-...Co jest złego w staniu w jednym miejscu,
jeśli to miejsce jest dobre?
-Nawet dobre miejsce staje się koleiną, zwłaszcza
gdy tkwisz w nim
sam...".
Nora Roberts – Lasy w płomieniach
- Sakura co się z tobą dzieje- potrząsnąłem nią może odrobinę za mocno. Patrzyła na mnie pustymi oczami- bez wyrazu- jak w transie.
-Zawdzięczam ci życie, ofiaruje tobie
więc je w zamian.- odpowiedziała. Zastanawiałem się czy ona mówi poważnie. Może
się tylko nabija, ale nie. Jej oczy mówią mi, że nie żartuje. Coś jest z nią
nie tak.
Zwariowała.
Nagle naszła mnie myśl:
Skoro i tak potrzebuje jej do
rytuału, a z tego co mi wiadomo Hinata już zdobyła miecz. Sasuke ma go już u
siebie i pracuje nad dokładną lokalizacją Białej księgi, gdzie rytuał jest
dokładnie opisany.
Dobrze więc będzie mi łatwiej.
-Dobrze Sakuro zgadzam się na to.
Z uśmiechem podeszła do mnie i
chwytając mnie zaszyję przyciągnęła moją głowę do siebie i pocałowała.
Jej usta były niesamowicie miękkie.
Wplątała palce w moje czarne włosy zgrabnie je przeczesując.
Wydałem z siebie pomruk zadowolenia. Poczułem
ciepło w podbrzuszu.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią.
Napotkałem jej wielkie zielone tęczówki. Ona również się we mnie
wpatrywała.
Po moich plecach przeszedł
nieoczekiwany dreszcz.
Odsunąłem ją delikatnie od siebie i
wstałem.
Nie mogłem już dłużej patrzeć na jej
udręczony wyraz twarzy.
Od Itachiego wracałam metrem do siebie.
Widziałam Naruto.
Mój Naruto przestrzegał mnie przed
nim. Mówił, że go zna i żebym nie wzbudzała podejrzeń, że cokolwiek wiem.
Naruto…
Naruto…
Naruto…
Myślałam gorączkowo. Powiedział mi,
że zawsze jak się skupię i go wezwę, on się zjawi.
I zjawił się, oczywiście nie sam,
razem ze swoimi przyjaciółmi.
-Czy dobrze się spisałam?- zapytałam
go.
Pokiwał głową na potwierdzenie.
-Co się dzieje, nie możesz mówić?-
znów zapytałam gdy Naruto milczał i jedynie tylko kiwał głową.
Znów kiwnął na tak.
-Czyli już cię nie usłyszę?
Tym razem pokiwał głową przeczącą.
Ta myśl mnie uspokoiła, znów kiedyś
go usłyszę. Tylko nie wiedziałam dokładnie kiedy. Westchnęłam i opuściłam
głowę. W metrze byłam sama nikogo więcej pomijając Naruto i jego przyjaciół.
Wiedziałam, Wiedziałam, że on zawsze będzie przy mnie. Jest moim przyjacielem,
on nigdy mnie nie zawiedzie.
Za nim podniosłam głowę, ich już nie
było. Muszę się przyzwyczaić do tego, że tak jak nagle się pojawiają, tak i
giną.
Wysiadłam na odpowiedniej stacji i
pomaszerowałam przed siebie. Idąc cały czas czułam czyjś oddech na szyi, ale
nie odważyłam się odwrócić. Przecież jestem w tunelach metra tu zawsze chodzą
ludzie, a tupot stup odpija się od ścian. Jednak tym razem się widziałam ludzi
przed sobą, a więc skąd odgłos kroków i sapania? Wzięłam głęboki oddech i
odwróciłam się za siebie. Nikogo tam nie było. Przerażona odwróciłam się i
przyśpieszyłam kroku. Na schodach przed oczami mignął mi cień. Znów nerwowo
rozglądałam się wokół siebie.
Uznałam, że mi się przywidziało i
szłam jeszcze szybciej. Gdy dotarłam do domu byłam tak zasapana, że ledwo
mogłam oddychać.
Męczyło mnie wiele spraw.
Wciąż miałam uczucie, że ktoś za mną
chodzi i do tego jeszcze udawanie oddanej przed Itachim, żeby się dowiedzieć co
tak naprawdę się zdarzyło.
