skutek do zamierzonego. Poczułam jak moja rodzicielka jeszcze mocniej przyciska
zimną stal do mojego gardła.
-Zanim cię zabiję-
powiedziała mrożącym krew w żyłach głosem- powiedz mi co zrobiłaś z moim
dzieckiem.
-Mamo ja jestem twoim
dzieckiem! – powiedziałam kładąc szczególny nacisk na słowa twoim i dzieckiem.
-Łżesz- krzyknęła- co z nim
zrobiłaś? Zabiłaś je prawda- byłam w szoku. W tamtej chwili pomyślałam, że zwariowała.
Furia w jej oczach uświadomiła mi, że to w cale nie jest żart.
-Zdychaj potworze- więcej
już nie usłyszałam, moja własna matka poderżnęła mi gardło. Czułam jak krew
spływa po moim dekolcie. Zaczęłam się krztusić krwią. Oczy zachodziły mi mgłą.
Ostatnie co widziałam to szyderczy uśmiech mojej wyrodnej matki.
Od autorki: I jak tam ciekawi co dalej będzie? Nie
zdradzę poczekacie zobaczycie J.
Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale święta, później po światach, porządki,
rozbieranie choinki i Kolenda. Nie będę tego komentować. Nie wiem jak dalej
będą ukazywały się posty postaram się w miarę systematycznie ale nic nie
obiecuje. Pozdrawiam moi kochani czytelnicy i dziękuje za wszystko J
Pozwolisz, że skomentuje to jednym słowem: Boże :o
OdpowiedzUsuńAż tak źle????
UsuńNie, z kąd. Po prostu jestem zszokowana. Ale po głębszym przemyśleniu doszłam do wniosku, że teraz Sakura będzie czyimś aniołem stróżem?
Usuńnie to zbyt przewidywalne jak by byla aniolek i puźniej cuagnęla by sie nudna fabula bo co niewidzialna sakura moze zrobic. Wymyślilam coś wogule innego. Pozdrawiam serdecznie i do nastepnego
OdpowiedzUsuńNominuję cię do Liebster Award!!! Więcej dowiesz się tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://limit-krwi.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html
łał ale super kurde nie spodziewałam się dziękuje naprawdę dziękuje :)
OdpowiedzUsuń