Wzięłam kąpiel i położyłam się do
łóżka.
-Czemu uciekłaś Sakuro?- słyszę pytanie, widzę swoją postać siedzącą na
drewnianej ławce. Wokoło rozpoznaję drzewa. Są mi bardzo znajome.
-Czy czasem nie powinniście znajdować się w domu?-znów słyszę pianie i
tym razem dostrzegam policjanta.
- Czy pani jest nieletnia? Jeśli tak to muszę panią zabrać na komendę
skąd odbiorą panią rodzice.- Latarka oślepia mojego sobowtóra dzięki czemu
widzę jak mocno się kuli. Zdenerwowanie czuć od niej, aż tu. Ruch z prawej
strony przykuwa mój wzrok.
Stoi tam Itachi z rękoma w kurtce.
Policjant podchodzi do Itachiego i odgarnia mu jedną połowę kurtki
ukazując broń.
-On ma broń- szepczę sama do siebie.
Policjant mierzy do Itachiego z pistoletu trzymanego w rękach.
-Aresztujesz mnie?- pyta Itachi. W jego głosie nie słychać nawet nutki
strachu tylko czystą kpinę.
- Tak.
- Za co?- tym razem odzywa się ostro. Słowa policjanta mnie przerażają.
- Niech pomyślę. Zastraszanie tej oto młodej damy, może nawet porwanie.
Ukryta broń. Masz pozwolenie na tego gnata? Założę się, że nie. Ponadto to jest
kaliber broni takiej z której naboje znaleźliśmy niedaleko stąd w ciele młodego
mężczyzny, więc oskarżę cię również o morderstwo. Tak, to chyba załatwi sprawę.
- Musisz być jasnowidzem.
- Że co?
- W sprawie zabójstwa. Byłeś kiedyś wewnątrz worka na ciało, glino?- pyta
a ja czuje zimny dreszcz. Niespodziewanie zrywa się wiatr. Liście krążą wokół
trzech postaci.
Mężczyzna w niebieskim mundurze wygląda na wyraźnie zdenerwowanego.
-Uciekaj krzyczy i w tej samej chwili upada bezwładnie na ziemię.
Mój sobowtór także. Jej ciało osuwa się bezwładnie na ławkę. Widzę jak
Itachi wyciąga broń z za paska od spodni i strzela policjantowi w głowę, a
następnie ciągnie go w krzaki.
Otwieram usta, aby krzyknąć, ale z mojego gardła nie uchodzi żadne
dźwięk.
Chce podbiec i powstrzymać Itachiego, ale nie mogę się ruszyć.
Patrzę tylko, jak nogi policjanta
giną w krzakach, a następnie wyłania się z nich postać Itachiego.
Podchodzi on do mojego nieprzytomnego sobowtóra i delikatnie odgarnia
jej włosy z twarzy.
Bierze ją na ręce i szepcze z twarzą w jej włosach:
-już niedługo- jego szept niesie wiatr, aż do mnie.
Znika z ciałem mojego sobowtóra.
-Już niedługo- wokół mnie słyszę szepty- ciągle słyszę to samo:
-już niedługo…
Budzę się całą zalana potem. Mój
oddech jest przyśpieszony.
-Już niedługo- słyszę szept i o dziwo
to ja wypowiadam szeptem te słowa.
Następnego dnia postanawiam obejrzeć ogłoszenie
do prasy z informacjami o stancjach, chce wynająć pokój. Nie chce dłużej
mieszkać w tym domu gdzie matka chciała mnie zabić. O dziwo szybko trafiam na
dosyć dobrą ofertę.
Umawiam się z właścicielem i po
skończonym seminarium zmierzam prosto do miejsca być może mojego nowego
mieszkania.
Dzisiaj cały dzień śledziłam wzrokiem
wszystkich doszukując się profesora- dręczyciela, ale nigdzie go nie było.
Całe szczęście.
Pamiętałam co się zdarzyło, wszystko.
Do tej pory czuje jak jego dłonie miażdżą i wykręcają mi sutki, po czym
szaleńczo błądzą po moim ciele.
Upiorne sapanie słyszę co chwila za
sobą i odwracam się spanikowana szukając go wzrokiem. Moje oczy są zaszklone.
Nie mogę przestać o tym myśleć. Dręczy mnie to. Gdyby nie Itachi stało by się
coś gorszego.
Ale nie!
Itachi wcale, a w cale nie jest od
niego lepszy, tak mi mówił Naruto, a mu ufam bezgranicznie.
-Sakura tu jesteś- poczułam ręce
które mnie obejmują. Z głośnym krzykiem zaczęłam się szamotać.
Boże!
Nie!
On wrócił.
,,Zaraz
będzie po wszystkim, trochę utemperuję twoje zachowanie”
Słyszę jego głos tuż przy uchu. Moje
ciało zaczęło się trząść.
Uciekaj Sakura! Szybko uciekaj!
Moja podświadomość krzyczała, a ja
jej posłuchałam. Uderzyłam napastnika łokciem w szczękę i korzystając z tego,
że poluzował uchwyt uderzyłam go jeszcze raz. Ręce ześlizgnęły mi się na
ramiona, a ja poczułam zagrożenie.
,,Uciekaj debilko zaraz cię zwiąże i
tym razem nikt cię nie uratuje, nie będziesz miała tyle szczęścia. Zaczęłam
kopać. Mocne trząchnięcie mną sprawiło, że otworzyłam oczy.
-Sasuke- wymamrotałam uspokajając się
i w tym samym monecie rozpłakałam się. Chłopak nic nie powiedział. Przytulił
mnie do siebie, a ja mu zaufałam.
To nie on, to nie mój kat.
Nagle szybko się odsunęłam.
-Sasuke a co z Ino, ja nie mogę
przepraszam.
-Sakura ile razy ci mówiłem, nie masz
co przejmować się Ino.
Nagle coś we mnie uderzyło jak
grzmot.
Ino
Gdzie jest Ino?
Nie widziałam jej już od kilku dni.
Co się z nią dzieje? Może choruje. Dla tego nie przychodzi na wykłady. To
pewnie to. Na pewno.
-Przepraszam jestem umówiona Sasuke,
spotkamy się jutro w szkole.
Poszłam za nim mógł powiedzieć
cokolwiek więcej. Nie gonił mnie. Może wiedział co się stało? Zakryłam twarz
dłońmi. Szybko poprawiłam włosy i zmazałam ręką rozmazany makijaż spod moich
oczu. To nie ma sensu. Muszę szybko wrócić do mojego domu i się ogarnąć, żeby nie wystraszyć moje
być może nowego współlokatora.
W domu zmyłam makijaż i nałożyłam
nowy. Rozpuściłam włosy i założyłam do tego białą luźną bluzkę sięgającą mi do
pępka i jeansowe obcisłe spodnie z przedłużanym pasem. Chwyciłam torebkę i już
po pół godzinie chodziłam po domkach jednorodzinnych i szukałam właściwego
adresu, aż mi się udało. Przyjrzałam się domowi. Niezbyt wielki o kolorze
brązowym z fioletowym dachem małym ogródkiem i białymi drzwiami wejściowymi.
Dom jak dom. Niczym nie wyróżniał się od innych. Weszłam furtką i wspięłam się
po trzech betonowych schodach na małą werandę na której stał stół i bujana
rozkładana ławka. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili w drzwiach ukazała mi się
dziewczyna. Na ogół w moim wieku może lekko starsza, ale na pewno nie dużo. Miała
rude włosy ścięte na bombkę, szare oczy teraz lekko przymrużone, od rażącego
słońca i drobną sylwetkę.
-Do kogo- warknęła groźnie.
-Cześć ja chciała bym rozmawiać z
właścicielem w sprawie wynajmu.
-A no tak coś tam mi wiadomo- od razu
zmieniła ton głosy na znacznie milszy. -Wejdź zaraz zawołam kogo trzeba.
Zaprowadziła mnie do niedużej kuchni
w której siedział nawet przystojny blondyn i zajadał się orzeszkami. Na
pierwszy rzut oka skojarzył mi się z Naruto, ale tylko kolorem włosów. Nie
sterczały mu tak jak u mojego przyjaciela, a kolor oczu zamiast przenikliwego
błękitu był jasno szary. Czy wszyscy w tym domu mają szare oczy? Zastanawiałam
się.
-Siema- powiedział chłopak z do
granic zapchanymi ustami. Uśmiechnęłam się lekko. Chociaż jest tak samo
niechlujny jak mój Naruto.
-Rej ogarnij się trochę, to być może
nasza nowa współlokatora. -Chłopak od razu wstał otrzepał się i przełknął
wszystko co miał w ustach.
-Kurde sorry mam nadzieje, że cię nie
zraziłem do siebie jestem Rej- podał mi dłoń z solą między palcami po
orzeszkach. Widziałam, że już chce zabrać rękę, gdy zorientował się na co się
gapie, ale zanim ją zabrał ja ją uścisnęłam.
-Sakura- przedstawiam się - miło mi
cię poznać Rej. – Posłałam mu delikatny uśmiech który odwzajemnił.
-Sakura- powtórzył po mnie- ładnie
pasuje do ciebie- mówiąc to patrzył na moje różowe włosy- masz przyjemny głos
Sakuro taki delikatny. Chciał bym go mieć w swojej kolekcji- zrobiłam minę
która mówiła, że nie wiem o co chodzi.
-Rej!- krzyknął ktoś ze schodów. –
zachowuj się. Na schodach stanął czarno-włosy chłopak w skurzanej motocyklowej
kurtce i butach, oraz jeansach. – jego krzyk sprawił, że podskoczyła.
Rudo-włosa gdzieś zniknęła. Chłopak z trzech ostatnich schodków praktycznie
sfrunął. Patrzyłam na to oniemiała
Co jest?
-A więc chcesz wynająć u mnie pokój
skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś złodziejem, mordercą, albą jakimś
gorszym zdzierstwem- powiedział z jadem w głowie.
-Bo nie jestem- powiedziałam poważnie
patrząc mu w oczy. Nie wiem nawet kiedy doskoczył do mnie i szarpnął za ramię
prowadząc jak się domyślałam ku wyjściu. Rej szedł za nami.
Otworzył drzwi i wypchnął mnie za
nie. Rej złapał chłopaka za ramie i zatrzymał.
-Gabrielu- powiedział. Roześmiałam
się gdy doszła do mnie ironia jego imienia, a oni popatrzyli na mnie jak na
wariatkę, więc postanowiłam podzielić się z nimi moim odkryciem
-Gabriel jak ten anioł?- Rej także
wybuchnął śmiechem, a o dziwo zaraz po nim Gabriel.
-Dobra chodź pokaże ci twój pokój
który możesz zająć.
-Czy to był jakiś test?- zapytałam
mrużąc oczy i patrząc na tych dwóch.
-Coś ty takie żarty- odpowiedział
Rej. Żarty? To miały być Żarty, ja czułam się dziwnie i mnie to nie śmieszyło.
Gabriel machnął do mnie ręką, żebym poszła za nim. Pokazał mi pokój na piętrze
ostatni po prawej.
-Więc tak to twój pokój wcześniej
jest łazienka. Dzielisz ją ze mną bo tylko my mieszkamy na górze. Rej i Trish
mają swoje sypialnie na dole, więc i łazienkę swoją mają na dole. – Gabriel patrzył
na mnie z uwagą, prawdopodobnie chcąc wyłapać jakieś oznaki zniesmaczenia czy
coś tym, że mamy wspólną łazienkę, ale mi to zwisało, mogłam się dzielić
łazienką.
-Więc oto twój pokój- Wprowadził mnie
do ustronnego pomieszczania w którym było wielkie łóżko i wielka szafa na całą ścianę. Pokój był
duży.
-Możesz się wprowadzić jeszcze dziś,
Rej może ci pomóc jak będziesz chciała.
-Dziękuje wam, jestem wdzięczna za
wszystko, więc gdzie jakaś umowa wynajmu, pierwsza zaliczka?
-Umowy nie ma, warunki opisałem w
ogłoszeniu więc wszystko wiesz. Pierwsza wpłata jak będziesz miała kasę.-
Co? To tyle? Bez umowy bez niczego?
Kurde no dobra musiał ufać swoim
współlokatorom nie słyszałam, żeby Rej narzekał.
-Wprowadzę się jutro po południu-
oświadczyłam i zwróciłam się ku drzwiom. Gabriel szedł za mną. Przechodząc
przez kuchnie pożegnałam się w Ruim i stanęłam przy drzwiach odwracając się do
Gabriela.
-Cóż dziękuje bardzo. Do zobaczenia
jutro- powiedziałam i otworzyłam drzwi.
Chłopak nic nie powiedział tylko zamknął je za mną.
W domu cały wieczór pakowałam moje
najważniejsze rzeczy do kartonów. Reszta zostanie tutaj. Nie sprzedam tego
domu, ale i nie zamierzam w nim mieszkać. Renta chorobowa mojej mamy wystarczy,
żeby go spłacać, a moje stypendium starczy na przeżycie i opłatę wynajmu.
Następnego dnia przeżyłam szok.
Policja przesłuchiwała uczniów w sprawie zwłok Ino Yamanaki znalezionych w
kanalizacji przez miejscowego pracownika oczyszczalni ścieków.
,,Nie masz co przejmować się Ino’
Sasuke wciąż mi to powtarzał. Spojrzałam na niego. Stał przy swojej szafce i
rozmawiał z kolegami. Zastanawiam się co mam robić. On mógł by być mordercą.
Musiałam o tym powiedzieć policji i
to szybko. On może stać za tą zbrodnią. Nie mogę ukrywać mordercy. Nie mogę
pozwolić mu skrzywdzić nikogo więcej. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Posłał
mi uśmiech, a ja go nie odwzajemniłam poszłam w stronę gabinetu dyrektora.
-Nawet o tym nie myśl- usłyszałam
przy uchu, a potem pustka.
*
-No rzesz kurwa coś ty zrobił?- wstałem
słysząc nieprawdopodobną rzecz.
-Musiałem ona chciała donieść.- powiedział
głosem nieco przyciszonym.
-Mam ochotę cię zabić, ale to jeszcze
nie pora. Uporam się z nim ty niekompetentny bałwanie. – byłem straszliwie zły.
Spojrzałem na swoje ręce pod biurkiem. Miałem teraz ochotę złapać tego durnia
za szyję i udusić.
-wypierdalaj- warknąłem przez
zaciśnięte zęby. Muszę się teraz zastanowić jak to wszystko dobrze rozegrać,
gdy wokoło siebie mam samych idiotów. Dary anioła. Co już mam?
Biała księga nie do odzyskania
spłonęła razem z czarodziejem. Pojebaniec się z nią wysadził. Muszę sobie
poradzić bez tego.
Hinata zdobyła miecz.
Jeszcze tylko kielich i lustro.
Lustro jest u Orochimaru, a kielich muszę zdobyć sam. W tym zadaniu wybrałem
się do miejscowej wróżki. Przysiadłem naprzeciwko niej i z uśmiechem podałem
dłoń. Kobieta wzięła ją bez słowa. Spojrzała na nią, a potem na mnie i w jednym
monecie zerwała się do biegu. Nawet nie dotknęła klamki kiedy chwyciłem ją za
włosy od tyłu.
Po tym jak skończyłem ze staruszki
pozostały zmasakrowane zwłoki, jak i z jej wnuka oraz jego matki. Do puki nie
wykończyłem dzieciaka nie powiedziała mi gdzie kielich, ale teraz już wiem.
Uniosłem kartę z tarota na wysokość moich oczu. Rysunek przedstawiał parę
odwróconych do siebie kielichów.
Byłem dumny z siebie, że mi tak
szybko z tym poszło. Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i wytarłem w nią ręce po
czym rzuciłem na miejsce zbrodni. Coraz bliżej celu, jeszcze tylko lustro i
nasz kochany archanioł. Sakura jest już
owinięta wokół palca. Zadbałem aby zawieziono ją do szpitala, a gdy się obudzi
ja już przy niej będę wciskając jej kolejne kity.
Zero uczuć,
Tutaj ważny jest tylko mój cel.
Muszę zrobić wszystko, żeby tego
dokonać
Dojechałem do szpitala i pognałem do
Sali Sakury. Siedziała na łóżku z książką na kolanach. Przeszło mnie zimno.
Rozejrzałem się instynktownie. W tej chwili poczułem drobne ramiona obejmujące
moją klatkę piersiową i słodki zapach wanilii. Moja czujność wygasła. Wtuliłem
twarz różowo-włosej bardziej w siebie.
-Chodź Sakuro zabiorę cię do domu.-
szepnąłem. Nie pytała, nic nie mówiła.
Wieczorem leżeliśmy w jednym łóżku.
Przytulałem śpiącą Sakurę jedną ręką do siebie, a drugą wsunąłem pod głowę.
Aniele, stróżu mój... szeptali przez
setki lat.
Mylili się.
Teraz to właśnie ONE okazały się
naszym największym koszmarem.
Ziemię ogarnie ciemności. Państwa
upadną, szpitale, szkoły i urzędy będą stać puste, nie działają komórki. Za
dnia będą na ulicach rządzić brutalne gangi, ale kiedy zapada mrok wszyscy
wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców.
Anioły- byłem jednym z nich.
Upadłe Anioły!
. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte
z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważali je za
swoich stróżów, teraz okażą się agresorami siejącymi śmierć.
A na ich czele stanę ja.
*
Ostrożnie otworzyłam oczy gotowa, aby
poczuć jakiś ból, ale nie nastąpił. Z korytarza dobiegły mnie ciche
szmery. Wstałam szybko i podeszłam do
drzwi i delikatnie je uchyliła.
-Tak wszystko jest już gotowe, mamy
wszystkie dary anioła, Gabriel namierzony. Rytuał odprawisz ty, a Gabrielem
zajmie się nasza Sakura- słysząc to rozszerzyłam oczy ze zdumienia, czyżby
chodziło im o mojego nowego współlokatora? Po co jestem im potrzebna, Naruto
mnie ostrzegał, ale nie wiem przed czym.
-Dobrze więc przechodzimy do
ostatniej fazy naszego planu. Zaraz zabiorę ją w umówione miejsce, a wy idźcie po
tego pieprzonego archanioła.- Czułam, że muszę coś zrobić i to natychmiast.
-Pilnuj Orochimaru, żeby nie próbował
się wtrącać.
-Tak jest.
A właśnie Naruto.
Mocno zamknęłam oczy, aż czoło mi się
zmarszczyło i powtarzałam imię mojego przyjaciela jak mantrę.
Naruto, Naruto, Naruto, Naruto
Wreszcie poczułam ciepło. Otworzyłam
delikatnie oczy i napotkałam przerażony wzrok mojego przyjaciela.
-Uciekaj- wyczytałam owe słowo z jego
ust. Postanowiłam nie próżnować. Ręką mój przyjaciel wskazywał mi łazienkę.
Szybko do niej weszła. Rozejrzałam się spanikowana. Naruto tym razem pokazywał
mi szyb wentylacyjny w suficie niewielkiej wielkości, ale ja się
zmieszczę. Zdjęłam go z zatrzasków i
cicho postawiłam na wannie. Wspięłam się po muszli klozetowej. Czułam ręce
Naruto na moim ciele. On mógł mnie dotykać. Czułam go. Posłałam mu szeroki
uśmiech i z pomocą Naruto podciągnęłam się do szybu. Szłam za moim przyjacielem
na czworaka. Nie wiem jak on się tam znalazł. Przerażenie na jego twarzy mówiło
mi, że nie jest dobrze. Owe przerażenie udzieliło się także i mi. Sapałam
głośno. Nie wiem ile czasu już czołgam się po tych metalowych szybach, ale
czuje, że jest mi coraz bardziej duszno i gorąco. Kusz wirujący wokół wcale nie
ułatwiał mi oddychania. Naruto spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem. Gdy
wreszcie wylądowałam w wielkim koszu z brudnym praniem willi odetchnęłam głośno
i zaśmiałam się z ulgą. Szybko wyszliśmy z hotelu przez tylne wyjście. Rozglądałam
się spanikowana nasłuchując czyiś kroków, albo obcego oddechu. Przyłożyłam rękę
do piersi. Moje serce tak mocno biło, że na pewno słychać je na Antarktydzie, a
w górach wywołuje lawiny.
Przeszedł mnie nagle dziwny zimny
dreszcz, a potem poczułam rękę na ustach. Nie widziałam kto mnie trzyma.
Zaczęłam się wyrywać, a moje stłumione jęki przez rękę napastnika brzmiały
żałośnie. Oczy mi się załzawiły na wspomnienie gwałtu. Bałam się bardzo się
bałam.
-Ćśśś córeczko nie pozwolę im cię zabrać,
jesteś bezpieczna. – ten głos mnie uspokoił. Poczułam, że moje oczy się
zamykają. Przed twarzą śmignęły mi czarne włosy.
Poruszałam ustami jak ryba chcąc coś
powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Zapadłą ciemność.
Obudziłam się na wielkim łożu. Obok
mnie siedział
-Kurt?
-Witaj Sakuro jak się czujesz? –
posłał mi uspokajający uśmiech.
-Pewnie jesteś zmęczona, ale dostałem
polecenie, aby cię sprowadzić jak tylko się obudzisz. Twój ojciec na ciebie już
czeka.
-mój ojciec?- wyjąkałam zaskoczona.
Kurwa, Kurwa, Kurwa- rzucałem wszystkim
co się tylko dało.
Nie wieże, że ten palant się nią
zainteresował, ona miała być moja. Dzięki niej miałem mieć moc, miałem mieć
władzę, miałem mieć życie.
Nie, on na pewno jej nie zabije, nie
zrobi z niej coś innego.
Zniszczy ją, zniszczy moje szanse na
sukces.
Mój wersal, mój pieprzony wersal.
Jak mam teraz zabić kogoś z jego linii,
skoro dopilnował, żeby wszyscy zginęli z jego ręki.
Nie!
Ten sukinsyn nie wygra. Muszę
osiągnąć swój cel, muszę przywołać anioły strącone do piekieł, ja muszę wygrać.
Nie zabije swojej pierworodnej. Tylko
ona już mu została.
Ubrana w długą suknię patrzyłam na
siebie z pod grzywki. Miałam loki i w ogóle wyglądałam żałośnie, ale
najważniejsze pytanie gdzie ja kurwa jestem i co ja tu robię? Zaprowadzono mnie
do olbrzymiej Sali. Na podwyższeniu znajdował się ogromny tron prawdopodobnie,
ze złota, a obok niego drugi mniejszy. Dopiero po chwili spostrzegłam wysokiego
mężczyznę stojącego przy ogromnym ognie.
W moim wnętrzu narastał strach. Czułam się dziwnie. Zacisnęłam pięści wbijając
sobie paznokcie, aby siebie uspokoić. Muszę przestać. Muszę się uspokoić.
Myślałam gorączkowo. Mężczyzna przede mną miał czarne włosy sięgające do
łopatek i niesamowicie zielone oczy.
Jak moje.
-Sakuro witaj w domu- podszedł do
mnie i mnie uścisnął.
-Chodź wszystko ci wyjaśnię.
Po godzinie widziałam, że Orochimaru
jest moim prawdziwym ojcem, a ja jestem z nieprawego łoża. Moja matka miała
romans z Orochimaru. Na początku zaprzeczałam, ale mnie przekonał, że mówi
prawdę.
Itachi potrzebuje mnie, żeby odbyć
rytuał w którym zdobędzie wszystko co chce, a ja stracę życie.
Dowiedziałam się wszystkiego.
Neofilim, anioły, archanioły,
wampiry, demony.
Neofilim to wampiry które zostały
schwytane przez anioły i zmuszone do złożenia przysięgi która polegała na tym, że
anioły na dwa tygodnie przejmują władzę nad ciałem wampira.
-Skarbie ty to wszystko zakończysz. Wyszkolę cię, jesteś wpół wampirem więc nie
mogę ci ugryźć, żebyś stała się wampirem całkowicie. Nigdy nim nie będziesz. Przetoczę
ci krew. Będziesz tak samo silna, szybka i zwinna jak my, ale tobie będzie biło
serce. Wyszkolę cię i dam podwładnych. Będziesz moją przepustką do lepszego
świata.
-Co się stanie jeśli się nie zgodzę,
jeśli nie chce brać w tym udziału.
-Itachi cię dopadnie i zabije.
Tak to mnie przekonało. Oddałam się
pod opiekę ojca. Przetoczono mi krew, karmiono tylko wampirzą krwią. To był
jeden ze skutków mojej przemiany. Mogłam odżywiać się tylko krwią wampirów,
albo aniołów których mi podrzucano, abym nauczyła się jak ich kontrolować
umysłem, zabijać, więzić i torturować.
Całkowicie się zmieniłam. Po czterech
latach ciągłego treningu i polować straciłam resztki człowieczeństwa.
Stałam się pustym wrakiem swojego
starego jestestwa.
Od autorki: Boże, jaka ja leniwa jestem. Miałam już dawno wstawić rozdział, ale oczywiście legat darł się we mnie głośniej niż chęci i niestety wygrał leń, ale udało mi się go zwalczyć dzisiaj. :). Cóż powoli zbliżamy się do końca tego bloga.